Strony
▼
sobota, 7 stycznia 2012
"Maluję sam. Biedronka" - o tym, jak teoria rozmija się z praktyką
Z wydawnictwa Wilga otrzymałam (między innymi) kolorowankę z magicznym pisakiem. Takim, co to wiecie, nie trzeba farb, pędzli, wody, nic się nie brudzi, nie rozlewa, wyciąga się pisaczek, jedzie po obrazkach, a one magicznie pokrywają się kolorami. Wydaje się to być bardzo, bardzo ciekawym rozwiązaniem, toteż wyciągnęłam kolorowankę, odpakowałam pisaczek, najpierw sprawdziłam dyskretnie z tyłu na ostatnim obrazku, czy działa, ok, coś tam się pokolorowało, wręczyłam więc dumnie Krzysiowi pisaczek ze słowami "Krzysiu, maluj! Tu, po kropeczkach!"
Moje dziecię dokładnie obejrzało pisaczek, po czym czym zaczęło malować na wewnętrznej stronie okładki, czyli na pustej stronie, czyli tak jak zawsze malowało - na czystej kartce.
Nakierowałam delikatnie, że pisaczkiem się mazia po zwierzątku i jak się długo i wytrwale mazia, to pojawiają się kolorki. Krzyś maznął dwa razy po uszku zwierzątka, a że kolory słabo się pojawiały, wnet stracił zainteresowanie i znów zajął się pustą stroną, gdzie pisaczek pozostawiał delikatny wilgotny ślad. Kolejne próby wyglądały mniej więcej tak samo, w końcu pogodziłam się z tym, że książeczka będzie dla mnie, wytrwałe mazianie pisaczkiem po kropeczkach (zawierających zapewne skondensowaną farbę) znakomicie koi nerwy i uspokaja. Pomalowałam w ten sposób motylka i kaczuszkę.
Aż w końcu stwierdziłam, że pisaczek jest narzędziem za mało efektownym i spektakularnym dla dwulatka i wyciągnęłam pędzelek, nalałam do kubeczka ździebko wody, po czym pokazałam, jak się używa tegoż narzędzia. No, od razu inna bajka! Krzyś z zapałem maczał pędzelek, po czym kolorował zwierzątka, nie szkodzi, że partiami - chciał po prostu sprawdzić, jakie kolor ma ucho niedźwiadka, łapka liska, brzuszek słonia i tak dalej. Zabawa na sto dwa!
Kolejne podejście znów mnie zaskoczyło. Znów przygotowałam kubeczek, odrobinę wody, pędzelek i wręczyłam Krzysiowi. Zaczął podobnie, umoczył pędzelek, pokolorował kawałek zwierzątka. Po czym kolorowym pędzelkiem pomalował sobie paluszki drugiej ręki. Przyjrzał się uważnie kolorowym paluszkom i wetknął je do kubeczka z wodą. Mokrymi pociapał zwierzątko i odkrył, że paluszkami też można malować.
Następne podejście. Kubeczek z wodą, pędzelek, kolorowanka. Krzyś zignorował pędzelek, wsadził łapkę do kubeczka, pomoczył porządnie palce, po czym umył sobie twarz. Kilka razy. Wypił trochę wody z kubeczka, a resztę, co została, wylał na kolorowankę i porządnie roztarł palcami, kolorując to, na co się akurat się wylała ta woda.
Życie jest pełne niespodzianek. Pani Agato, bardzo dziękuję! :)
Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Wilga.
Ale numer! U nas było identycznie! Pisak poszedł w odstawkę po minucie. Pędzelek, owszem był interesujący, ale woda w kubeczku stwarzała ciekawszą perspektywę. W końcu woda wylądowała na kolorowance, a to co jeszcze jakimś cudem się nie zabarwiło, zostało pokolorowane kredkami świecowymi :)
OdpowiedzUsuńniespodzianek? my stare jestesmy i zapominamy, ze wielu rzeczy trzeba probowac roznymi zmyslami :). dzieci to zdolne bestie. a dorosli... coz, z czasem przestaja klopotac sie rozwiazaniami innymi niz ogolnie przyjete
OdpowiedzUsuńbuziaki
jak sie ma twoj brzuszek?
heheehehe artysta :-)
OdpowiedzUsuńGabi nie ma dnia bez malowania farbami praktycznie co 3-4 dni kupuję nowe ;-) ale ile Ona pasji w to wkłada :-)
Super! Dzieci potrafią człowieka zaskoczyć kreatywnością. Z Ciebie tez pomysłowa mama:)
OdpowiedzUsuńsardegna - o widzisz, następnym razem wyciągam kredki, bo teraz to jest etap malowania długopisem brzegów rysunków :)
OdpowiedzUsuńDosiu - święta racja, my z czasem kostniejemy, a maluchy mają świeże spojrzenie na wiele spraw.
Mój brzuszek - duży, zaczynam pakować torbę do szpitala - niby termin za miesiąc, ale lepiej być przygotowanym.
Karla, a my zużywamy sporo kredek. Większość jest gubiona. :D
Gacku - prawda, oj, prawda. Czekam z utęsknieniem na etap radosnego słowotwórstwa, pamiętam go u dzieci siostry, lada moment oczekuję u Krzysia :) Pozdrawiam gorąco!