Strony

środa, 27 maja 2015

"Antipolis" Tomasz Fijałkowski - żadna tam recenzja, garść spostrzeżeń


Autor jest debiutantem, polonistą, blogerem rozsmakowanym w fantastyce. Książka, jaką napisał, jest historią o tym, jak to nasz świat stanął na krawędzi przepaści. Katastrofa jest o krok! Nieco dziwna katastrofa, bo tak do końca nie wiadomo, czym się ona objawi. Wiadomo jedynie, że zbliża się moment, gdy zetkną się dwa światy, a czy skutkiem zetknięcia będzie implozja, eksplozja czy też rozkwit gigantycznej ilości kwiatów - hm, no cóż, wszystko jest jednakowo prawdopodobne.

Dobrze, to nakreśliłam główny motyw powieści, a teraz przyjrzę się, czym ten motyw jest obudowany. Tytułowe Antipolis to stolica Polski (Warszawa przestała pełnić tę funkcję, bo legła w gruzach). Dodam, że jest rok 1936. Ten prosty zabieg wsadził wsadził powieść do szufladki "rzeczywistość alternatywna". Szufladkowanie jest złe, toteż powieść od razu z tej przegródki wyskoczyła, po czym wskoczyła kolejno do kilku innych, nigdzie ostatecznie nie zagrzawszy miejsca.

W Antipolis życie toczy się na pozór zwyczajnie, ludzie mieszkają tam, pracują, umierają. Obok zwyczajnego życia jest też życie ściśle tajne łamane przez poufne, gdzie istnieje organizacja zwana Strukturą, gdzie przepowiada się (w pewnym stopniu) przyszłość za pomocą skomplikowanego urządzenia, gdzie szuka się ludzi z nadnaturalnymi zdolnościami (hm, może lepsze byłoby słowo "paranormalnymi"), wreszcie - gdzie z całych sił pracuje się nad tym, by do kataklizmu nie doszło. I jak byście nazwali taką szufladkę? Bo ja nie umiem.

Wiem za to jak się nazywa kolejna, to horror. Mamy tu nekromancję i spirytyzm. I żywe trupy, których nie cierpię. Bardziej już podobają mi się stygmatycy. Występuje taki jeden w powieści i bardzo mi się ta postać podoba, ze względu na nadzwyczajne zdolności.
Odejdę na chwilę od nadnaturalnych tematów, bo i swojskie klimaty się znajdą: komisarz, śledztwo, seryjny morderca, dwa kroki w bok i jeszcze kontrwywiad...
Ach, zapomniałabym, jeszcze Obcy. 

Dla każdego coś miłego, rzekłabym. Tylko czy ta różnorodność przysłużyła się powieści, czy wręcz przeciwnie? Och, to oczywiście musi każdy czytelnik ocenić sam. Ja oceniłam książkę na czwórkę, bo ta mieszanka mi równomiernie rozmasowała zwoje mózgowe. Do tego świetne jest zakończenie, bo nadmuchałam sobie koncepcję katastroficznego zakończenia jak wielki balon i w napięciu oczekiwałam na wielkie bum. A tu zamiast bum było ciche pyk, końca świata nie będzie, dziękujemy państwu za uwagę. Niezła zmyłka, autorze!

Nie podobała mi się za to koncepcja bohaterów powieści. Mijają się jak statki we mgle, choć przecież występują w jednej powieści, to ich losy jakoś w ogóle się nie łączą. Autor zaczął od Tomasza, tylko on jest jakby mocniej osadzony w książce, aż się prosiło, żeby jego właśnie mocniej nieco wyeksponować jeśli nie środku, to chociaż na końcu, ale nie, rozmywa się w tłumie jemu podobnych. Nikomu nie można sekundować, nie ma za kogo trzymać kciuków, no dobra, można za całą ludzkość, ale na to trzeba być mistykiem podobnym do Piotra (także jeden z bohaterów), a nie zwykłym czytelnikiem.

Na koniec: zdarzenia widziane oczami różnych osób to za zabieg spotykany dość często, tylko że w "Antipolis" jakoś to ciężej się czyta, bo nie można tak od razu ocenić, czyimi oczami się akurat patrzy. Jeśli na początku akapitu występowało nazwisko, np. Mraczewski, cieszyłam się, bo już go sobie szybciutko umiejscawiałam w akcji. Jeśli nie, chwilę mi zajmowało, co i kto akurat robi. Taki rodzaj masowania zwojów jednak niekoniecznie mi odpowiada, wolę łamać sobie głowę nad kwestiami koncepcyjnymi. To chyba kwestia komfortu czytania.  Z całą pewnością jednak przeczytam drugą część. Podobno już się pisze!
Tomasz Fijałkowski na Targach Książki w Warszawie

9 komentarzy:

  1. Hmmm właściwie jakoś specjalnie to mnie do tej powieści nie ciągnie. Mam sporo innych książek na oku obecnie.

    Bookeaterreality

    OdpowiedzUsuń
  2. Już ja się postaram, by ta druga część była lepsza, mniej dziwaczna strukturalnie.

    pzdr serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobrze. Tylko wiesz, struktura wcale nie była taka zła (oprócz uwagi z ostatniego akapitu), tylko bohaterowie... Zarzuć na któregoś lasso, oplącz i przyciągnij nieco w stronę czytelnika.

      Usuń
  3. Troszkę już o niej czytałam. Temat mnie bardzo ciekawi i myślę, że dla niego mogę sięgać :)
    Moje-ukochane-czytadelka

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Specjalnie nie czytałam wcześniej opinii, żeby się nie sugerować, ale nadrabiam :) Mi aż tak nie brakowało jednego protagonisty, ale z kolei nie podeszło mi zupełnie zakończenie - zwłaszcza, że rozwijanie akcji zajmuje niepomiernie więcej czasu niż jej "zwijanie". Ale uważam, że autor ma fajne pióro i czyta się dobrze, więc będę mu się przyglądac :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zerknęłam okiem, co tam naskrobałaś i pewnie jeszcze tam zajrzę, żeby dokładniej doczytać. Zakończenie było dla mnie nieco, hm, zabawne. Wielkie oczekiwania, wstrzymany oddech i co? I nic. :)

      Usuń