Strony

środa, 6 stycznia 2010

"Penelopiada" Margaret Atwood

Po przeczytaniu "Penelopiady" Margaret Atwood poczułam się okropnie zgnębiona swoim nieuctwem i nieoczytaniem. Pewnie nie uwierzycie, ale to prawda. To przez to, że mit Penelopy czekającej na Odyseusza był dla mnie nader mglisty i polegał na tym, że ona w dzień szyła, a w nocy pruła i tak ładnych parę lat. A! I jeszcze - on wracał i wracał i coś wrócić nie mógł.

Ale do rzeczy. Otóż Penelopa wiernie (to znaczy, ee... nigdzie nie jest powiedziane, że wiernie, hm, hm, może lepiej byłoby napisać cierpliwie, zresztą, poczytajcie sami) czeka na męża, wychowując syna i doglądając gospodarstwa. Czeka, bo go kocha. I lubi. Mimo tych lat jego wędrówki i mimo tych wieści dochodzących czasem do niej. Wieści ciekawe, nie powiem, zresztą, tu może mały cytacik:

"Odyseusz wraz z załogą upili się w pierwszym porcie i marynarze podnieśli bunt, opowiadali jedni; nie, mówili inni, żeglarze zjedli magiczną roślinę, która sprawiła, że stracili pamięć, a kapitan ich uratował, bo kazał ich skrępować i przenieść na pokład. Odyseusz walczył z olbrzymem, jednookim cyklopem, twierdzili jedni; nie, to był jednooki oberżysta, utrzymywali inni, a bójka wynikła z powodu niezapłaconego rachunku. Część załogi pożarli kanibale; nie, wybuchła zwyczajna burda, z kąsaniem po uszach, rozkrwawianiem nosów i wypruwaniem flaków. Odyseusz gościł u boginki, pani czarodziejskiej wyspy, powiadali jedni: zamieniła marynarzy w świnie - nic trudnego, moim zdaniem - ale przywróciła im ludzką postać, zakochała się bowiem w kapitanie, karmiła go nieziemskimi smakołykami, dziełem własnych nieśmiertelnych rąk, i co noc ci dwoje oddawali się szalonej miłości. Nie, donosili inni, to był po prostu luksusowy zamtuz, a Odyseusz sępił na burdelmamie."

Najbardziej zawstydziło mnie to, że nic nie wiedziałam o służkach, które zabito, jako występne, po powrocie Odyseusza z podróży. To Telemach (ech, jaki ojciec, taki syn?) powiesił je, w rządku, na linie okrętowej. Niesprawiedliwie, niegodnie, okrutnie.

Chór służek co i raz przerywa nurt powieści, czy to śpiewając szantę, czy balladę, czy piosenkę podwórkową lub skakankę-wyliczankę, czy też odtwarzając proces Odyseusza nagrany na wideo (tak!). Nie dają spokoju nawet po śmierci, snują się po Hadesie. Cała Penelopiada przesycona jest ich obecnością, stają się niemalże głównymi bohaterkami. Niemalże, bo to jednak Penelopa jest narratorką, ale one co i rusz wyglądają zza jej pleców, patrzą smutnymi oczyma, a gdy już widz, o, przepraszam, czytelnik (bo to takie plastyczne, jak film) uzna, że Odyseusz to straszny łotr i łajdak, niegodziwiec i szubrawiec, a one powinny być jakoś uhonorowane za męczeńską śmierć, wylewają kubeł zimnej wody na biednego czytelnika, urządzając mu wykład z antropologii:

"Chodzi o to, szanowne światłe umysły, że nie musicie aż tak się nami przejmować. Nie myślcie o nas jako o kobietach z krwi i kości, o prawdziwym cierpieniu, prawdziwej krzywdzie. Szkoda nerwów. Darujcie sobie obrzydliwe szczegóły. Uznajcie nas za czysty symbol. Nie jesteśmy prawdziwsze niż pieniądze. "

Cóż tu jeszcze dodać? Ano to, że forma książki prześliczna, różnista i bogata. Dla każdego coś miłego, zapewniam. W formie, oczywiście. Z pewnością sięgnę po pozostałe tomy "Mitów", skoro już ta jedna pozycja jest tak ciekawa. No i przydałoby się jednak przed czytaniem odświeżyć "Mitologię", ot co.

Ocena: 5/6.

2 komentarze:

  1. Brzmi niesamowicie intrygująco i oryginalnie. Gdyby nie Twoja recenzja nawet nie wiedziałabym, że taka książka istnieje, nie mówiąc już o jakiejkolwiek mitologicznej serii! A jestem niesamowitą fanką mitów i wszystkiego co z starożytnymi Grecją i Rzymem związane :)

    Na pewno sięgnę po "Penelopiadę", a może nawet po inne książki Atwood.

    Dziękuję za recenzję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po "Penelopiadę" na pewno warto :)
    A ja swój egzemplarz znów zgubiłam, nie pierwszy to raz, wetknę gdzieś i potem zapomnę :)

    OdpowiedzUsuń