Strony
▼
sobota, 15 września 2012
"Każdy umiera w samotności" Hans Fallada - jeszcze raz o wojnie, tylko inaczej
W literaturze polskiej, światowej zresztą też, wojna (druga światowa) została opisana wszerz i wzdłuż, jednak takich pozycji jak ta nie ma wielu. Takich, które opisują życie Niemców, zwykłych mieszkańców, cywilów, którzy do wszelakich partii czy zgromadzeń należą nie z przekonania, tylko z przymusu. Taka była "Złodziejka książek" czy "Pozwólcie nam krzyczeć", taka jest też powieść "Każdy umiera w samotności".
We wstępie przeczytałam: "Wydarzenia opisane w tej powieści oparte są zasadniczo na aktach Gestapo dotyczących nielegalnej działalności pary berlińskich robotników w latach 1940-1942".* Para berlińskich robotników to Anna i Otton Quanglowie. On jest stolarzem, majstrem w fabryce mebli, ona przy mężu, mają jednego syna, aktualnie na froncie. Akcja zaczyna się od wiadomości o śmierci syna. To straszliwy wstrząs dla rodziców, nic więc dziwnego, że ich wybija z utartych kolein życiowych. Chcą coś zrobić, cokolwiek, coś, co byłoby protestem przeciwko faszystom, przeciwko Hitlerowi, wojnie i całemu temu świństwu, w którym grzęzną.
I co robią? Piszą kartki i listy. Kartki pocztowe z antyfaszystowskimi hasłami, oskarżające Führera o morderstwa, okrucieństwo i egoizm nie są nigdzie wysyłane, tylko podkładane w różnych miejscach w całym Berlinie. Otton Quangel liczy na to, że kartki będą wędrować z rąk do rąk, że dotrą do sumień i serc, że spowodują wzrost świadomości... Marzą mu się niemalże zamieszki społeczne, rewolucja, a jego kartki mają być tym kamyczkiem poruszającym lawinę.
Och, naiwny! Kartki nigdzie nie wędrują, tylko są w panice oddawane władzom, ludzie są bowiem tak zastraszeni, że boją się wszystkiego, nawet doczytać do końca przekaz ze znaleziska. Być może Otton to przeczuwa, choć się do tego nie przyznaje i twardo pisze dalej. Z drugiej strony kartki twardo przechwytuje komisarz Escherich z Gestapo i szuka ich autora. Znajdzie, nie znajdzie? Nie chcę zdradzać zbyt dużo... Zresztą i tak to nie jest najważniejsze, ważniejsza jest konsekwencja, upór - z każdej strony, zaznaczam. Ech, przejmujące.
Nie potępiajmy Niemców w czambuł, wszystkich jak leci. Ludzie jak ludzie, są różni, nie narodowość jest ważna, tylko to, co jest w środku.
Pominęłam wiele z tej książki, choćby to, co sygnalizuje tytuł. Odkryjcie to na własną rękę, ja zachęcam.
* - "Każdy umiera w samotności" Hans Fallada, przełożyła Daria Kuczyńska-Szymala, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2011, s. 5.
Ja chętnie przeczytam. Sam staram się nie stawiać pochopnie oceń, które w jakiś sposób krzywdzą innych ludzi.
OdpowiedzUsuńDopiero niedawno zaczęło się mówić o tym, że Niemcy jako społeczeństwo są winni, nie dowódcy czy poszczególne jednostki, więc nie jest to pochopna ocena. Z drugiej jednak strony historia taka jak ta jest jakimś światełkiem w tunelu - chętnie spojrzę na wojnę z zupełnie innej perspektywy, niż dotychczas.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Hm, jako społeczeństwo też mają swoje za uszami, takich jednostek, które ważyły się na czynny lub bierny protest, jest niewiele. Ale to tylko potwierdza fakt, że nie można uogólniać.
UsuńPamiętam, jak dawno temu i ja przejęłam się tą książką. Dobra i wartościowa. Fajnie, że została wznowiona.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dobra, masz rację. A nawet nie wiedziałam, że była wznawiana, nie szukałam jakoś.
UsuńPrzeczytam :-).
OdpowiedzUsuńCieszę się, że moja opinia na coś się przyda :)
UsuńŚwietnie pamiętam tę książkę, w sumie "Każdy umiera w samotności" to jedna z (chyba) najsmutniejszych rzeczy, jakie czytałam. O ile np. książki Herty Muller mnie nie przygnębiają, chociaż do radosnych na pewno nie należą, Fallada mnie przytłoczył. Ale to dobra książka, rzeczywiście spojrzenie "z drugiej strony".
OdpowiedzUsuńSmutna? Tak. Ale nie czułam się przygnębiona. Herty Muller jeszcze nic nie czytałam, warto?
Usuń