Strony
▼
sobota, 25 lutego 2012
"Cmentarzysko Bezimiennych Statków" Arturo Pérez-Reverte - doskonale się to czyta
Jakby mnie kto pytał, o czym jest ta książka, to bym odpowiedziała, że o szukaniu skarbów. Była sobie pewna oczytana kobieta, która grzebała z zacięciem w starych papierzyskach, aż wygrzebała śliczną historię o statku, jego tajemniczych pasażerach i ładunku, wreszcie o jego zatonięciu. Przebadała to wszerz i wzdłuż i postanowiła odszukać statek i wydobyć z niego skarb. Pomaga jej w tym marynarz w stanie zawieszenia oraz jego stary kumpel. Oczywiście jest też na horyzoncie czarny charakter - zawodowy poszukiwacz zatopionych skarbów, twardy, kasiasty i bezwzględny do szpiku kości.
Ale tak naprawdę to tylko rama. Właściwą treścią książki jest Coy, ten marynarz, zawieszony w obowiązkach na dwa lata za wpakowanie statku na mieliznę. Coy to osobliwa postać. Marynarz, niby stwardniały od trudów morskiego życia, niby ogorzały od słońca i wiatru, ale w głębi... miękki? Nie. Melancholijny? Wrażliwy? Czujący, myślący, jaki jeszcze? Inteligentny, ale jednocześnie niemądry. Z intuicją, porywczy, gwałtowny, nieprzewidywalny. Jak morze.
Dla tej postaci, nie dla skarbów, warto było tę książkę przeczytać. Żeby obserwować tego grubokościstego marynarza, jak marzy o pięknej kobiecie, jak traci dla niej głowę, jak wspomina swoje podróże, rejsy, przygody. Jak opowiada... nie, nie opowiada - jak myśli: o swoim dzieciństwie, o tym, jak nurkował łowiąc amfory, jak wdawał się w bójki w portowych tawernach, jak pływał na dobrych statkach i na statkach złych. Całe życie tak mi przedstawił, w błyskach, jakby rzucanych reflektorem, to tu, to tam, bliżej, dalej, różnie, nieprzewidywalnie.
A ona, kobieta jego marzeń? Jest jasnowłosa, piegowata, chłodna i gorąca jednocześnie. Piękna. Mądra. Okrutna.
Świetna książka.
"Cmentarzysko Bezimiennych Statków" Arturo Pérez-Reverte, przełożyła Joanna Karasek, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2001.
O, to ciekawe. Czytałam tzry wcześniejsze książki autora: Fechmistrza, Klub Dumasa i Szachownicę flamandzką i wszystkie mi się bardzo podobały... A potem zaczęłam czytać Cmentarzysko i coś mi nie pasowało... Spojrzałam na tłumaczenie i zorientowałam się, że to nie Łobodziński, a kto inny tłumaczył ksiązkę! I już jej nie skończyłam. Myślisz, że powinnam dac jej szansę?
OdpowiedzUsuńMnie zauroczyła, spróbuj jeszcze raz, a nuż widelec coś "zaskoczy"? :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Pereza Reverte - z wyjątkiem kapitana Alatriste, którego lubię nieco mniej ;) Ale tą serię książek tajemniczo-kryminalnych uwielbiam. "Klub Dumas" chyba najbardziej, bo jest o książkach :)
OdpowiedzUsuńAutor mi znany, książka nie. Ciekawa. A tak w ogóle to przychodzi mi do głowy "Książkowiec" zatopiony na dnie Bałtyku. Ciekawe, jakie skarby kryje...
OdpowiedzUsuńTo ja polecę jeszcze "Królową Południa". Chyba moja ulubiona jeśli chodzi o tego autora.
OdpowiedzUsuńA u mnie na blogu można jeszcze przeczytać moje wrażenia z "Oblężenia". :)
Czytałam to kiedyś, ale jakoś mi nie podeszło.
OdpowiedzUsuńlilybeth - "Klub Dumas" jest naprawdę niezły :) Też lubię książki o książkach.
OdpowiedzUsuńKsiążkowcu - nie miałam pojęcia o tym statku, nie mówiąc już o tej romantycznej nazwie (od książki wydobytej z wraku).
Leno - czytałam "Królową", bardzo mi się podobała, zwłaszcza te fragmenty o czytaniu. Do recenzji "Oblężenia" na pewno zajrzę.
" Piękna. Mądra. Okrutna" - to też jak morze ;) W każdym razie brzmi zachęcająco.
OdpowiedzUsuńMuszę spróbować i przeczytać. Mnie właśnie "Klub Dumas" się nie podobał, ale pewnie dlatego, że zachwyciłam się wcześniej filmem "Dziewiąte wrota". Potem koniecznie chciałam przeczytać książkę, która okazała się bardzo do filmu niepodobna. No i nie przypadła mi do gustu.
OdpowiedzUsuńAle chętnie przeczytam "Cmentarzysko..."