Książka -debiut. Australijka napisała powieść o Islandii. Nie, to nie mogło się udać, jakim cudem ktoś z kraju, gdzie chodzi się do góry nogami, zdołałby się dobrze wgryźć w tę skalistą zimną wyspę.
NIE - MOŻ- LI - WE. I to jeszcze w dodatku ktoś młody i bez sukcesów (jeszcze) na gruncie literackim. Powtórzę - NIEMOŻLIWE.
Oczywiście, myliłam się. Powstała bardzo zgrabna, autentyczna i przejmująca opowieść. Tytułową skazaną jest Agnes Magnúsdóttir, kobieta, która została oskarżona o morderstwo, osadzona w więzieniu i w końcu stracona. (Nawiasem mówiąc, cóż za oględne i gładkie słówko określające skutek egzekucji. Nie mówimy: umarła, została zabita, została zamordowana, odebrano jej życie - wszystko w majestacie prawa, a jakże - nie, tylko stracona. Stracona dla świata. Ach, co za żal, obłudny żal.) Razem z nią uwięziono jeszcze dwoje ludzi, oskarżonych o tę samą zbrodnię. Ale oni nie są ważni. Ważna jest Agnes oraz jej pobyt u rodziny Jónsson, czyli jej areszt domowy przed egzekucją. Dlaczego Agnes jest taka ważna? Nie wiem tego do końca. Bo jest winna? Bo jest niewinna? Bo została skazana na śmierć? Bo czuje się oszukana i zdradzona? A może dlatego, że podświadomie od zawsze czuła się skazana na przegraną?
Agnes jest nieszczęśliwa tak bardzo, że trudno być bardziej. Miała plany, marzenia, kochała mężczyznę - wszystko to rozwiało się jak plewy na wietrze. Pff - i nie ma! Przez jakieś dziwne zakręty i sploty losu, który w końcu zacisnął się wokół niej, dławiąc i prawie odbierając dech. Agnes próbuje rozplątać to, co ją dusi. Zaczyna od tego, że prosi o przysłanie do niej duchownego, który ma pomóc jej przygotować się na spotkanie z ostatecznością. E tam przygotowania - czy da się przygotować na śmierć?
Tak naprawdę Agnes chce, żeby ktoś jej wysłuchał. Opowiada o tym, co ją spotkało, nie tylko okoliczności morderstwa, ale właściwie całe swoje życie. O rany, jakie smutne ma to życie, mówię sobie, czytam i zasmucam się coraz bardziej. To taka historia, przy której trzeba się smucić.
Muszę jeszcze wspomnieć, koniecznie, o tym, jak Hannah Kent opisała życie w Islandii w XIX wieku. Takie mniej wystawne:
"Kiedyś ściany były wyłożone norweskim drewnem, lecz Jón zdjął boazerię, by spłacić dług rolnikowi z drugiego krańca doliny. Teraz nagie ściany z darniny kruszyły się latem, brudząc łóżka trawą i ziemią, a w zimie nasiąkały wilgocią i porastały grzybem, który sypał się na wełniane koce i zalegał w płucach domowników". [1]
Źródło - Wiki
I bardziej eleganckie:
"Blöndal otworzył drzwi do wypełnionego światłem gabinetu. Na błękitnych ścianach wisiały dwie solidne półki zastawione książkami oprawnymi w skórę. Pośrodku pokoju stało duże biurko, jego powierzchnia lśniła w promieniach słońca, które wpadały przez okienko umieszczone w pobliżu szczytu dachu.
- Pięknie - westchnął z zachwytem wikariusz. [...] Nie zdawał sobie sprawy, że ludzie z północy tak żyją."[2]
Przyznaję, to udany debiut. Przyznaję, że moje obawy były nieuzasadnione. Przyznaję - kolejna książka tej autorki może liczyć u mnie na zainteresowanie.
---
[1] "Skazana" Hannah Kent, przełożył Jan Hensel, Prószyński i S-ka, Warszawa 2013, s. 60
[2] Tamże, s. 193
Zgadzam się. Nie mam pojęcia, jak autorce udało się odtworzyć surowy, chropawy, momentami naturalistyczny styl charakterystyczny dla skandynawskich autorów, ale jestem pod wielkim wrażeniem. Również samej opowieści, rzecz jasna.
OdpowiedzUsuńCzytałam u Ciebie - jak zwykle świetna recenzja :)
UsuńHej, ludzie, koniecznie przeczytajcie też to u Karoliny!
Nie wiedziałam, że autorka jest Australijką, w takim razie moja ciekawość tylko wzrasta, a słyszałam już dużo dobrego o tej książce :)
OdpowiedzUsuńSięgniesz? Sięgnij :)
UsuńMam na liście i wiem, że książka jest dostępna w miejskiej bibliotece. Muszę tylko wypożyczyć, ale czyn ten odkładam, ponieważ obiecałam sobie choć przez chwilę czytać książki własne. Jednak o "Skazanej" pamiętam i przeczytam:)
OdpowiedzUsuńProblem książek własnych, wiecznie odsuwanych na drugi plan, jest mi bardzo dobrze znany, z (min.) tego powodu ograniczyłam zakupy :P
UsuńMam tę książkę u siebie, ale czeka w kolejce do czytania. Po zapoznaniu się z Twoją recenzją nie mogę się już doczekać :)
OdpowiedzUsuńJak już przyjdzie jej kolej, nie będziesz rozczarowana.
UsuńI cóż wiem o Islandii z XIX wieku? Że wtedy istniała? A tu proszę australijska pisarka zabrała się za trudny temat (bo z innego krańca świata)...
OdpowiedzUsuńTo dziewczę (autorka jest całkiem młoda, tak przynajmniej wygląda na zdjęciach) zostało zainfekowane wirusem drążenia i dociekania prawdy. Pięknie tę prawdę opisała, sfabularyzowała i wydała. Brawo.
UsuńTrzymam kciuki, by dobry debiut był początkiem wspaniałej kariery pisarskiej :)
Usuń