Nie zamierzam ulegać wszechobecnej tendencji do porównywania tomu trzeciego z poprzednimi. Nie tym razem. Przyczyna jest wysoce prozaiczna: tak dawno czytałam tom pierwszy i drugi, że słabo je pamiętam. Tak więc rozpatrując PLO3 jako odrębną książkę, muszę przyznać, że to bardzo dobre s-f. Motyw Ziemianina przeniesionego na obcą planetę i zmuszonego do radzenia sobie we wrogim świecie jest znany, że hoho, że przypomnieć choćby moją ulubioną "Osadę" Bułyczowa czy "Niezwyciężonego" Lema. "Pan Lodowego Ogrodu" bliższy jest jednak klimatem do cyklu "Smok i jerzy" Dicksona - to przez te średniowieczne realia, no i fakt "pojedynczości Ziemianina. Właśnie, ta pojedynczość... Czy to nie znamienne, że PLO tak się podoba facetom? Bo co pytam znajomych płci męskiej, to czytali i podoba im się. To przez tego kowboja, supermena, żołnierza - nie dość, że świetnie wyszkolony, zaopatrzony w znakomity sprzęt, to jeszcze obdarzony dopalaczem Cyfralem, który z supermena robi supermena do potęgi czwartej. Jaki facet nie chciałby być taki? Który nie chciałby esplorować obcej planety, mając takie udogodnienia, a do tego być ostatnią deską ratunku zaginionych w akcji naukowców? Dlatego panom tak podoba się PLO! Jeszcze słowo o nurtującej mnie drobnostce, czyli o tytule. W trzecim tomie Vuko dociera do jednego z zaginionych naukowców, który stworzył Lodowy Ogród i jest w nim władcą i panem. Nie jest natomiast pierwszoplanową postacią - nie wiem więc, dlaczego cały cykl nosi jego miano. Chyba że (to tylko moje supozycje) Lodowy Ogród stanie się strategicznym miejscem, ważnym miejscem, o które będą toczyć się walki, a ten, kto zdobędzie władzę nad Lodowym Ogrodem, wygra. No zobaczymy. Jak na razie zadowolona jestem, że połączyły się dwa rozdzielne wątki, Vuko i Filara - choć jednocześnie ukłucie żalu, że nastał kres moich dywagacji, jak to się stanie, to połączenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz