Ameryka, rok 1937. Czy to dobry czas? Niekoniecznie. Środek wielkiego kryzysu, a w centrum Stanów Zjednoczonych mieszkańcy dotkliwie odczuwają skutki długotrwałej suszy. Wielkie Równiny, dziewiętnaście stanów boryka się z brakiem deszczu, wyjałowieniem gleby, plagami królików i koników polnych, spadkiem cen, burzami piaskowymi, wysychającymi strumieniami i studniami. W te właśnie okolice trafia fotograf John Clark, na zlecenie rządowej agencji. Zrobione przez niego zdjęcia mają przybliżyć rządowi (i oczywiście innym obywatelom) tragizm sytuacji.
John, młody, pełen zapału człowiek, z energią zabiera się do pracy. Ma konkretną listę z wytycznymi, musi zrobić zdjęcia: domów zasypanych piaskiem, rodzin opuszczających gospodarstwa, sierot itd. Na miejscu po kolei odhacza pozycje z listy. Jeśli czegoś nie umie znaleźć, to kombinuje. Fotka rodziny? Pstryk. A teraz rodzice na bok, fotka samych dzieci. Pstryk. Podpisze się jako sieroty i kolejna pozycja z listy zrobiona.
Jakoś idzie - do czasu, kiedy John zaczyna rozumieć, co tam się naprawdę dzieje i zaczyna pojmować skalę tej niewyobrażalnej tragedii. Przybija go fakt, że nie jest w stanie realnie pomóc ludziom z feralnego obszaru. Ta niemoc poraża.
Mocna rzecz, przy przewracaniu kartek słychać szelest osypującego się piasku.
"Dni piasku" Aimée de Jongh, tłumaczenie Bartosz Musiał, Non Stop Comics, Katowice 2021.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz