Strony
▼
wtorek, 16 sierpnia 2011
"Gdzie dawniej śpiewał ptak" Kate Wilhelm (o przyszłości i klonowaniu)
Kornwalia o niej pisała, a ja zawstydziłam się trochę, że jej nie znam i czym prędzej wzięłam się do czytania. Zawstydziłam się, bo książka wyszła w Polsce dawno temu i z racji mojej dawnej fascynacji (czyt.: wariactwa i fisia, polegającego na namiętnym połykaniu wszystkiego, co tylko udało się wydłubać w okolicznych bibliotekach, a co miało w nazwie s-f) powinnam była ją znać. A tu nie.
Była sobie Ziemia, ludzie żyli na niej szczęśliwie - pracowali, uczyli się, zakładali rodziny, chodzili na spacery i patrzyli w gwiazdy. I nagle coś się popsuło, nastała era mroku (tylko nie bierzcie tego dosłownie) - brak żywności, problemy z produkcją, no i... coraz mniejszy przyrost naturalny, zarówno u ludzi, jak i zwierząt. Popsuło się, ot co.
Istniała jednak pewna rodzina, która dostrzegła w porę symptomy katastrofy i postanowiła, kolokwialnie mówiąc, nie dać się zeżreć z butami. Do sprawy członkowie rodziny podeszli nad wyraz profesjonalnie: odizolowali się, zaopatrzyli we wszystko, co niezbędne, by przeżyć, a przede wszystkim - rozpoczęli badania. Nad płodnością, nad klonowaniem ludzi i zwierząt, nad wszystkim, co by zapewniło przetrwanie rodzaju ludzkiego na Ziemi.
Udało się, życie przetrwało, ale aż chciałoby się westchnąć "co to za życie?". Dziwne bowiem rzeczy dzieją się z ludźmi, hm, nie ludźmi, tylko klonami, ale zaraz, przecież klony to też ludzie; no i proszę, jak semantyka zawodzi. Kwestia klonowania jest trudna, nie do przewidzenia są zmiany, jakie mogą nastąpić w wyniku klonowania. Bohaterowie książki (i czytelnicy) przekonują się o tym wielokrotnie, czas akcji rozciągnięty jest na wiele, wiele pokoleń. Zmiany w strukturze społeczeństwa (podział na "my" i "oni"), zmiany w psychice klonów, zmiany w psychice ludzi - wszystko to bardzo ciekawe. Czy nas to czeka? Nie wiadomo, bo znane jest stanowisko odnośnie klonowania ludzi - rozumiem, bo dylematów związanych z tym tyle, że aż głowa boli. Ale czy tak będzie zawsze? Co, jeśli staniemy przed perspektywą zagłady, a klonowanie ludzi będzie jednym ze sposobów przetrwania, czy coś się zmieni, czy też w imię zasad ludzkość bez słowa skargi przepadnie w mrokach niepamięci?
Proszę, jak dobrze było sobie to poczytać, rozruszały się szare komórki. Polecam.
"Gdzie dawniej śpiewał ptak" Kate Wilhelm, tłum. Jolanta Kozak, Czytelnik 1981
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZawsze utrzymywałam, że nie lubię s-f, że nic mnie w tym nie pociąga, że wolę inny rodzaj literatury. Zdałam sobie jednak sprawę z tego, że ja po prostu nie mam prawa tak mówić, z jednego poważnego powodu: ja nigdy science-fiction nie czytałam. I wstyd mi za to bardzo, bo przecież jak najbardziej można krytykować, ale jeśli wroga się zna. Nie mam zamiaru nastawiać się pesymistycznie na lekturę z tego gatunku i postanowiłam w najbliższym czasie sięgnąć po klasykę i przekonać się na własnej skórze- wtedy bez ograniczeń będę się wypowiadać ;) Na pewno podzielę się przemyśleniami.
OdpowiedzUsuńPS. Odpowiadając na Twój komentarz u mnie:
Zachęcam Cię bardzo do lektury "Rzymu". Jeśli lubisz zagłębiać się w jego historię ta pokoleniowa saga, w której bohaterzy tak naprawdę stanowią jedynie tło do historii wiecznego miasta, powinna przypaść Ci do gustu. Zresztą niezmiernie ciekawa jestem Twojej opinii :)
A polowanie na książkę "W ogóle i w szczególe", pani Fadiman również rozpoczęłam ;)
O, zaskoczył mnie rok wydania tej książki. Dziwnie jakoś tak, bo w zasadzie lubię s-f, ale nigdy nie czytałam STAREGO s-f, np. takiego, jakie przedstawia ta książka. To kolejna książka, którą muszę dodać do listy: DO PRZECZYTANIA. Boję się, że wkrótce lista ta będzie większa, niż: PRZECZYTANE... :)
OdpowiedzUsuńAla - nie uwierzysz, ale miałam dokładnie tak samo z gatunkiem fantasy (nie mylić z fantastyką, bo to coś innego!). Mówiłam, nie lubię, co mi tam jakieś smoki, magia czy inne banialuki, to nie dla mnie. A potem jeden kolega po prostu pożyczył mi książkę, przeczytałam i stwierdziłam, że to naprawdę całkiem niezłe, potem były następne - teraz mam już spore rozeznanie w tym gatunku, a to zaledwie w ciągu kilku lat :)
OdpowiedzUsuń"Rzym" kiedyś, prędzej czy później, dopadnę. Liczę na moje kochane biblionetkowiczki, które mają sporo i chętnie się dzielą (zresztą jak i ja) :)
----
Limonko, niby nic, a tu już rzeczywiście trzydzieści lat minęło... W tym przypadku, śmiem twierdzić, czas nie nadwyrężył książki.
Sprawdziłam katalog gdańskich bibliotek i okazało się, że w dwóch z trzech, w których jestem aktualnie zapisana, ta książka jest dostępna. Już wiem, co przyniosę do domu w przyszłym tygodniu... ;)))) dobrze tak krążyć po blogach i odnajdywać perełki. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńRany, jak miło widzieć, że kogoś aż tak zachęciłam, że poszedł, książkę znalazł i od razu przeczytał :))) Jaki to łańcuszek się wytworzył, bo ja zaczęłam od innej książki, w której był kanon s-f, na pierwszy ogień poszła akurat Wilhelm, potem Ty przeczytałaś, teraz widzę, że limonka po nią sięgnie. Fajnie, to jest właśnie siła blogowania, zwłaszcza w przypadku książek starszych.
OdpowiedzUsuńA co strachu przed fantastyką, to myślę, że zawsze trzeba pamiętać o tym podziale s-f i fantasy. Często kobiety odnajdują się lepiej właśnie z tymi smokami, elfami itp., ale u mnie jednak prym wiedzie s-f. Jakoś tak trafiam, że rzadko która z tego gatunku mnie rozczarowała.
Serdecznie pozdrawiam!
Bardzo Ci dziękuję, Kornwalio! Zaprawdę, warto było :)
OdpowiedzUsuń