Mama Mu to mądra i do tego życiowa krowa, przeważnie się z nią zgadzam. Ale nie tym razem, o nie!
Nie chodzi oczywiście o to, że krowa nie może budować domku na drzewie, bo przecież może. Może, ogonem trzymając młotek, wbijać gwoździe, może piłować deski i zawiesić obrazek. Ale, na litość, zaraz po zbudowaniu domku na drzewie nie musi z niego złazić! I w pełni popieram Pana Wronę, kiedy ten mówi:
"- Na dół! - krzyknął Pan Wrona. - Skoro jest gotowy, to chyba w nim pobędziesz?! Pomieszkasz! Pograsz w coś! Kawę wypijesz! Nie można przecież zbudować domku na drzewie i pójść do następnego drzewa, żeby budować kolejny. A gdyby wszyscy tak robili? Na koniec w całym lesie na każdym drzewie byłby domek. Jak by to wyglądało?!"*
Otóż za moich czasów (brzmię jak Matuzalem, co?) to jak budowało się domki, jednak trochę się w nich mieszkało. Nawet bardziej niż trochę. No ok, typowego domku na drzewie, takiego jaki zbudowała Mama Mu, nie udało mi się skonstruować, miałam za to na orzechu włoskim coś w rodzaju minimalistycznego gabinetu. Ot, siedzenie, podpórka pod nogi, blat z kawałka deski do pisania. Korzystałam z tego namiętnie przez cało lato i pisałam tam pamiętnik.
W szkole podstawowej chłopcy z mojej klasy zbudowali za to domek pod ziemią. W lesie zaczynającym się tuż za ogrodzeniem szkoły wykopali sporą ziemiankę, zabezpieczyli ściany przed osypaniem, położyli dach z żerdzi, gałązek i igliwia. Fachowo. Ale, kruca bomba, dziewczynek tam nie zapraszali, no, może raz tam byłam.
Miałam też szałas ukryty w krzakach w sadzie. Wypasiony, że hej. Podłoga z kawałków wykładziny, dach z worków foliowych po nawozie (diabli wiedzą, czy to myłam, pewnie nie, dziś bym umierała ze strachu o moje dzieci, że się strują), półeczki z cegieł i desek. Nocowałam tam nawet! Brałam poduszkę i kołdrę, a żeby nie bać się za mocno, doprowadziłam sobie elektryczność, czyli żarówkę na kablu (sama całkiem, tato tylko sprawdził, czy dobrze). Szałas był niestety zbyt luksusowy, szybko dorobiłam się sublokatorów i straciłam do niego serce. Poza tym nie lubię skorków. Ale co pomieszkałam, to moje.
Apeluję więc - budujcie domki na drzewach i nie porzucajcie ich od razu!
* - "Mama Mu buduje" Tomas Wieslander, Jujja Wieslander, ilustracje Sven Nordqvist, przełożył Michał Wronek -Piotrowski, Zakamarki, Poznań 2012, strona nieznana, bo wydawca nie uznał, by konieczne było numerowanie stron.
Dziadek zbudował chłopakom fachowy domek na palach, ale niestety nie cieszył się zbyt dużym powodzeniem. Nawet dołączona do niego zjeżdżalnia nie pomogła. W tym roku na wiosnę trzeba będzie pomyśleć o rozbiórce, bo pale nie były zabezpieczone i zaczynają butwieć. Ja co prawda takiego wypasu nie doświadczyłem, ale ziemiankę z kumplami też mieliśmy :D
OdpowiedzUsuńPodpowiedz chłopakom, jak się kopie ;)
UsuńMyślisz, że to dobry pomysł? :P
UsuńŚwietny. Tylko poczekaj do lata, bo teraz grunt za twardy na kopanie.
UsuńWłaśnie polujemy na "buduje", przeczytaliśmy niedawno "Mama Mu czyta" i seria wydała się nam ciekawa.
OdpowiedzUsuńMamy już trzy z tej serii, żadna nie zawiodła :)
UsuńI jeszcze mi się przypomniało: świetne są książeczki o krowie Matyldzie. na razie wyszły dwie. Śliczne ilustracje i to takie z jajem, bo kury robią zabawne numery;)
OdpowiedzUsuńNo widzisz, tego jeszcze nie mamy. Ale o kurach jest w serii o kocie Findusie, to też szwedzkie, kury są obłędne, piją herbatkę z miniaturowych filiżaneczek :)
UsuńMuszę się rozejrzeć. A nie wiem, czy znasz książeczkę Dziwne zwierzęta, o orzesznicy i mrówkojadzie? Wyszła właśnie druga część. Świetne i bardzo mądre.
UsuńNie znałam, wrzucam do schowka i też się będę rozglądać, dzięki :)
UsuńU nas budowało się szałasy (mamy sporo lasów w okolicy), bez podziału na płeć...
OdpowiedzUsuńNo widzisz, miałaś fajnie. Na szczęście ta ziemianka to jeden z niewielu przykładów na dyskryminację. :)
Usuń