Udało mi się przeczytać, przy czym zaznaczam, że słowo "udało" jest użyte celowo. Bo zabierałam się za nią już jakiś czas temu, parę stron i odepchnęła mnie ta książka. Przyznam, że to dlatego, iż ciągle gdzieś w pamięci miałam tego detektywa Monka, to nieustanne mycie rąk, to staranne i drobiazgowe dzielenie się z czytelnikami najbłahszymi rzeczami, z czego bohater zrobi kolację, o czym rozmawia z żoną przez telefon i jakie nosi obuwie (i on, i jego żona, oczywiście). Podczas urlopu miałam jednak trochę więcej samozaparcia - i bardzo dobrze. To książka, o której po przeczytaniu się pamięta - w sensie: o czym jest. Nie mogę tego samego powiedzieć o "Norwegian Wood" czy "Na południe..." A tu proszę. Ptak nakręcacz, który nakręca cały świat. Bez niego świat się zatrzyma. Zwykły człowiek uwikłany w niezwykłą historię. Odchodzi żona, on czeka na nią, pojawiają się ludzie, którzy rzucają światło na jej tajemnicze zniknięcie, mnożą się historie, mozaika słów. I niezwykłe rozstrzygnięcie, magiczne, takie nie do uwierzenia, a jednak... I te zdania, nad którymi trzeba się zatrzymać. "Zegar tykał, sucho postukując w ścianę czasu". "[tonik] Stał więc sobie niezręcznie zawstydzony w wysokiej szklance i puszczał drobne bezcelowe bąbelki". Tak.
Krótko i na temat :)
OdpowiedzUsuńKrótko i na temat :)
OdpowiedzUsuń