czwartek, 24 października 2013

"Oko świata" Robert Jordan - nie, buty z nóg mi nie spadną


Zaczęłam cykl "Koło czasu", mając nadzieję, że jak się spodoba, będę miała "pewniaka" na długie zimowe wieczory. Jednak dla mnie ten cykl zakończył się na pierwszym tomie. Dlaczego? Posłuchajcie:

Do zagubionej rolniczej wioski Pola Edmonda (coś jak Shire) przybywają paskudne stwory trolloki (coś jak orkowie), którym przewodzi czarny jeździec bez twarzy (coś jak Czarny Jeździec) imieniem Myrddraal. Szukając pewnego młodzieńca robią w wiosce wielką rozpier.... yyy... rozróbę. Młodzieniec, a raczej trzech młodzieńców: Rand (coś jak Frodo) z mieczem, Mat (coś jak Merry) z łukiem (elfowietakie miały) oraz Perrin (coś jak Pippin) z toporem (krasnoludy takie miały) - uciekają  z wioski, żeby ujść z życiem.

Towarzyszy im piękna dziewczyna imieniem Egwene (smukła jak elf, wiem, że już był, nie szkodzi) oraz bard Thom (rubaszny jak krasnolud), a przez zasadzki i niebezpieczeństwa przeprowadza ich władająca Mocą lady Moiraine (coś jak Gandalf) ze Strażnikiem Lanem (coś jak Aragorn)  u boku.

Wesołą gromadkę ściga latający stwór  draghkar (coś jak skrzydlata bestia), na szczęście wyprowadzają go w pole, przeprawiając się promem w Tarren Ferry (coś jak bród na Bruinen). Tak wygląda początek powieści.

Ech. Nie, to wcale nie jest kalka, ja to specjalnie tak przerysowałam, opuszczając co nieco (ale nie zmyśliłam ani jednego słowa), żeby było widać, czemu ECH. I chociaż potem to wszystko się rozjeżdża, drużyna się rozpada (o rany, znów to samo, no przecież tego nie wymyślam!) i grupki wędrują oddzielnie - to i tak pachniało mi to tak bardzo Tolkienem, że bardziej nie można. Czytałam jednak dalej, bo może to tylko taka moja wyobraźnia, a powieść okaże się oryginalna i coś mnie w niej urzeknie. Urzekło, faktycznie. Dalsze wyszukiwanie podobieństw :)

Wędrowcy nie chcą niczego zniszczyć, tylko się schronić w bezpiecznym miejscu, jeden z grupki staje się bratem wilków, inny ulega władzy przeklętego sztyletu (o podobieństwie do władzy palantiru już nie będę wspominać). Co jeszcze? Podczas podróży trafiają do miejsca, gdzie włada Zielony Człowiek, przypominający drzewo (tak, Drzewiec się kłania)...

Ech, no nie. To bez sensu, przecież widać. Niechby tam potem trysnęły gejzery oryginalności, talentu, niech się tam toczy opowieść taka, że buty z nóg spadają, to i tak się o tym nie przekonam.

8 komentarzy:

  1. No i co sobie taki autor myśli? Że nikt się nie zorientuje? A może sam siebie oszukuje? Niemniej seria "Koło Czasu " ma tomów wpierdylion i z ocen wynika, że generalnie czytelnicy są zadowoleni. Więc może autor jest szczwany - ludzie lubią piosenki, które już słyszeli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe, że potem wszystko się klaruje tak, że o Tolkienie nikt już nie pamięta. Seria faktycznie imponująca.

      Usuń
  2. Ech, te kalki to nic w porównaniu z Shannara Brooksa, tam to dopiero by Cię urzekło. Dalsze tomy są "oryginalne", tylko cierpią na podobieństwo do fabularne poprzednich tomów i tak pięć razy to samo, tylko miejscówki i nazwiska się zmieniają. Dalej nie dałem rady

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Shannara to była kalka i na dodatek zupełnie niestrawna. Dziwię się, że ktoś przebrnął przez pięć tomów. Ja zrezygnowałem po pierwszym...
      A tak btw to fajny blog. Całkiem przypadkiem tu trafiłem, szukając info o Kole czasu Jordana, a teraz już wiem, że przez dłuższy czas nawet nie pomyślę, żeby po niego sięgnąć. Dzięki za to.
      A przy okazji dowiedziałem się, że książkowy blogerzy na naszym Śląsku organizują się w grupy. To dopiero nowina!
      Do przeczytania.

      Usuń
    2. Dziękuję za komentarz. Fajny masz nick, jednoznacznie określający zainteresowania :)
      Jeśli chodzi o książkowych blogerów, to nie jest grupa ściśle zamknięta i hermetyczna, można dołączyć, jeśli się chce.
      Do przeczytania - zajrzę też do ciebie.

      Usuń
    3. Dzięki. Aczkolwiek to, że KamilCzytaKomiksy nie znaczy, że Kamil czyta tylko komiksy ;)

      Usuń
    4. Tak, zdaję sobie sprawę :)

      Usuń