Kto oglądał film "Czekolada" z Juliette Binoche, niewątpliwie będzie miał wrażenie deja vu. Fabuła jest bowiem niezwykle podobna: do małego, sennego miasteczka na wschodzie Irlandii sprowadzają się trzy siostry. Wynajmują starą cukiernię i urządzają tam małą, przytulną knajpkę z potrawami rodem z Iranu (stamtąd pochodzą). Początki są trudne, bo miejscowa społeczność w trudem znosi zmiany w uporządkowanym życiu, a ci, którzy pociągają za sznurki, stawiają sobie za cel wyrugowanie sióstr z miasteczka. One nie rezygnują i powoli podbijają serca i żołądki sąsiadów.
Gdybym na tym skończyła pisać o książce, wyrządziłabym jej krzywdę, bo wcale nie jest miałką bajeczką dla dużych dziewczynek.
To przez siostry, za którymi aż z Iranu ciągnie się smuga cienia. Uciekły stamtąd w pośpiechu, zawirowania polityczne, religijne i osobiste okazały się zbyt silne, by mogły tam zostać. Każda z nich ma ranę w sercu, każda myśli o tym, co tam zostało, ale nie rozmawiają o tym między sobą. Dlatego też oglądamy świat przeszłości oczami każdej z nich oddzielnie. Siłą rzeczy te wizje się różnią - z kawałków (jakby puzzlowych) składamy sobie obraz Iranu, rewolucji, biedy, poniżania...
To tylko tło opowieści, ale dla mnie istotne, bardziej niż to, czy dziewczynom uda się wytrzymać w miasteczku, czy też czeka je kolejna przeprowadzka.
No i jeszcze malutki, acz znaczący szczególik: przed każdym rozdziałem jest zamieszczony przepis na egzotyczne danie, zaczęło się od "dolmie", czyli gołąbków. Troszkę jak greckie dolmadakie, a ja je lubię i nawet umiem robić, toteż przeczytałam przepis ze szczególnym zainteresowaniem. Przepisów na potrawy jest kilka, przy czym każda z nich odgrywa swoją rolę na kartach powieści.
Nie skusiłaś się na wypróbowanie któregoś z przepisów? :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie, ale nie tracę nadziei :)
OdpowiedzUsuńPewnie, że nie tracisz, przecież wciąż jesteś przy nadziei :D
OdpowiedzUsuń