Strony
▼
środa, 13 sierpnia 2014
"Kochanek doskonały" Krystyna Nepomucka - melancholijna poro...
Zmarła matka Krystyny i jest smutno, bardzo smutno od samego początku. Bo jak może nie być smutno, gdy umiera najbliższa osoba? Co dalej? No cóż. Zwykłe życie. Praca w szpitalu. Ewa na studiach, wiecznie zaplątana w jakieś węzły z mężczyznami. Ojciec i jego ciągłe kombinowanie. Wizyty Wykolejeńca niezmiennie niosące strach przed oszustwem czy kradzieżą. Wreszcie Busio, który jak zły duch rzepu nie chce się odczepić od byłej małżonki.
Gdzie kochanek w tym wszystkim? Spokojnie, pojawia się. Nawet dwie sztuki. Jeden mało doskonały, bo zdradza z młodszą. Drugi, doskonalszy, to Piotruś, którego już nic nie trzyma w Anglii (owdowiał), więc przylatuje i urządza się w Polsce. Liczy, że Krystyna urządzi się razem z nim.
Początkowo jest cudownie, sielankowo, wspaniale. Miłość, szczęście, wspólne wieczory, trzymanie się za rękę. Za doskonale. Trach krach i jak się psuje, to na całego. Kochanek doskonały okazuje się być niedoskonałym. Ewa popada w tarapaty, ojciec źle inwestuje swoje (i nie tylko) oszczędności...
Sama Krystyna ponosi wielką stratę, ale to silna kobieta. "Jakoś to będzie" - to powiedzonko przyswoiła od ojca i cóż, wciąż jakoś to bywa.
Ten tom zaczyna się od śmierci i kończy się śmiercią, mocno jest przez to melancholijny. Jak jesień.
"Kochanek doskonały" Krystyna Nepomucka, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1991.
Też miałam takie wrażenie, że pewnym smutkiem podszyty jest ten tom. Główna bohaterka zaskakuje mnie swoją siłą i tą wiarą, pomimo tego, co doświadcza. Ale muszę przyznać, że jej córki to nie polubiłam.
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak przy pierwszym tomie żałowałam, że Piotruś zniknął z horyzontu, więc czekałam, jak to będzie z jego powrotem - i choć wspomnienie tamtego Piotrusia zostało po prostu przez autorkę mocno zdeptane, to podoba mi się takie rozwiązanie, do bólu prawdopodobne i nie-bajkowe.
PS A Wykolejeniec jest irytująco niezniszczalny ;)
A kolejny tom - i ostatni zarazem - to już całkiem smutny, wręcz dołujący. Albo nie, bardziej rozliczeniowy. Ale nie uprzedzajmy faktów - bo już mam przygotowaną notatkę, będzie na dniach.
UsuńA na widok Wykolejeńca dostawałam dreszczy i tylko wyglądałam, co nowego wywinie. Brr.
Wydanie z 1991 roku, a wygląda jak z lat osiemdziesiątych :)
OdpowiedzUsuńOkładka taka sobie, prawdę mówiąc, bo one wszystkie w serii takie same. Ale w środku całkiem nieźle, bo czytelna czcionka. :)
Usuń