Moje pierwsze skojarzenie to "Chata wuja Toma", bo pamiętam, że to była pierwsza książka, przy której płakałam. Zapamiętałam to, bo czymś nowym było dla mnie odkrycie, że czytanie może wzbudzać tak silne emocje. A inne? "Rilla ze Złotego Brzegu" Montgomery i śmierć Waltera, o rany, spłaczę się zawsze przy tym, zawsze. I Basia Sienkiewiczowska nad zwłokami męża - chlip, chlip. Mika Waltari też mnie wzrusza, "Egipcjaninem Sinuhe" oraz "Mikaelem" - o, właśnie, otworzyłam sobie ebooka, żeby sprawdzić czy to "Mikael" czy "Czarny Anioł", poczytałam o Barbarze oskarżonej o czary i już mi się oczy spociły. "Błękitny zamek" Montgomery - przy tym też płakałam. Tak jak i przy "Diossosie" Makowieckiego... No i jak tu wybrać jedną? Niech będzie ta pierwsza.
Tak.
Nie czytałam tej książki. Ja pamiętam, że bardzo płakałam przy "Nędznikach". Chyba najbardziej. Ogólnie raczej nie płaczę przy książkach, ale się zdarza.
OdpowiedzUsuń"Nędznicy" - ech, omijam tę książkę jakoś. Niech no mi tylko wpadnie w ręce.
UsuńTeż nie czytałam Chaty wuja Toma. Natomiast śmierc Waltera zawsze skrapiałam potokami łez. W przeciwieństwie do książkozaura mam oczy w mokrym miejscu i często łzy lecą mi potoczyście. Też trudno byłoby mi wybrać jedną jedyną taką książkę. A na Nędznikach płaczę zawsze i czytając i oglądając i słuchając.
OdpowiedzUsuń"Chata..." jakoś mało popularna jest, wiem. Sama bym jej nie zapamiętała, gdyby nie te łzy właśnie.
UsuńWaltera opłakuję za każdym razem, gdy czytam, jak to jest, że się wie wszystko, zna itp. a i tak wzruszenie jest potężne?...
Widzę, że nie jestem wyjątkiem jeśli chodzi o chlipanie przy śmierci Waltera - dla mnie to "Rilla" była pierwszą książką, przy której płakałam. I było to dość zaskakujące bo o ile bardzo poruszają mnie obrazy w połączeniu z muzyką - więc na filmach szlocham często i gęsto - to czytając raczej ciężko mi się w ten sposób wzruszyć. Emocje są - potrafię się wściekać, śmiać jak opętana, przerazić - ale aż do łez prawie nigdy. Natomiast "Chatę wuja Toma" chcę przeczytać już od bardzo, bardzo dawna, ale nigdzie nie mogę jej dorwać - raz tylko trafiłam w antykwariacie na jakąś, z tego co wyczytałam na okładce, skróconą wersję. Ta okładka, którą wrzuciłaś, to audiobook, prawda? Prezentuje się przepięknie.
OdpowiedzUsuńOkładkę wyszukałam w guglu, bardzo możliwe, że to audiobook, nawet nie zwróciłam uwagi. Kompletnie nie pamiętam, jaka była okładka wersji, jaką czytałam, nic, czarna dziura.
UsuńJedyna, przy czytaniu ktorej lezke uronilam jako osoba dorosla to "Zielona Mila" Kinga. Bylo wiele innych ktore byly powodem pojawienia sie nagle tej niewygodnej "kuli" w gardle ale obeszlo sie bez lez (bo generalnie to twardziel-kobieta ze mnie ;)), ale jakos tak sie poskladalo ze "Mila" mnie rozlozyla na lopatki.
OdpowiedzUsuńA jako dziecko - ksiazkowy mol - lzy ronilam obficie i czesto, to za sprawa przygod i nieszczesc Tomka (Szklarscy), zastanawiajac sie (i placzac przy tym jak bobr, ma sie rozumiec) dlaczego Robin Hood musial umrzec, ze nie wspomne o innych mniej lub bardziej tragicznych historiach...
"Zielonej mili" nie czytałam, tylko oglądałam film. I na filmie płakałam jak bóbr.
Usuń