piątek, 16 września 2016

"Staruszek Anderson" Hermann, Yves H.


Jaka ja jeszcze zielona jestem w komiksowym świecie! Oto trafił w moje ręce "Staruszek Anderson", a ja ani scenarzysty, ani rysownika dotąd nie znałam. Aż głupio. Chociaż nie, nie głupio, przecież poznaję teraz, nigdy nie jest za późno na nawiązywanie znajomości.

Anderson jest olbrzymim, zwalistym Murzynem w podeszłym wieku. Prowadzi spokojne, uporządkowane życie: dom, żona, knajpa, starzy przyjaciele. Skorupka codzienności, a pod nią zastarzała i utajona gorycz. Rana po zaginionej wnuczce wciąż krwawi.
Pewnego dnia umiera, złamana zgryzotą, żona Andersona, a on zostaje sam na świecie - i to chyba daje mu impuls, by pokusić się o rozwiązanie sprawy, która nie daje mu spokoju. Chodzi właśnie o wnuczkę: dlaczego zaginęła, i kto może mieć coś z tym wspólnego.



Dalej robi się coraz bardziej krwawo i bezkompromisowo, zapalczywie i niesprawiedliwie. Nie ma miejsca na szczęśliwe zakończenie. Scenarzysta funduje brutalne rozgrywki, a z kart wyłazi strach, zaszczucie, nienawiść. Nie ma, nie może być, szczęśliwego zakończenia w książce, której akcja dzieje się na południu Stanów Zjednoczonych w 1952 roku i której głównym bohaterem jest Murzyn. Dostałam olbrzymią porcję konfliktu, jakby mi ktoś w twarz dał. "Chata wuja Toma", "Służące", "Kolor purpury" i "Czas zabijania" zmiksowane w jedno.

Atmosferę jeszcze podkręcają rysunki Hermanna. Do licha, mocne. Naprawdę mocne. Otworzyłam na pierwszej stronie, przebiegłam oczami, pojęłam sens opowieści, po czym zaczęłam uważnie i dokładnie studiować rysunki. Twarze obwisłe i napuchnięte, ciała (ubrane czy nagie) pełne zmarszczek i fałd. Bolące stawy i kręgosłup, znużenie w oczach. Hermann nie upiększa, nie podbarwia, rysuje jak wczesny van Gogh, z całą brutalną szczerością, na jaką go stać. I jest w tym kapitalny!
Nie cofa się przed niczym, ale uwaga, on nie epatuje przemocą, tylko pokazuje historię, bezstronnie - a że historia pełna jest krwi i łez, rysunki także takie są.

To komiks, który potrafi zrobić piorunujące wrażenie na czytelniku, oby więcej takich trafiało w moje ręce. Jedna tyko uwaga do wydawcy: dlaczego w stopce komiksu nie wyszczególniono, kto pisał, a kto rysował? Jest tylko "Autor: Hermann, Yves H.".  Wiem, że można wszystko w sieci sprawdzić, ale i tam uważam, że takie informacje powinno się zamieszczać w publikacji.

"Staruszek Anderson" scenariusz Yves H., rysunki Hermann Huppen, tłumaczenie Jakub Syty. Wydawnictwo Komiksowe, Warszawa 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz