Strony

piątek, 20 czerwca 2014

"Łowca androidów: Słowa i obrazy" Andrzej Tuziak - dla miłośników Dicka


Dopiero co pisałam o najpiękniejszej scenie z filmu - to scena z "Łowcy androidów" - aż tu nagle znienacka i niespodziewanie wpadła mi w ręce książka "Łowca androidów: Słowa i obrazy".

Teraz dygresja. Mam wrażenie, że książki same wpadają mi w ręce. Nic już staram się nie kupować, a gdzie wyjdę, to z książką wracam. No dobrze, spotkania blogerów książkowych czy biblionetkowiczów, tu nie można się dziwić; ale spotkania pod szyldem Pelikana, producenta piór wiecznych? A jednak! Jeden z użytkowników forum o piórach popełnił to dzieło, za co jestem mu zobowiązana, bo z przyjemnością czytałam. Świetna książka! Ale uwaga - dla maniaków i zapaleńców. Albo co najmniej miłośników książki i filmu.

Tak naprawdę Andrzej nie pisze ani o książce, ani o filmie, tylko o tym, jak powstawał scenariusz do filmu, przepraszam, liczba mnoga, scenariusze. Śledzi po kolei  wersje, a było ich niemało, zagląda przez ramię scenarzystom, porównuje i analizuje, przemyca przy tym wiedzę nieznaną laikom, czyli jak się konstruuje scenariusze, rozkłada mocne punkty, wprowadza postacie. Ani przez chwilę nie nudzi - czego się odrobinę obawiałam, bo moja wiedza na temat scenariuszy jest wybitnie podstawowa: wiem, że są. No, teraz już wiem troszkę więcej.

Świetnie się bawiłam czytając. Znów pozastanawiałam się nad jednorożcem. Rozstrzygnęłam, czy gołąb powinien ulatywać w niebo czyste czy zachmurzone. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że nigdy nie zastanawiałam się nad jajkami! A przecież w świecie, gdzie żywe zwierzę było na wagę złota, jajka też niewątpliwie były rzadko spotykane, dlaczego więc nonszalancko gotowano je sobie na śniadanko? Ok, jajka były epizodem, wybaczam sobie, mogłam przeoczyć. Ale tytuł?! "Łowca androidów" - a skąd androidy, skoro w całym filmie konsekwentnie używana jest nazwa "replikanci"? No właśnie...

Notabene gorąco popieram Dicka (nie chciał wstawiać w tytuł książki "Blade runnera", tylko zostawić "Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?") i sprzeciwiam się nazywaniu książki tytułem filmu. To dwa odrębne byty! I żadna to adaptacja czy ekranizacja, od lat z upodobaniem używam (tylko w stosunku do tego jednego filmu) określenia "wariacja na temat". Autor używa  "inspiracja". Uśmiechnęłam się. Też ładne i chyba chodzi o to samo.

Rozanieliłam się całkiem, gdy trafiłam w podsumowaniu na to:
"I to jest właśnie takie interesujące, że analizując film nie docieramy do konstatacji, że w przyszłości świat ulegnie zagładzie z powodu nadmiernie rozwiniętej technologii, ale dochodzimy do wniosku, że ludzka natura potrafi wygrać nawet ze sztucznymi konstrukcjami jak replikanci".[1]  s154

Ach, popędziłam do półki z Lemem, szybko przerzuciłam kartki i znalazłam!
"Więc, w takim rozumieniu, człowieczeństwo jest to suma naszych defektów, mankamentów, naszej niedoskonałości, jest tym, czym chcemy być, a nie potrafimy, nie możemy, nie umiemy, to jest po prostu dziura między ideałami a realizacją - czy nie tak? A zatem należy iść we współzawodnictwie - na słabość? To znaczy: znaleźć sytuację, w której słabość i ułomność człowieka jest lepsza od siły i doskonałości - nieludzkiej..."[2]

Jeszcze jeden plusik - jak ktoś dawno filmu nie widział czy też książki nie czytał, to może to wszystko sobie przypomnieć dzięki streszczeniom zamieszczonym na końcu książki. Brawo.

Jedyne, co mi się nie podobało, to układ tekstu na stronie, czyli robota pana od typografii. Margines z lewej  (na wszystkich stronach) jest ok, ale zaczynanie nowego akapitu w miejscu, gdzie kończył się ostatni wers poprzedniego akapitu jakoś nie spodobało mi się wizualnie, ale to przecież pikuś.

Mocno polecam miłośnikom Dicka. MOCNO.


---
[1] "Łowca androidów: Słowa i obrazy" Andrzej Tuziak, Instytucja Filmowa "Silesia-Film", Katowice 2014, s. 154.
[2] "Opowieści o pilocie Pirxie" Stanisław Lem, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1999, s. 286.

12 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Eruano, gdyby to było moje, z wielką przyjemnością - ale ja to sama pożyczyłam i muszę oddać, przykro mi bardzo...

      Usuń
    2. No cóż, w takim razie wpiszę sobie na swoją listę i może kiedyś przeczytam;-)

      Usuń
  2. Powinnam się tylko cieszyć, że książki same wpadają Ci w ręce, bo gdyby nie to i nie Twój post, pewnie ta właśnie nigdy nie wpadłaby w moje. To coś dla mnie, a jeszcze bardziej dla mojego męża, zdeklarowanego fana "Łowcy..." w wersji filmowej. Sądzę zresztą, że gdybym nie zdała, gdzieś na początku naszego związku, testu ze znajomości filmu (wspartego gdzieniegdzie pytaniami o książkę), pewnie dziś nie bylibyśmy małżeństwem;) Biorę to! A jeśli właściciel jest wielbicielem piór wiecznych, to tym bardziej!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bierzesz, a tak się zastanawiam, jak to weźmiesz, bo tak z ciekawości, zaczęłam tego szukać i w sprzedaży internetowej nie widzę. Ale dopytam autora.
      P.S. Też mam historię osobistą z książką w roli głównej, ale to nie małżeńska, tylko przyjacielska :)

      Usuń
    2. Hm, o tym nie pomyślałam. Faktycznie w internecie jakby cisza. Jeśli więc możesz, dopytaj koniecznie i daj znać, proszę!
      I dobrze, że jeszcze parę osób na tym świecie miewa osobiste książkowe historie:)

      Usuń
    3. Na razie nie ma takiej możliwości, ale jak tylko się pojawi, autor da znać.

      Usuń
    4. O matko, cóż za konspiracja! Ale dobrze, dobrze, poczekam cierpliwie, chociaż byłoby jak znalazł na przypadające za dwa miesiące urodziny mojego męża.

      Usuń
  3. Wybacz komentarz piszę bezpośrednio z klawiatury, ale... rozumiesz... no za krótki żebym najpierw piórem pisał :-)
    Dzięki za polecenie książki, warto przeczytać. Tym bardziej, że wiecznym piórem napisana :-)
    Zgadzam się z Tobą bardzo mocno - tytuł książki to „Czy androidy marzą o elektrycznych owcach” i już... Dla mnie nic tego nie zmieni, bo film to odrębny byt. Każdy kto czytał to wie!
    No i dzięki za ten cytat z Lema, przecież „Rozprawa” to takie Lemowe przetworzenie tematyki poruszanej przez Dicka :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczam, bo sama komentarze wstukuję prosto z laptopa.
      Lem mi się tam mocno wpasował, pewnie dlatego, że "Rozprawę" mocno swego czasu przeżyłam. Miałam mianowicie okazję obejrzeć, jako młode, nawet bardzo młode dziewczę, "Test pilota Pirxa" i zapadło mi to w pamięć mocno, na szczęście bardzo fragmentarycznie (w zasadzie tylko pękające ręce), bo to żadne arcydzieło nie jest.
      Za to "Rozprawa" w papierze to już jest arcydzieło i sporo czasu spędziłam na rozmyślaniu nad SI.

      Usuń
  4. Wypatrzyłem tą pozycję już w stosiku, poszła do notesu. Nie na tyle mi zależy chyba żeby kupować, ale myślę że ustrzelę w którejś większej bibliotece jak już się pojawi. Przy okazji przypomnę sobie powieść, bo marnie ją pamiętam. Za to do filmu wracam co kilka lat; równe 20 lat temu udało mi się zobaczyć go w kinie, na siedemnastolatku którym wtedy byłem zrobił kolosalne wrażenie - potem miałem nagrany z lektorem na VHSie, dzisiaj na DVD... Kapitalnie, wielopłaszczyznowe dzieło, popis wyjątkowej wyobraźni wizualnej Ridleya Scotta wpisanej w przemyślany scenariusz, co niestety u tego reżysera zbyt rzadkie. Ale akurat "BR" to bezapelacyjnie jego najlepszy film.

    Jednorożca z papieru zrobiłem sobie trzy lata temu zmieniając miejsce pracy i przemyśliwując "co dalej" - stoi na biurku do dzisiaj :-)

    W załączeniu najpełniejsza wersja soundtracku: https://www.youtube.com/watch?v=VfrxfAu1QlQ

    Pozdrowionka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już nie pamiętam, kiedy film zobaczyłam po raz pierwszy... ale dyskusje pamiętam.
      A ten przemyślany scenariusz... tak, zdecydowanie przemyślany i to wielokrotnie, nie tylko przez reżysera, ale i przez scenarzystów. Wiesz, że np. jeden z nich nie czytał wcześniej książki Dicka? Dostał zakaz :) Żeby świeżym, nieskażonym spojrzeniem ogarnąć zamysł swojego poprzednika i wprowadzić idealnie doskonałe poprawki.

      P.S. Jeszcze chciałam napisać w notce o Pris, a właściwie o aktorce, która grała Pris, ale wydawało mi się, że to zbyt odległe od omawianej książki. Ale że w komentarzach można snuć dygresje do upojenia, to może tu. Otóż w "Łowcy androidów" Pris trafiona pociskiem umiera bardzo widowiskowo, głośno i ekspresyjnie. Inaczej mówiąc, trzepocze się i miota jak silna ryba. Aktorka, Daryl Hannah, powtórzyła po latach (po ilu, nie liczyłam) scenę miotania się w "Kill Bill".
      Dzięki za soundtrack, miło będzie posłuchać.

      Usuń