Strony
▼
czwartek, 10 listopada 2011
"Excalibur" Bernard Cornwell - trzeci tom o Arturze
Skończyłam trylogię. Z żalem, bo dobrze mi się ją czytało, choć musiałam poświęcić trochę czasu na przyzwyczajenie się do ciągłych bitew, ucinania sobie łbów mieczami, dziabania włóczniami, podpalania wiosek, gwałcenia kobiet, zgiełku bitewnego, szczęku oręża i przedśmiertnego kwiku koni. Tak, tam się nieustannie naparzają! Tłuką się jak najęci. Na szczęście przeogromnie lubię film "Braveheart" z Gibsonem, więc wejście w ten bitewny świat nie było takie trudne.
O czym jest ta trylogia?
O Arturze (nie królu!), nieślubnym synu Uthera Pendragona, który to Artur faktycznie władał (choć nietytularnie) Brytanią, jako opiekun prawowitego króla, Mordreda, jak najbardziej ślubnego wnuka Uthera. Cały zamysł, pomysł i idea tych trzech tomów opiera się na tym, że Mordred, prawowity władca, rządzić bardzo chce, ale się do tego kompletnie nie nadaje. Natomiast Artur, który byłby władcą idealnym, z charakterem, charyzmą i tak dalej - królem być nie chce! Wszyscy chcą (no, prawie wszyscy), żeby on był, a on nie i nie. Owszem, w zastępstwie króla może stoczyć tę czy inną bitwę, zawrze ten czy tamten rozejm - ale królem? Nie nie nie, on chce mieć swoją kobietę, spłachetek ziemi i sadzić tam marchewki (patrz poprzednia notka).
I proszę, tak trochę wbrew sobie - ale zawzięcie przez trzy tomy tłucze się z Saksonami (to naród czy raczej zlepek plemion, które wiecznie mają chrapkę na zasobne brytyjskie ziemie), a jak nie z nimi, to z Brytami, którzy mają ochotę trochę się pohandryczyć między sobą.
Jeśli akurat ani jedni ani drudzy nie mają nic do powiedzenia, Artur sam znajduje sobie kłopoty. Na przykład zrywając zaręczyny z jedną księżniczką, bo druga zawróciła mu w głowie. Albo ruszając do boju pod chrześcijańskim sztandarem, podczas gdy jego splendor zawsze kojarzony był z Brytanią, a nie z Chrystusem. Albo udaremniając przygotowania do wielkiego przedsięwzięcia, czyli sprowadzenia starych bogów z powrotem na ziemię, nad czym usilnie i długo pracował Merlin z Nimue.
Zresztą, każdy powód jest dobry, żeby się bić i nasz bohater walczy z zapałem, głosząc jednocześnie pochwałę pokoju, jedności i wzajemnego braterstwa.
"Artur próbował zmienić świat, a jego narzędziem była miłość"[1]
Tu wcale nie ma sprzeczności. Bo:
"Tylko głupiec pragnie wojny, ale kiedy już wybuchnie, nie można prowadzić jej bez entuzjazmu. Nie da się jej nawet prowadzić z żalem. Musi jej towarzyszyć dzika uciecha, zrodzona z pognębienia wroga i ta dzika uciecha sprawia, że największe pieśni naszych bardów opiewają miłość i wojnę" [2].
Chciałam się jeszcze trochę porozpisywać o przeróżnych aspektach trylogii, ale zrezygnowałam. Odsyłam do Eruany, albo na biblionetkę, bardzo dobre recenzje. Sama zaś chciałabym nostalgicznie zauważyć jedną rzecz: Cornwell napisał kawałeczek historii Brytanii, wplatając weń Artura bardzo zręcznie, malując legendę farbkami zupełnie innymi niż te, do których przywykliśmy. Wyszło mu to świetnie, znakomicie, rewelacyjnie! Nie mam pojęcia, jakim jest historykiem, ale pisarzem jest fantastycznym. Odwołuję zdanie z notki o pierwszej części, że wolę kobiece pióro. Wcale nie wolę, nie wybieram, oba pióra są idealne, w każdym znajduję coś dla siebie i zarówno Bradley, jak i Cornwella wpisuję na listę autorów wartych czytania.
---
[1] B. Cornwell "Nieprzyjaciel Boga", Erica, s. 296
[2] B. Cornwell "Excalibur", tłum. Paweł Korombel, Erica, s. 260
Naparzanki? Biorę! Tylko, na Śwarożyca, kiedy???!!!
OdpowiedzUsuńPoczytałabym, tylko podobnie jak Bazyl, sama nie wiem kiedy. Ale zwrócę uwagę na nazwisko autora - tym bardziej, że nosi takie samo jak autorka kryminałów, które czytuje namiętna jedna z moich koleżanek (swoją drogą ciekawe, czy rodzina, czy przypadek)
OdpowiedzUsuńTrylogia Arturiańska jest rewelacyjna. Teraz sięgnęłam po Wojny wikingów - nadal wysoki poziom, choć Artur bliższy był memu sercu ;)
OdpowiedzUsuńPolecam jeszcze batalie Sharpe'a :)
Ha! Widzę, że Tobie też się zdanie zmieniło po zakończeniu trylogii:-) Ja się przymierzam w przyszłym roku do pięcioksięgu o czasach przed Arturem, z Utherem jako główną postacią.
OdpowiedzUsuńBazylu - w tak zwanym międzyczasie :)
OdpowiedzUsuńGuciamal - Patricia? Tak mi się coś kojarzy...
Caitri - o, na pewno nie poprzestanę na tym, autor mi przypadł do gustu :)
Eruano - ano widzisz, zmieniło się, zmieniło. Wciągnęło, wessało, przeżuło i wypluło :)