Strasznie mi przykro. Przeczytałam całą książkę w trzy dni i nic z niej nie zrozumiałam. No, prawie nic.
Świat przyszłości, zwichrowany, zanieczyszczony, bezlitosny. Korporacje rządzą światem, a jeśli nie oni, to przestępcy. Prole na dole. Wszystko osieciowane, a ci, którzy pływają w cyberświecie niczym rybki w wodzie, są w cenie. Ci mają za uchem gniazdko sieciowe (prosto z Matrixa), inni mają sztuczne ręki, nogi i inne drobiazgi... Boję się takiego świata.
Gang z Przypadku, czyli grupka dość losowo dobranych ludzi, kradnie na zlecenie wojskowy ładunek. To nie wszystko, pakują się w tarapaty wszyscy razem i każde z osobna. Nie ogarniałam tego. Powoli na jaw wychodzą sprawy z ich przeszłości - och, trzeba, by czytelnik uznał ich za ciekawych i poznał ich motywy, a może i polubił. U mnie pykło, polubiłam, ale dalej nie rozumiałam.
Sprawa zapory, za którą zostały zamknięte sztuczne inteligencje - interesująca. Zamysł Alberta (porównajcie tę postać z Albertem z serii "Amelia i Kuba") by zrobić kopię człowieka, kopię siebie i przesłać za zaporę - przedni. Prawie go zrozumiałam i bardzo mi się spodobał.
A kwestii obiektu wszczepionego w jednego z gangsterów, który co jakiś czas generował raporty (obiekt, nie gangster), a te raporty ktoś, nie wiem kto, omawiał - zupełnie nie pojmuję. Nie i koniec.
Kosik pisze świetnie, ale w przypadku tej książki jakoś równolegle do mojego systemu postrzegania.
Książka przeczytania w ramach akcji "Zew Zajdla", a także stosikowego losowania na czerwiec 2024.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz