Strony
▼
niedziela, 26 stycznia 2014
"Dzika kuchnia" Łukasz Łuczaj - jeszcze nie sezon, ale drżyj, wiosno! Drżyjcie, chwasty i badyle!
Ależ ten facet to oszołom! - wykrzyknęłam sobie po przeczytaniu książki. No tak, ale oszołom wyjątkowy sympatyczny, oczytany, z wyjątkową i bogatą wiedzą. Łukasz Łuczaj to "doktor habilitowany biologii, profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego, etnobotanik i ekolog"*.
Pan Łuczaj w "Dzikiej kuchni" przeszedł się po lasach, polach, łąkach, miedzach, a nawet parkach i skwerkach - słowem wszędzie, gdzie pleni się jakieś zielsko - i pokazał, co można zerwać czy wykopać i ugotować, upiec, względnie zalać alkoholem i spożyć.
Jak tylko usłyszałam o tej książce, oko mi zabłysło, sama nie jestem ekofanką czy miłośniczką żywienia się pokrzywą, ale mam mamę, która żywo interesuje się tym, co zielone, mieszka na wsi, ma ogródek, sadek, nauczyła mnie, że można smażyć kwiaty akacji i robić syrop z kwiatów czarnego bzu. Toteż taka książka to dla niej idealny prezent.
Nabyłam. Wręczyłam. Trafiłam.
W książce układ jest prosty i czytelny. Nie mam fotek, ale serdecznie zachęcam do zerknięcia tutaj:
http://poleczkazksiazkamibeel2.blox.pl/2013/08/Dzika-kuchnia-Lukasz-Luczaj.html - są fotki!
Rośliny są poukładane alfabetycznie według nazw, następnie są informacje, kiedy zbierać, ach, jeszcze pod nazwą właściwą są wymienione nazwy ludowe i potoczne; dalej czytamy, gdzie rośliny szukać i jak rozpoznać. Ważna i wyróżniona osobno notka traktuje o tym, czy istnieje roślina trująca czy niejadalna, z którą można pomylić tę właśnie omawianą, jakie są między nimi podobieństwa (przy tym jest zamieszczona bardzo pomocna fotka) i różnice.
Dalej: jakie części naszego zielska są jadalne; omówienie substancji czynnych i właściwości farmakologicznych; opisanie tradycyjnego użytkowania (przypuszczam, że to wymagało szeroko zakrojonych badań) oraz co jeszcze można z zieleniną zrobić. W tej części uwielbiam nie fotografie (choć niewątpliwie fotki bardziej przydają się do rozpoznania rośliny), ale rysunki - przedstawiające jednocześnie części nadziemne i podziemne rośliny, kwiaty, także w przekroju, owoce, bulwy i nasiona. Śliczne te rysunki.
Druga część to przepisy, uczciwe, porządne, z listą składników i w większości ze zdjęciem gotowej potrawy. Zupy, zapiekanki, ciasta, konfitury, nalewki, wina, soki, pierogi, nawet kawa!
Obydwie części razem, a nawet każda z osobna, zasługują na szóstkę, ale autor dodał na osłodę jeszcze parę swoich felietonów - no, to już jest jak dolewanie do pełnego kieliszka. Menisk wypukły się robi, niby nic się nie wylewa, ale ciut za dużo tej dobroci.
Co nie zmienia faktu, że to jedna z najlepszych książek przeczytanych przeze mnie w 2013 roku. Czekam tylko jeszcze do wiosny, kiedy się sezon na te wszystkie badyle zaczyna. Może nie będę gotować zupy z bluszczyka kurdybanka, ale spróbuję zrobić konfiturę z kwiatów akacji (robinii). Może też jakaś nalewka? Sok brzozowy? Klonowy? Możliwości jest mnóstwo.
* "Dzika kuchnia. Opisy roślin, przepisy kulinarne, felietony" Łukasz Łuczaj, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2013, tylna okładka.
Hmm... Pomysł na prezent rzeczywiście świetny. Zakładając, że dana osoba się tym tematem interesuje, oczywiście.
OdpowiedzUsuńNa blogu u pani Szepielak czytałam z tej książki świetną radę starszej pani, która mówiła co trzeba robić, by żyć długo i zdrowo. ;) :)))
OdpowiedzUsuńhttp://annajszepielak.blogspot.com/2013/07/dziki-supermarket_11.html
Znakomita rada :)
UsuńKiedyś, jadąc gdzieś w świat z dzieciakami, słuchaliśmy wywiadu z Łuczajem. Największe wrażenie na nich zrobiło jadanie robaków i odtruwanie się serem...
OdpowiedzUsuńW naszym kręgu kulturowym jadanie robaków jest mało rozpowszechnione i może robić wrażenie. W życiu nie zjadłabym robaka!
UsuńPróbowałam mrówek w czekoladzie... :) A ślimaki też się liczą?
UsuńJak ślimaki, to i małże... Skręcamy w stronę owoców morza i już robi się zwyczajnie. :)
UsuńDużo dobrego słyszałam o tej książce. Sama chciałabym ją nabyć, ale cena mnie tymczasowo przeraża ;)
OdpowiedzUsuńTania nie jest, to fakt.
UsuńMamy wcześniejsze wydanie, albo w każdym razie też coś Łuczaja o zjadaniu roślin, których bym jednak nie ruszyła. Mój mąż kolekcjonuje rożne różności o surwiwalu, chyba na wypadek epidemii zombie.
OdpowiedzUsuńO, to w takim razie ma sporą szansę przeżyć w lesie ;) Wiem, że Łuczaj napisał jeszcze inne pozycje, ale ta wydaje mi się bardzo dopracowana. Miałam sporo frajdy, gdy ją czytałam.
UsuńKsiążka jest genialna. Jestem nią zachwycona. Będę się z niej uczyła latami. Wkrótce nadejdzie wiosna i gdy będę na działce na wsi, zamierzam się podszkolić i poeksperymentować, oczywiście pod okiem rodziców, którzy większość tych roślin znają i korzystają.
OdpowiedzUsuńWitam fankę zielonej roślinności! :) Dokumentuj eksperymenty, co?
UsuńDobry pomysł :)
UsuńTeż nie jestem jakąś ekofiksatką, do tego mieszkam w centrum miasta i jestem totalnym antytalentem ogrodniczym, ale książkę na pewno przejrzę, jak tylko znajdę w bibliotece. Choćby z ciekawości :) Uwielbiam takie eksperymenty. No i żarcie za darmochę! :D
OdpowiedzUsuńPrzejrzyj, przejrzyj, myślę, że znajdziesz coś dla siebie. Przepisy swoją drogą, a autor potrafi naprawdę ciekawie pisać o roślinach.
UsuńOglądałam z nim kiedyś jakieś programy w TV, byłam zafascynowana, ale sama bałabym się próbować ;)
OdpowiedzUsuńA, bo to chyba trzeba mieć zacięcie do takich spraw.
UsuńŁuczaj występował w TV? Mama mi tylko pokazywała felietony we "Wróżce".
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam!
Usuń