Strony

wtorek, 9 sierpnia 2016

"Rycerze na rozdrożach" Kirył Bułyczow (powinno być Kir)


Na sto procent czytałam to już wcześniej, na szczęście tak dawno, że zdążyłam zapomnieć. Dzięki zapominaniu mam kolejną w życiu frajdę z lektury powieści ulubionego autora.

Kir (nie Kirył, jak stoi na okładce!) Bułyczow z Wielkim Guslarem miał rewelacyjny pomysł. Zwyczajne rosyjskie miasteczko, mogłoby się zdawać, ale wciąż przytrafia się tam mieszkańcom coś niezwykłego. W "Rycerzach na rozdrożach" jest to zapadlisko, w którym, w starej piwnicy, odnaleziono tajemnicze księgi oraz zakurzone butle z niewiadomą zawartością. Znalezisko komisyjnie powędrowało do muzeum, urzędowo i z wszelkimi honorami. Tyle tylko, że w nocy ktoś się do muzeum włamał i świeżo znalezione eksponaty ukradł.



Dlaczego i po co? Chodzi o eliksir młodości. To oczywiście nieprawdopodobne, ale to przecież Guslar, tam może zdarzyć się wszystko. Eliksir istnieje, istnieją nawet ludzie, którzy wypróbowali już jego działanie i żyją od 300 lat. Teraz jednak o eliksirze dowiaduje się więcej osób i prawie każda z nich chce być młoda i kwitnąca - z różnych powodów.

Bułyczow okazuje się tu być niezłym psychologiem, świetnie analizuje wewnętrzne rozterki i wahania ludzi z Guslaru, ich pobudki, pragnienia i dążenia. Czy każdemu z nich ta młodość jest potrzebna, czy sobie z nią poradzi, czy udźwignie (tak, tak)? Kir nad każdą z postaci pochyla się oddzielnie, pokazując ją z każdych stron. Miałam wrażenie, że z ojcowską troską i czułością traktuje każdego bohatera. Zwłaszcza Korneliusza Udałowa, który zawsze najbardziej po tyłku dostaje, ot, taki pech.

Wielki Guslar jest dowodem na to, że zdrowy rozsądek i trzeźwe ziemskie myślenie może poradzić sobie z każdą niespodzianką pochodzącą spoza Ziemi.

Jeszcze się na koniec przyznam, że mnie Bułyczow zachwyca opisami. Trafiam na cudny fragment i myślę sobie, że on to naprawdę musiał kochać życie.
"Wieczór, użaliwszy się nad ludźmi wymęczonymi przez upał i nadzwyczajne wypadki, wygramolił się zza granatowego, prastarego lasu, spędził słońce nad horyzont i zaczął igrać krwawymi barwami  zachodu. Kurz opalizował czerwienią, domy poróżowiały, rozzłociły się szyby". *

Śliczności.

* - "Rycerze na rozdrożach" Kirył Bułyczow, przełożył Tadeusz Gosk, Czytelnik, Warszawa 1979, s. 45.

2 komentarze:

  1. Ech, teraz to zatęskniłem za Bułyczowem. Swego czasu zaczytywałem się głównie Guslarem. Pora chyba sobie Kira przypomnieć.

    A skąd ten Kirył?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie mam pojęcia. Kir Bułyczow to w ogóle pseudonim, Bułyczow to panieńskie nazwisko jego matki, a imię pożyczył od żony, miała na imię Kira. Naprawdę nazywał się Igor Możejko, pod prawdziwym nazwiskiem także pisał książki, ale nie fantastyczne. Miałam przyjemność czytać jedną - naprawdę niezła.

      Usuń