Strony

czwartek, 23 lutego 2012

"Klaudyna" Colette - irytująca trzpiotka


Już nie pamiętam, kto zaczął, ale jakiś czas temu przetoczyła się po blogach fala zachwytów nad Colette i jej Klaudyną. Wrzuciłam na próbę pierwszy tom do schowka, tak się jednak stało, że pożyczono mi tom zawierający wszystkie części. No i dobrze, myślę sobie, spodoba się, to przeczytam całość i już.

Zaczynam więc lekturę "Klaudyny w szkole", czytam o kilkunastoletniej, inteligentnej, ładnej, a do tego koszmarnie rozpuszczonej pannicy i powoli cholera mnie trzaska. To nie do pojęcia, jak mnie ta trzpiotka irytowała. Ojciec, bez pamięci zatopiony w żabach (podobny pod względem roztargnienia do ojca Flawii de Luce), folguje jej pod każdym względem. Jeśli tylko coś się Klaudynie zamarzy, tatuś przyzwalająco kiwa głową i natychmiast zapomina o całej sprawie.
Co się marzy Klaudynie? Śliczna młoda nauczycielka ze szkoły. Brylowanie w klasie. Piękne stroje. Głupotki i bzdetki, nic ważnego. No i koleżanka, Łusia - ale tylko do bicia i dręczenia, na niej bowiem z dziecięcym okrucieństwem mści się Klaudyna za zdradę młodziutkiej nauczycielki (która wolała starszą dyrektorkę szkoły, ha).
 Irytowała mnie nie tylko Klaudyna, ale to wszechobecne damsko-damskie figo-fago. Pocałunki, objęcia, powłóczyste spojrzenia, domysły, ploteczki... Jakie to wszystko babskie, jakie niezdecydowane!

Na szczęście bohaterka wyjeżdża do Paryża i wyrywa się z tego zaklętego sfeminizowanego kręgu. Ba! Zaraz jednak  trafia na kuzynka, Marcela, który jest okropnie zniewieściały, a to tego uwikłany w związku, oczywiście, męsko-męskim. Ech. Colette daje czadu.

Kiedy zaś Klaudyna wychodzi za mąż, za (o chwała ci Panie) mężczyznę, po krótkim okresie zachłyśnięcia się szczęściem i mężem, nawiązuje romans. Tak, można się domyśleć, że z przyjaciółką.

Czwarty tom, czyli "Klaudyna odchodzi", był dla mnie sporym zaskoczeniem, nagle bowiem to nie Klaudyna jest narratorem, tylko ktoś zupełnie inny, a Klaudyna jest tam gdzieś w tle, ważna, ale nie najważniejsza. Najważniejsza zaś staje się zdolność do odzyskania samej siebie. Mówię tu o Annie, nowej narratorce, całkowicie stłamszonej przez męża. Oby jej się udało wyprostować.

No dobrze, irytacja irytacją, ale jednak Klaudyna da się polubić. Nie jest zła czy zawistna, czasem po prostu nie myśli. No i... lubi lasy. I chyba za to ją polubiłam.
"Kochane lasy! [...] Zarośla, gdzie gałęzie niskich drzew czepiają się złośliwie twarzy, pełne są słońca, poziomek, konwalii, a także i węży"[1].
"Czasem w lesie zaskoczy ulewa; skuliwszy się pod dębem gęściejszym od innych można w tym bezpiecznym schronieniu słuchać, jak deszcze bębni w górze jak po dachu; gdy wynurzyć się potem z tych głębin, światło olśniewa, a świat wydaje się dziwny zachwyconym oczom"[2].

Trzy pierwsze tomy oceniam na 4/6, ostatni na 4,5/6.

---
[1] Colette, "Klaudyna w szkole" "Klaudyna w Paryżu" "Małżeństwo Klaudyny" "Klaudyna odchodzi", przełożyła Krystyna Dolatowska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1993, s. 11.
[2] Tamże, s. 12

7 komentarzy:

  1. Stworzyć porządnie irytującą bohaterkę to też sztuka:DD

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaciekawiłaś mnie, wcześniej się za bardzo nie interesowałam, a teraz mam ochotę przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie przebrnęłam. Miałam ochotę kopnąć ją w cztery litery. Za dużo mam takich rozpuszczonych Klaudynek wcmiejscu, gdzie pracuję, żeby sobie jeszcze głowę zawracać Klaudyną literacką.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie strasznie irytowała bohaterka, nie dałam rady jej pulubić, co kolejna część to jeszcze bardziej mnie irytowała.

    Dlatego nie podzielam zachwytu większości czytelniczek nad książką.

    OdpowiedzUsuń
  5. ZWL - no owszem, wzbudzać emocje to ona umie, umie :)
    Książkozaur - no, jestem ciekawa, czy jak zajrzysz do pierwszego tomu, też będziesz zirytowana :)
    dededan - ja nie mam w pracy takich, no i ogólnie od pracy teraz odpoczywam, może dlatego przebrnęłam?
    ktrya - ja jednak polubiłam, wiem, wiem, miękka jestem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Colette przeczytałam tylko opowiadania. I nie sięgnę po nic więcej. Strasznie pensjonarski styl. Grafomania.

    OdpowiedzUsuń
  7. hehehehe mnie kompletnie do tej serii nie ciagnie. Irytujące bohaterki nie są dla mnie ;)

    OdpowiedzUsuń