Siadam do opisywania tej powieści i myślę: no nie, teraz to mam przegrzebane. Wzięłam to na Targach Książki w Katowicach, do recenzji od wydawnictwa NK. Jak się okazało, to książka mojej biblionetkowej znajomej (wirtualnie znanej mi już wcześniej, twarzą w twarz udało nam się spotkać właśnie na tych Targach) i teraz, jeśli będę chciała napisać coś mało pochlebnego, będzie mi głupio. Tak myślałam. Potem na szczęście przypomniałam sobie, po co ten blog powstał i porzuciłam zbędne obawy.
Pierwsza myśl po przeczytaniu powieści - to jest, kurka, niemożliwe, takie osoby nie istnieją. Mowa oczywiście o Reginaldzie Kozłowskiej. Reginalda to osoba, którą otula obłok destrukcji. Reginalda łamie, zrzuca, popycha i tłucze. Przy tym jest całkiem miła i bystra. Rafał ma nieszczęście znaleźć się w tym obłoku, obrażenia są nieuniknione, ale facet znosi to z męstwem i godnością osobistą. Wiadomo, czym to pachnie, prawda? Bo kto się czubi... A w takim huraganie, jaki wokół siebie robi Reginalda, łatwo stracić głowę.
Motyw poszukiwania skarbu jak z Nienackiego, sympatyczny. Opukiwanie ścian i demolowanie podłóg już mniej sympatyczne, ale to po prostu naturalna niechęć do wandalizmu mi się odezwała. Ale odkrycie skarbu przebija wszystko. No co za skarb, klękajcie narody! Sama bym chciała taki odkryć.
"Szczęśliwy pech" to powieść lekka, łatwa i przyjemna. Nie moja bajka, rzadko sięgam po takie, ale tę przeczytałam do końca, na zmianę irytując się (no bo takie osoby jak Rego nie istnieją) i śmiejąc. Dziękuję, Iwono, za cudną wizję znaleziska. Ech, wykopać by takie...
A teraz, żeby rozjaśnić mroki tego chaosu powyżej, oficjalna notka wydawnictwa:
Pewnego dnia w życiu całkiem spokojnego mężczyzny pojawia się dziewczyna o dziwnym imieniu. Jest to osoba szalenie pomysłowa – i szczególnie dobrze jej wychodzi wywoływanie wszelkiego rodzaju kataklizmów. Dom grozi zawaleniem, w pobliżu krąży seryjny morderca, a tajemniczy mafioso pastwi się nad językiem polskim i zrywa podłogi... Czy w tak ekstremalnych warunkach zakwitnie miłość? Trudno powiedzieć, skoro obdarzona nie byle jakim temperamentem Regi woli rzucać kilofem i wyzwiskami, zamiast wzdychać przy świetle księżyca.Jeszcze jedno: łamana polszczyzna Tonina z Italii cudna.
"Szczęśliwy pech" to książka o tym, że każda, nawet najbardziej niebezpieczna dla otoczenia jednostka ma szansę znaleźć szczęście i że szczęściem może być również kilka dziur w ścianach względnie latająca rynna. Szczęścia starczy dla każdego i dla wszystkich, trzeba tylko... omijać z daleka Reginaldę Kozłowską.
Bardzo dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia za książkę!
"Szczęśliwy pech" Iwona Banach, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa, 2013.
Właśnie czytam książkę z serii Babie lato, ale do Iwony Banach jeszcze nie dotarłam...
OdpowiedzUsuńTa seria to się pięknie prezentuje na półce, widziałam u kogoś.
UsuńNie w moim stylu, ale jak na nia trafie w bibliotece, to obadam :-).
OdpowiedzUsuńBardziej polecam "Pocałunek Fauna" tej autorki.
UsuńAch, jakże rozumiem twoje rozterki. Ja co prawda przeczytałam nie tyle książkę znajomej (choć i to mi się zdarzyło, a że książka do gustu nie przypadła to po prostu przemilczałam) co książkę, którą większość blogerów jest oczarowana i nieładnie powiem - pije z zachwytu, że bestseler, że fantastyczna, że och i ach, a ja czytałam ziewając i psiocząc na czym świat stoi, że tracę czas. Ale jak piszesz - tylko szczerość ma sens, a pisarz nie powinien się czuć dotknięty, że nie wszystkich jest w stanie zadowolić.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Dziękuję za ten komentarz.
UsuńReginalda- imię niezwykłe :) przeczytam o tej kobiecie-huragan :)
OdpowiedzUsuńO tak, imię zaiste niespotykane. :)
Usuń