Strony
▼
wtorek, 19 kwietnia 2011
"Krzysztof" Aleksander Minkowski (dzięki, Kasia!)
Kasia czytała, to znaczy słuchała, poleciła, a że potrzebowałam czegoś lżejszego po smutku Gallego czy ponurym Mankellu - wzięłam "Krzysztofa" w wykonaniu (czy tak można pisać?) Mariana Opani.
Książka, jak się okazało, wcale nie jest lżejsza, bo dotyka spraw poważnych: zaufania, uczciwości i takich innych górnolotnych słów. Ale bez zadęcia i nadęcia, na szczęście.
Krzysztof Smuga to nastolatek, zbuntowany wrażliwy dzieciak. Autor dopadł go, gdy chłopak jest właśnie na zakręcie - nie otrzymuje promocji do klasy maturalnej. Do tego jest skłócony z kolegami z klasy, na własne życzenie, woli bowiem trzymać się z kolegami z domu dziecka. Bo Krzysztof jest dzieckiem adoptowanym. Ten młody chłopak miota się straszliwie przez większą część powieści. Walczy z nauczycielami, walczy z ludźmi z klasy, z rodzicami też, zwłaszcza z ojcem. Klasyczny bunt nastolatka, negacja wszelkich wartości. Kolczasty jeż z tego Krzysztofa!
Kiedy do chłopaka trafia plotka, jakoby jego ojciec w młodości był na bakier z prawem, Krzysztof łapie się tego kurczowo. Jeśli okaże się to prawdą, jeśli pojawi się rysa na nieskazitelnym wizerunku Smugi seniora, bezwzględnie uczciwego i prawdomównego lekarza - to Krzysztof będzie górą, będzie wygrany. Przynajmniej tak myśli. Tak myślą nastolatkowie.
Rusza więc autostopem w Bieszczady, tropiąc ślad młodego doktora Smugi. Znajduje bez trudu, bo doktor okazuje się tak wyrazistą postacią, że mimo upływu lat całe miasteczko o nim pamięta. Jakim człowiekiem jest doktor? Och, bardzo zaskakującym. Byłam szczerze zdumiona poznając jego wizerunek z dawnych lat i nie wątpię, że Krzysztof też.
Powieść ociupinę trąci myszką, co mi absolutnie nie przeszkadzało. Nawet fajnie jest tak na trochę cofnąć się w czasie, albo raczej spojrzeć przez ramię za siebie... Nie gońmy tak za nowościami, co? Raz na jakiś czas trzeba się zatrzymać i odpocząć. Powieść Minkowskiego dobrze się do tego nadaje.
Marian Opania dobrze czyta. Do tego stopnia, że czasami zapominałam, że to on czyta. Ba, że w ogóle ktoś to czyta!
Książki nie znam, choć jako nastolatka Minkowskiego czytałam regularnie (ukochany Ząb Napoleona!). Ale bardziej zaintrygował mnie ten Opania czytający - ja tak kocham słuchać Piotra Fronczewskiego, a to w sumie ta sama stara szkoła dykcji - też człowiek ma wrażenie, że czyta. No, a poza tym - spróbuję książkę dorwać w bibliotece. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńNo patrz, a Fronczewskiego jeszcze nie słuchałam, mam do nadrobienia :)
OdpowiedzUsuń