W czasopiśmie "Archipelag" znajduje się notka o blogosferze książkowej, wymieniony jest tam między innymi blog o książkach zapomnianych. Przeczytałam i nieco smutno mi się zrobiło, wiem bowiem od autora tegoż bloga, że zarzuca, a właściwie już zarzucił, jego prowadzenie. Szkoda, bo istotnie wyciągał z otchłani niepamięci ciekawe książki.
Toteż pomyślałam sobie, że i ja wyciągnę taką jedną. Znacie takie nazwisko: Gómez-Arcos? Agustín Gómez-Arcos? Napisał powieść "Anna Nie". W biblioNETce oceniły ją trzy osoby, łącznie ze mną. Bardzo mało, a szkoda, bo książka jest piękna. Nie, nie piękna, to złe słowo. Przejmująca, wzruszająca, poruszająca czułe strony w sercu, smutna, trudna, a do tego piękna. Tak, piękna, jednak to dobre słowo. Opis z okładki głosi: "Tłem książki jest Hiszpania w okresie dyktatury generała Franco. Opis wędrówki Anny Paücha, zwanej Anną Nie, z południa na północ kraju stanowi przejmującą alegorię losu ludzkiego, dając nam zarazem - jak to jednogłośnie uznali krytycy francuscy - jeden z najpiękniejszych portretów kobiecych w literaturze współczesnej."
Anna to prosta, niepiśmienna kobieta znad morza, żona rybaka, matka trzech synów. Osoba na wkroś szczęśliwa, rozświetlona blaskiem dni płynących jeden za drugim, miłością męża, bielą mew na niebie, synów rosnących jak dęby. Wojna domowa w Hiszpanii zabrała jej męża i dwóch synów, po kolei. Ostatni syn, najmłodszy, trafił do więzienia z dożywotnim wyrokiem - to również prawie jak śmierć. Po trzydziestu latach od momentu, kiedy Anna dostała wiadomość o wyroku od syna, postanawia do niego jechać. Zobaczyć syna.
Jej wędrówka przez cały kraj jest... brak mi słów. Heroiczna. Straszna. Zachwycająca. Jak muzyka poważna, przy słuchaniu której wilgotnieją oczy. Ta podróż do syna, kontynuowana za wszelką cenę, wyczerpująca siły, podróż wysiłkiem woli, podróż miłości, podróż matki- to coś wielkiego. Nie czytałam jeszcze czegoś takiego, tak prawdziwego, napisanego prostym, pięknym językiem. Cudo.
Przeczytajcie, jeśli możecie. Gorąco polecam. Będę szczęśliwa, jeśli ktoś jeszcze (oprócz tych trzech osób) weźmie książkę do ręki, ta powieść jest tego warta, powinna mieć wielu czytelników, powinno się o niej rozmawiać, pisać, dyskutować. Błagam, niech to nie będzie książka zapomniana. Wyciągnijmy ją na światło dzienne.
Chciałam jeszcze dorzucić jakiś cytat, ale miałam problem z wyborem. Gdziekolwiek otworzę książkę, słowa toczą się jedne za drugim, jak perełki na sznurze, jak tu wyrwać je z książki? Stracą urok może? Później. Wybiorę, zamieszczę w osobnej notce.
Ocena: 6/6.
Szkoda, że "Habent sua fata libelli" zakończył działalność, bo fajnym blogiem był :(
OdpowiedzUsuńWItam, podczytuję dzisiejszego wieczoru Twe recenzje i postanowiłam zostawić komentarz właśnie pod tą notką. Pomysł blogu, który "odświeża" zapomniane, godne uwagi książki jest świetny. "Anna Nie" zanotowałam sobie w kalendarzyku, moze kiedyś nań trafię? Pewnie największe szanse mam na to podczas wędrówek po antykwariatach...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
"Habent sua fata libelli"- rzeczywiście fajny pomysł. Mam zresztą wrażenie, że niektórym książkom pomógł, bo mignęły mi tytuły książek, które są poszukiwane, np na podaju...
OdpowiedzUsuńBtw historia Anny-Nie trochę mi się skojarzyła z Opowieścią o prawdziwym człowieku Polewoj-, kolejną niesłusznie zapomnianą książką.
OdpowiedzUsuńBlog zapomnianych książek to świetny pomysł, szkoda, że autorowi nie starczyło zapału na dłużej.
OdpowiedzUsuńAniu, jeśli trafisz na Annę, nie pożałujesz.
Izo - Polewoja wrzuciłam do schowka, pewnie przeczytam, kiedyś :)
muszę koniecznie poszukać tej książki :)
OdpowiedzUsuń