Seria kryminałów retro autorstwa Katarzyny Kwiatkowskiej, gdzie głównym bohaterem jest Jan Morawski, nie jest zbyt znana ani popularna, a niesłusznie. Powieści te są bowiem bardzo dobrze napisane, zarówno jeśli chodzi o intrygę kryminalną, jak i tło społeczno-historyczne.
Autorka wybrała sobie ściśle określone miejsca i czas, gdzie dzieje się akcja. To majątki ziemiańskie w Wielkopolsce i okres zaborów. Czas, gdy właściwie Polski nie było, ale Polacy byli jak najbardziej - i pracowali usilnie nad tym, by nie zatracić tożsamości narodowej.
Nie inaczej jest w "Dziedzictwie", książce, w której Jan Morawski trafia do majątku Jankowice pod Poznaniem, by badać sprawę fałszerstwa banknotów (patrz "Zgubna trucizna"), której nie udało mu się rozwikłać w Poznaniu. A tu trup! Pewien Gustafson ginie zastrzelony, a matka dziedzica majątku prosi Morawskiego, by znalazł zabójcę.
Sprawy w Jankowicach mocno się komplikują, po pierwszym trupie pojawiają się kolejne, a tropy i ślady prowadzą w tak wielu kierunkach, że w głowę zachodzę, jak też Morawskiemu (z pomocą Mateusza) udało się to opanować. Mnie się nie udało, nie ogarnęłam, choć śledziłam pilnie wszystkie odkrycia, to pogubiłam się w gąszczu domniemywań, podejrzeń i ślepych uliczek w dochodzeniu. Takie prowadzenie kryminalnej narracji zupełnie mi nie odpowiadało, czułam się jak kulka wrzucona do bębna maszyny losującej w dużym lotku.
Na szczęście można było garściami czerpać to, co pani Kwiatkowska zamieściła poza wątkiem kryminalnym. Niemal każda z postaci opisanych w "Dziedzictwie" ma swoją historię, pobudki i motywacje. Autorka nad każdą postacią się pochyla, dając jej przestrzeń do wyrażenia siebie. Nieważne, czy to będzie dziedziczka Jankowic, z determinacją doglądająca absolutnie perfekcyjnego zarządzania majątkiem, czy zagraniczny przestępca, rozpaczliwie pragnący ujść wymiarowi sprawiedliwości, czy też "wieczny student", członek organizacji studenckiej walczącej o polskość Polaków. Wymieniłam zaledwie trzy postacie, ale gwarantuję, że na kartach powieści znajdzie się ich więcej, równie ciekawych. Hmm, właściwie na ich tle Jan Morawski wypadł zaiste bardzo blado.
Mam wrażenie, że w tej książce zachwiana została równowaga pomiędzy intrygą kryminalną a warstwą historyczno-społeczno-obyczajową. Pierwsze zostało potraktowane marginalnie i po macoszemu na rzecz nadmiernie rozbudowanego drugiego. Trochę nad tym ubolewam, bo w poprzednich powieściach z cyklu "Jan Morawski" tak nie było - były doskonale zrównoważone. Owszem, chwaliłam te wszystkie didaskalia, bo w innych powieściach takich nie ma - no i się nadmiernie rozrosły.
"Dziedzictwo" jednak szczerze polecam, tyle że mniej wielbicielom kryminałów, a bardziej miłośnikom historii.
Błagam, nie patrzcie na okładkę, bo jest boleśnie niedopasowana do powieści i wprowadza potencjalnego czytelnika w błąd. Wydawnictwo Oficynka, nie róbcie takich strasznych rzeczy, to krzywda dla książki. Projekt okładki zrobiło Studio Karandasz składając cztery stockowe zdjęcia, echhhhhh.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania "Dziedzictwa" serdecznie dziękuję autorce, której wiernie kibicuję od lat i nieustająco trzymam kciuki za jej twórczość.
"Dziedzictwo" Katarzyna Kwiatkowska, Wydawnictwo Oficynka, Gdańsk 2022
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz