Tu nie miałam absolutnie żadnych wahań i wątpliwości, przeczytałam tylko ten punkt i od pierwszego kopa wiedziałam, co to za książka.
Kolega kiedyś mi pożyczył stosik książek, wśród których znalazła się "Tęcza grawitacji" Pynchona. Zanim zaczęłam to czytać, zajrzałam na biblionetkę, a tam wysoka średnia ocena (oho, dobrze, myślę sobie), żadnych recenzji (jaka szkoda, myślę sobie), nota wydawcy zaś głosi min.:
Pynchon tworzy wizjonerski, niemal mistyczny opis wstrząsanej ostatnimi gorączkowymi konwulsjami, odurzonej, znarkotyzowanej wojenną paranoją Europy, poprzez którą kontynuuje swą obłędną odyseję William Slothrop, amerykański oficer, starając się w okupowanych Niemczech odnaleźć superrakierę V-2. Komizm przeplata się podczas jego wędrówki z grozą, obscena z religijnymi uniesieniami, intryga szpiegowska z poezją.
Tu sobie pomyślałam, no właśnie, nic sobie nie pomyślałam, bo nie zrozumiałam, toteż zaczęłam czytać. I tak sobie czytam, czytam, czytam... i niby każde słowo z osobna rozumiem, nawet i całe zdanie rozumiem też, ale niech no tylko zamknę książkę i nic nie wiem z tego, co czytałam. A już nie daj Boże jak zakładka wypadnie, za diabła nie dojdę, w jakim miejscu skończyłam.
No ale jakże tak oddawać nieprzeczytane, nie uchodzi (takie wtedy miałam podejście, za wszelką cenę), toteż podczytywałam po kawałeczku, to w, pardą, wucecie, to w łóżku przed spaniem. Okazało się, że ta książka to najlepszy środek nasenny świata, góra dwie strony i spałam słodko jak niemowlę. Jakby istniał punkt "Dzień xx - Książka, która usypia" - "Tęcza grawitacji" pobiłaby wszystkie inne na głowę.
No i nie przebrnęłam, policzyłam, że w tempie dwie strony na dzień (a to absolutne maksimum, często odpadałam po jednej, a zdarzało się i po pół) czytałabym to pół roku. Ludzie złoci.
Tak.
O, w tej kwestii mam swojego faworyta. To bez dwóch zdań "O krasnoludkach i sierotce Marysi". Koszmar mojego dzieciństwa!
OdpowiedzUsuńNo co Ty, przecież to bajka... lekka i prosta :)
UsuńTaaa, w podstawówce 4 miesiące się męczyłam (!!!), a na studiach czytałam, na czym polega artyzm i cudowność "Sierotki". Dobrze, że już tym dzieci nie katują.
UsuńDla mnie już sam opis tej książki wskazuje na to, że to będzie bełkot: wizjonerki? obłędna odyseja? - to nie wróży nic "readable". Pewnie autor sam był "na haju", jak to tworzył.
OdpowiedzUsuńAutor dostał za to nagrodę jakąś :)
UsuńPrawie jak sławne (a raczej osławione) "Finnegan's Wake":).
OdpowiedzUsuńBędę omijać:).
To ja będę omijać "Finnegan's Wake", hehe.
UsuńTrochę łatwiejszą lekturą Joyce'a jest "Ulisses":)
UsuńU mnie to jest Don Kichote... Męczę go od 2 tygodni, w międzyczasie czytając znacznie ciekawsze książki.
OdpowiedzUsuńNatomiast jeśli chodziłoby o książkę najbardziej usypiającą to bez wątpienia wygrały Pamiętnik narkomanki. Mnie i mamę usypiał raz dwa.
Miałam kiedyś chęć na tego Don Kichote i nawet mam od kogo pożyczyć, ale jakoś nie zgadało się. Nudna taka?
UsuńPamiętnika nie czytałam, w razie problemów ze snem znajdę sobie :)
Ja też się ostatnio zawiodłam na książce. Jestem w połowie, ale chyba dam sobie spokój. O dziwo na biblionetce też ma wysokie notowania. Jutro coś o niej wrzucę.
OdpowiedzUsuńCo do Tęczy, to mnie pewnie już nota wydawcy by odstraszyła :)
Już zaglądam, bo ciekawa jestem, co to.
UsuńNoty wydawców czasem są yyy... nie do końca adekwatne, więc mnie to tam nie odstraszało :)