Strony

środa, 24 czerwca 2015

"Emma" Kaoru Mori


Druga manga, za jaką się złapałam i... i to jest naprawdę świetne! Mam co prawda trochę zastrzeżeń, o których napiszę, ale czyta się to i ogląda znakomicie.

Emma jest pokojówką u emerytowanej guwernantki. Jest śliczna, słodka, cicha, pracowita i bardzo przywiązana do swojej pracodawczyni. Jej jedyną wadą jest wada wzroku. Pff, ta wada dodaje jej jeszcze uroku, gdy patrzy na świat wzrokiem zranionej sarenki. Nic dziwnego, że ma adoratorów na pęczki. Ale (wzorem Stefci Rudeckiej) wybrała najbogatszego i wysoko ustawionego młodzieńca. No dobrze, wysoko ustawiony to nie dobrze urodzony, Thomas pochodzi z rodziny kupieckiej, tyle że z ambicjami.
A że takie rodziny, świeżo przyjęte do elity, są bardzo czułe na uchybienia towarzyskie, miłość Thomasa, najstarszego syna,  do Emmy jest dla nich nie do zaakceptowania. Pierworodny się niby buntuje, ale jakoś nawet na porządny bunt go nie stać. Rozpieszczony? Obowiązkowy? Za mało zakochany?
Ona wyjeżdża, on ją bardzo niemrawo goni, podążając na dworzec, po czym smutno patrzy na puste tory. Ona w tym samym czasie smutno patrzy przez okno w dal.
Smutasy, nie?

Ale i tak mi się to podoba niezmiernie, bo bardzo w epoce wiktoriańskiego Londynu. Niewinne
spojrzenia, konwenanse, dobre maniery i angielska herbata - przepadam za tym światem!
Do tego autorka genialnie złamała poukładany londyński światek egzotycznym gościem z Indii. Czy wiecie, że Hakim przyjechał do swojego przyjaciela Thomasa na słoniach i ze świtą godną księcia? Czad. Oczywiście jego też zauroczyły łagodne oczy Emmy, myślałam, że to będzie pretekst do jakiegoś pojedynku, ale nie. Środek ciężkości zawsze spoczywa na Emmie  i Thomasie.

Cudna opowieść i bardzo bym chciała poznać jej zakończenie. Pobawię się nieco, jak może potoczyć się ta historia.
1. Panicz może ożenić się z pokojówką, rodzina się go wyrzeknie, więc będą sobie mieszkać w lichej dziurze i klepać słodką biedę.
2. Może też powtórzyć się motyw z "Trędowatej" - Emma zostanie (siłą) wprowadzona na salony, ale zadziobią ją kruki i wrony. Umrze.
4. Co jeszcze? Z rozmachem: Emma okaże się dawno zaginioną brytyjską następczynią tronu i w świetle powyższego małżeństwo z kupcem będzie dla niej poniżej godności.
4. Thomas, zacisnąwszy zęby, dla dobra rodziny rezygnuje z Emmy, a wtedy Hakim skwapliwie korzysta z okazji i wywozi dziewczynę do Indii.
Uff, to na razie tyle, zobaczymy, co będzie, ale w międzyczasie podpytałam Szyszkę i chyba nic z tego, co powyżej, nie sprawdzi się.

Teraz zastrzeżenia, bo obiecałam napisać. Też w punktach.
1. Mało oryginalna fabuła dla tych, co znają Stefcię Rudecką.
2. Twarze rysowane są na jedno kopytko (do czego zresztą autorka szczerze się przyznaje), a postacie rozróżniałam po fryzurze, ubraniu i kontekście.
3. Mnogość niemych dymków! Zatrzęsienie! Nieme dymki to są dymki z trzema kropkami. Szyszka mówi, że w oryginale są znaki przedstawiające jakieś odgłosy: ciche westchnienie, zawstydzone milczenie i takie tam. Po polsku wszystko to wpycha się do trzykropkowego wora.

Co nie zmienia faktu, że to super komiks! Do tego fajny jest zamieszczony na końcu (początku) odautorski, rysunkowy komentarz do prac. Dowcipny, szczery i bardzo ciekawy.

Na koniec: przeczytałam dwa tomy, a potem popatrzyłam na kolorowe okładki (sam komiks jest czarno-biały). Ach. Gdyby całość była kolorowa, byłoby to mistrzostwo świata.

Szyszka, dzięki!

"Emma" Kaoru Mori, tom  1 i 2, tłumaczenie Paulina Ślusarczyk, Wydawnictwo Studio JG, Warszawa 2013.

7 komentarzy:

  1. Wygląda ciekawie :) a w mangach takich ich urok, że są czarno-białe - kolorowe mają okładki i arty ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zdążyłam się dowiedzieć, że tak jest. Gdyby tak wszystkie kadry miały być kolorowe, mangi kosztowałaby krocie. I trzeba by było długo czekać na kolejne tomy.

      Usuń
  2. Ależ proszę! Bardzo się cieszę, że Ci się podobało :) Co do "niemych" dymków, to przestałam je zauważać dawno temu - może dlatego, że w anime często zapadają takie "wymowne milczenia", kiedy jedno chce powiedzieć, ale emocje nim targają tak skomplikowane, że nic nie mówi. Za to najbardziej, naj-naj w Emmie kocham rozdziały pozbawione dialogów. Mistrzostwo świata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo komiksy bezdymkowe, czyli nieme, to taka wyższa szkoła jazdy. Nie tak łatwo przekazać fabułę, emocje i co tam jeszcze - za pomocą samych obrazów.

      Usuń
    2. Nie mogę się doczekać recenzji "Samotnika" w takim razie :)

      Usuń
    3. Leżakuje już w notesie. Łatwiej mi wpisać do notatnika niż wklepać na bloga. Powinnam zatrudnić przepisywacza :P

      Usuń
    4. Ej, sama siebie nie ogarniam. Już wisi od jakiegoś czasu :D
      http://mcagnes.blogspot.com/2015/05/samotnik-christophe-chaboute.html

      Usuń