Strony

niedziela, 25 stycznia 2015

"Oblubienica z Azincourt" Joanna Hickson - o pięknej Katarzynie

Po emocjonującej "Pieśni łuków" Cornwella, klasycznym "Henryku V" Szekspira i nieco zakurzonym, ale wciąż pięknym "Henryku V" Branagha - do rąk moich trafiła "Oblubienica z Azincourt". Uznałam to za uśmiech losu i z prawdziwą przyjemnością pogrążyłam się w lekturze.

Od razu się przyznam, że liczyłam na obraz bitwy pod Azincourt oczami Francuzów, czyli dworu króla Ludwika -no co poradzić, tak mi ta bitwa utkwiła w pamięci. Nie nie nie. Zorientowałam się szybko, że to zupełnie inna bajka. Hickson napisała powieść, w której nakreśliła losy Katarzyny de Valois od urodzenia aż do... hm, o tym potem. Autorka długie lata pracowała w telewizji BBC i zdaje mi się, że odbicie tego widać w książce, bo umie przedstawić historię w sposób przystępny, ciekawy i rzetelny.


Narratorem jest Mette, mamka, niańka, a także bliska przyjaciółka Katarzyny. Żadna tam arystokratka, gdzieżby, to córka piekarza. I chwała Bogu, bo nie jest zmanierowana (a cały dwór francuski na taki niestety wygląda) i ma masę zdrowego rozsądku. Przebywanie w pobliżu rodziny królewskiej wcale jej nie zepsuło. Zresztą tak naprawdę żadna to atrakcja, praca dla monarchii. Król boi się, że się potłucze jak szklana tafla. Królowa rodzi dzieci jedno po drugim (dwanaścioro, słuszny wynik), po czym oddaje je w opiekę niańkom i dalejże królować, brylować i błyszczeć jak paw.

Katarzyna ma Mette, która opiekuje się nią najlepiej jak potrafi, nią i jej rodzeństwem. Przychodzi jednak dzień, w którym każdy idzie w swoją stronę. Dzieci królewskie nie są dziećmi, są kartami przetargowymi w polityce, są przyszłymi mężami, żonami, następcami tronu lub gwarantami międzynarodowych traktatów.  Tak też było z Katarzyną. Miała zostać żoną króla Henryka V, ale co rusz się ta koncepcja zmieniała, aż w końcu biedne dziewczę nie wiedziało, na czym stoi. Tak, wiedziałam już z historii, jak się ten wątek skończy, ale nie wiedziałam, jakie były przed tym zawirowania polityczne!
Ba, polityki w tej książce jest całe mnóstwo. Wiecie, tych monarszych spisków i knowań nie znoszę, plączą mi się, mylą i denerwują. Na szczęście Mette opowiada o całej tej pajęczej sieci intryg tak, że da się to wszystko pojąć.

Powieść kończy się nader nieoczekiwanie. Katarzyna postanawia wyjechać do Anglii i... i no właśnie, koniec! Obruszyłam się, no jak to, a co dalej, jak tak można, urywać książkę w połowie! Skandal! Rzuciłam się do internetu, na stronę wydawnictwa i tam doczytałam (uff), że będzie kolejna część (uff uff) w listopadzie tego roku (dopiero?! grrr!).  Nie mam wyjścia, poczekam.

Porównałam sobie "Oblubienicę z Azincourt" z dziełami wymienionymi we wstępie (nic dziwnego, niezły ciąg literacko-filmowy mi się utworzył) i mam kilka spostrzeżeń.
Po pierwsze - trochę nieładnie ze strony Szekspira, że z Katarzyny zrobił pensjonarsko rozchichotaną dzierlatkę, wydaje mi się, że jako przyszła królowa była naprawdę wykształconą i rozumną niewiastą.
Po drugie po raz kolejny stwierdzam, że Cornwell jest mistrzem akcji, krwi, potu i łez, w przypadku Azincourt także błota. Nikt, a na pewno nie Joanna Hickson mu w tym nie dorówna (inna rzecz, że pani Hickson w ogóle nie ma takiego zamiaru).
Po trzecie szukałam w "Oblubienicy..." śladów bitwy. Niewiele znalazłam. Na stronie 148 początek wyprawy Henryka do Anglii, na stronie 161 lamenty delfina Ludwika, a na stronie 173 relację herolda. Ale są łucznicy!

No to teraz czekam do listopada, na drugą część.

"Oblubienica z Azincourt" Joanna Hickson, tłumaczenie Maria Zawadzka, Wydawnictwo Literackie, 2014.

Oblubienica z Azincourt [Joanna Hickson]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

8 komentarzy:

  1. Lubię powieści historyczne, szczególnie te, które dotyczą losów kobiet. O tej postaci niewiele wiem, więc po książkę na pewno sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak Ci się spodoba, to od razu będziesz miała jeszcze jedną na liście :) A właściwie dwie, bo zdaje się, że to ma być seria trzytomowa.

      Usuń
  2. Strasznie napaliłam się na tę lekturę i bardzo ucieszyła mnie wieść, że będzie miała kontynuację! Oczywiście i "Pieśń łuków" przede mną, już nie mogę się doczekać i cieszę się, że to tak dobra powieść )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tobie z pewnością się spodoba, zdążyłam już poznać Twój gust :) I napiszesz taką receznzję, że nam buty z nóg pospadają :)

      Usuń
  3. Ten styl telewizji BBC mocno mnie zaintrygował - wyobrażam sobie długą, rzetelną i niespieszną narrację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre przymiotniki. Do tego dodałabym: interesującą i bez zadęcia.

      Usuń
  4. Chwała Bogu, że przynajmniej są łucznicy :) :)
    Szkoda, że nie jest to autonomiczna całość, bo wówczas przeczytałabym ją natychmiast. Ponieważ drugi tom będzie dopiero jesienią, poczekam z lekturą - i tak potem musiałabym czytać drugi raz, bo mojej pamięci fabuła trzyma się raczej kiepsko. Dlatego nie przepadam za wielotomowymi powieściami.
    Przepadam natomiast za historią, a już szczególnie taką, która jest powiązana z Anglią, więc "Oblubienica..." jest dla mnie pozycją na liście pełnej książek, które muszę mieć. Nawet jeśli jest w niej ciutkę za dużo, jak na mój gust, "babskich" klimatów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jakby co, nie nastawiaj się za bardzo na tych łuczników, tylko zaznaczone, że są i tyle.
      Wiesz co, cykl ma być trzytomowy, hehe. Tyle że dwa tomy o Katarzynie, a trzeci o jeszcze innej królowej. Więc może poczekaj do jesieni, faktycznie.
      "Oblubienica" jest taka trochę babska, choć nie wiem, czy nie okazała się taka przez kontrast z Cornwellem. Powiem jednak, że to świetna zabawa zestawiać tak sobie książki i porównywać. Ostatnio miałam taką frajdę, gdy porównywałam Cornwella cykl arturiański z "Mgłami Avalonu" Bradley. Absolutnie fantastyczna sprawa.

      Usuń