Strony

czwartek, 15 stycznia 2015

"Australia" Barbara Dmochowska


Australia jest strasznie daleko, prawda? Gdzieś po drugiej stronie kuli ziemskiej  i zapewne ludzie chodzą tam do góry nogami. Czy tak jest chodzą, postanowiła sprawdzić autorka książki i wybrała się z chłopakiem do Australii. Brzmi to bardzo prosto: uzbierali trochę pieniędzy, załatwili formalności i polecieli. Na miejscu znaleźli znajomych, pracę, mieszkanie, czyli taka mała stabilizacja. Ale to przestało im wystarczać, Sydney zrobiło się za ciasne.
Kupili więc samochód po przejściach, skompletowali ekwipunek, po czym ruszyli: na przełaj przez całą Australię. Co im się przydarzyło, autorka zamieściła w książce. Dzień po dniu, biwak po biwaku, miejscowość po miejscowości.

Dam głowę, że autorka prowadziła dziennik podróży i na podstawie tych zapisków napisała książkę. Dlaczego tak sądzę? Właśnie przez tę drobiazgowość. W książce zawarte jest wszystko: jaka była pogoda, co jedli, którędy jechali, kogo spotkali na drodze i która z opon szwankowała. Także gdzie rozbijali namiot, jak długo spali i jak wyglądała okolica.

Zapiski pozbawione są tego dobroczynnego filtru, jaki daje czas, wymazując rzeczy mało istotne, a pozostawiając te, które mocno zapisały się w pamięci. Nie ma selekcji, zupełnie jakby wszystko było tak samo ważne. Ale czy tak rzeczywiście jest? Przecież wiemy, co nam pozostaje w pamięci z podróży, na pewno nie wszystko...

Mam wrażenie, że dla kogoś, kto marzy o takiej podróży na antypody, ta relacja będzie źródłem niezwykle cennych informacji. Jednak dla kogo, kto chciałby poczytać o Australii, to tej Australii jest nieco za mało. Bo to nie jest książka o tym kontynencie, tylko o podróży przez kontynent. Kraj widać w nim z okien samochodu i z namiotu rozbitego przy drodze. Może tak się właśnie dogłębnie poznaje kraj, jeżdżąc po nim wzdłuż i wszerz? A ja marudzę, że czegoś mi zabrakło, maruda ze mnie jedna.

Wiem, czemu marudzę. Przez Aborygenów, których w książce nie ma prawie wcale, oprócz kilku  pijanych osobników. Powie ktoś - Australia nie składa się z Aborygenów. Wiem. Myślę jednak, że to bardzo istotny element tamtejszego świata. Dla porównania - Marek Tomalik napisał o nich szerzej i to mi się podobało.
A Ros Moriarty sprawiła, że bardzo emocjonalnie podchodzę do ludności tubylczej Australii.

Reasumując: chcecie poczytać o tym, jak dwójka studentów jeździ po Australii, to książka idealna dla Was. Ale niczego głębszego tam nie oczekujcie.Trzeba jednak uczciwie przyznać, że przeżyli zachwycającą przygodę. Czego dowodzą takie zdania:

"Było cudnie. Nie słyszeliśmy już ptaków, tylko cykady i szum liści"[1].
"Mieliśmy znowu trochę światła i gorącą herbatę. Czegóż więcej potrzeba do szczęścia? Pięknie"[2].
"Ludzi jak zwykle brak. To miłe"[3].
"Samochód był dzielny, więc spokojnie mogliśmy rozkoszować się widokami"[4].

Książka jest znakomicie wydana, kredowy papier, twarda oprawa, mapa na wyklejce z trasą (świetna rzecz!) i mnogość ciekawych zdjęć. W końcu seria "Poznaj świat" to porządna seria. Ale błąd się zdarzył: fotka na stronach 24-25 jest odbita jak w lustrze (napisy na wieżowcach zdradziły). Pana od składu zdjęć proszę o więcej uwagi!

Bardzo dziękuję Wydawnictwu Bernardinum za książkę!
---
[1] "Australia" Barbara Dmochowska, Wydawnictwo "Bernardinum", Pelplin 2014, s. 59.
[2] Tamże, s. 62.
[3] Tamże, s. 95.
[4] Tamże, s. 214.


2 komentarze:

  1. Mnie ta książka przekonuje i chętnie przeczytam, zawsze marzyłam o podróży do Australii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytaj :) Zobacz, koleżanka gorąco poleca - http://ksiazki-sardegny.blogspot.com/2014/12/australia-barbara-dmochowska.html

      Usuń