Przed świętami jakoś znalazł się w naszym domu katalog Empiku, poprzeglądałam trochę, a potem coś mnie tknęło i dałam mężowi z poleceniem, żeby zaznaczył, co mu się podoba, to dostanie na urodziny czy tam na gwiazdkę. Jednym z zaznaczonych tytułów był właśnie "Homo bimbrownikus" Pilipiuka i już, już szykowałam się, żeby złożyć zamówienie na stronie empiku, kiedy zobaczyłam na forum pclab.pl konkurs. Książkowy, oczywiście, gdzie główną, a właściwie jedyną nagrodą był "Homo bimbrownikus"! Zaświeciły mi się oczka i jęłam (ale dziwne słowo) z zapałem rozgryzać poszczególne cytaty. Jakieś parę dni to trwało, konkurencja była o włos, ale udało się! Zwyciężyłam, zdobyłam, hura! Jeszcze tylko poprosiłam organizatorkę konkursu, żeby dedykację ewentualną napisała na karteczce (piękny dyplom dostałam), a nie na książce, no i już!
Mąż oczywiście przeczytał pierwszy, potem dostałam w łapki ja. To nie było moje pierwsze spotkanie z Jakubem Wędrowyczem, czytałam już wcześniej "Zagadkę Kuby Rozpruwacza". Ponowne spotkanie zapijaczonego, niemłodego egzorcysty nie było już taką frajdą, jak za pierwszym razem. Chyba nie bawi mnie taka przaśna napierdzielanka, ktorej mnóstwo w książce. Fakt, przyznać trzeba, że Pilipiuk wyobraźnię ma i piorą się na takie sposoby i w takich konfiguracjach, że trudno to wszystko zliczyć. Tu i ówdzie przewija się jakieś diablę (czyli mamy motywy mityczno-biblijne), podróże w czasie są na porządku dziennym (o, s-f), kulty Światowida mają swoich wyznawców (historia), a grupki dresiarzy wiecznie dostają wycisk (Masłowska). Wszystko z rozpędem, z rozmachem, siermiężnie i swojsko. Niby ok, ale tak do zabicia czasu. Nie będę się specjalnie starać o następne tomy przygód Jakuba, no, chyba że sobie mąż zażyczy.
Ocena 3,5/6 (od dziś zaczynam wstawiać oceny liczbowe, system dla ułatwienia jak na biblioNETce).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz