Zbiory opowiadań ciężko się opisuje. Bo tak: trzeba by rzec co nieco o treści, potem o stylu, czy się podobało, dlaczego, a może coś nie grało; no i zanim się człowiek na dobre rozpędzi, już trzeba zmieniać temat na następne opowiadanie.
Ale to tylko zaraz po przeczytaniu, bo gdy się nieco odczeka, to w pamięci zostają tylko te opowiadania, które coś w sobie mają. Właśnie - to znakomity test, wziąć spis treści i patrząc na niego, jakie się ma wrażenia. Tylko bez podglądania!
No to zaczynamy:
- "Nagrobek czarownicy" Neil Gaiman - to akurat zapamiętałam, bo znałam już wcześniej z "Księgi cmentarnej" i kojarzyłam chłopca mieszkającego na cmentarzu i pozostającego pod opieką jego mieszkańców.
- "Ostrokrzew i żelazo" Garth Nix - ciekawe sięgnięcie do historii Brytów i ciekawe podejście (z innej strony) do legend arturiańskich.
- "Barwna wizja" Mary Rosenblum - no właśnie, nie pamiętam. Czy to nie o tej dziewczynce, co słyszała dźwięki na kolorowo?
- "Nieskazitelny Rubin" Kage Baker - hm.
- "Ptasia opowieść" Eoin Colfer - no nie, bez zaglądania nie wiem!
- "Prześlizgując się bokiem przez wieczność" Jane Yolen - treści nie kojarzę, ale zwróćcie uwagę na cudownej piękności tytuł.
- "Ręce obcego" Tad Williams - autora bardzo lubię, ale to wszystko, co mogę powiedzieć.
- "Dzień Nadania Imienia" Patricia A. McKillip - a tu odwrotna sytuacja, autorkę źle kojarzę (po jej "Mistrzu zagadek z Hed"), a opowiadanie o dziewczynce uczącej się w szkole magii, a która nie chce odciążyć swojej matki w obowiązkach, zapamiętałam bardzo dobrze. Pewnie dlatego, że matka jest w ciąży, a w domu pełno jest energicznego czterolatka, brata dziewczynki.
- "Żona Zima" Elizabeth Hand - a to cudowne opowiadanie o miłości, przyjaźni, przyrodzie, kamieniach i magii. Piękne!
- "Diorama Krain Piekielnych, czyli dziewiąte pytanie diabła" Andy Duncan - długie tytuły mają tę zaletę, że gdy się je czyta, ma się czas na przypomnienie treści, czyli historii dziewczynki przechodzącej przez obraz (jak Alicja przez lustro) i spotykającej po drugiej stronie czarownicę, duchy, upiory i diabła.
- "Taniec w Barrens" Peter S. Beagle - myślę usilnie i myślę, ale nic.
- "Kamienny człowiek" Nancy Kress - to samo.
- "Zaklęcie Mantykory" Jeffrey Ford - hm, czy tam było coś o jednorożcach?
- "Zinder" Tanith Lee - to opowiadanie powinno mieć inny tytuł, ale jaki, skoro Zinder to imię głównego bohatera, za dnia pokraki, w nocy księcia i wielkiego czarodzieja. Sama idea opowiadania jest dla mnie sporym zaskoczeniem, przeważnie nadprzyrodzone moce wykorzystuje się, by polepszyć byt sobie i innym. Czasem tylko sobie. A Zinder polepsza tylko innym.
- "Billy i czarodziej" Terry Bisson - trudno o bardziej trywialny tytuł, prawda?
- "Magycy" Terry Dowling - czyli nie magicy, a Magycy, cóż, zapewne to jakaś zasadnicza różnica...
- "Magiczne zwierzę" Gene Wolfe - autora znakomicie pamiętam ("Cień kata", "Rycerz"- krwi mi trochę napsuł), ale opowiadanie przeszło bez echa.
- "Ojciec kamienia" Orson Scott Card - to pamiętam bardzo dobrze, bo motyw młodego człowieka obdarzonego samorodnym talentem występuje przecież w słynnej "Grze Endera". Tyle że tu mamy nieco inną rzeczywistość, typową dla czarodziejów czerpiących siły z natury.
Reasumując: warto zapamiętać nazwiska: Garth Nix, Elizabeth Hand, Tanith Lee.
Ogólna ocena wysoka: 5/6 - mimo tylu opowiadań puszczonych w niepamięć. Bo czytało się znakomicie, bo lubię fantasy, bo w końcu nie mam obowiązku zapamiętywać wszystkiego, co mi przez oczy przeszło, bo wysoko cenię samą przyjemność czytania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz