Strony
▼
czwartek, 13 listopada 2014
"Zdobywam zamek" Dodie Smith - o tym, jak można stracić głowę dla mężczyzny
Miałam wygórowane wymagania wobec tej książki. Naczytałam się tyle pochlebnych recenzji (z których zresztą już nic nie pamiętam), że wrzuciłam książkę na listę "zdobyć i przeczytać". Plan wykonałam, ale niewiele mi z tego przyszło.
Czym jest "Zdobywam zamek"? Romansem. Nadzwyczaj pięknie opakowanym, to prawda, i na początku dałam się zwieść, że to będzie coś więcej. Zaczyna się bowiem przeuroczo. Oto Cassandra opisuje swoje życie w pamiętniku - niby ćwicząc stenografię, ale tak naprawdę ulegając potrzebie wyrzucenia z siebie natłoku myśli. Z tegoż pamiętnika dowiedziałam się, że Cassandra i jej rodzina mieszkają w przedziwnym domu przy średniowiecznym zamku, na wpół zrujnowanym. Cierpią na znaczące braki finansowe i marzą o tym, by ich los się odmienił. Cassandra marzy o tym, by jej ojciec znów zaczął pisać (autor jednej jedynej olśniewającej książki), tak samo jak jej macocha, Topaz. Z kolei siostra Cassandry, Rosa, marzy o tym, by dobrze wyjść za mąż. O czym marzy Thomas, ich brat, nie bardzo wiadomo, bo w ogóle mało o nim wiadomo oprócz tego, że chodzi do szkoły. Jest jeszcze Stephen, chłopak z nieco niższej warstwy społecznej (syn służącej), który marzy o Cassandrze. Ojciec, głowa rodziny, marzy o tym, żeby wszyscy dali mu święty spokój.
Ta część powieści jest piękna. Bohaterowie żyją jak niebieskie ptaki z przypowieści biblijnej. Nie sieją, nie orzą, a żyją - Pan nie daje im zginąć. Na dodatek mieszkają w niezwykle urokliwym miejscu. Tylko że (w tym miejscu głęboko westchnęłam), w tę historię wmieszali się faceci. No i jak to zwykle bywa, baby w obecności facetów straciły rozum.
Facetów jest dwóch, jeden z nich jest spadkobiercą właściciela zamku, no i jest, tak, majętny. Rosa natychmiast roztacza swe wdzięki, chcąc wyjść za mąż. Siostra jej w tym pomaga, Topaz także - wszystkie są jak panny Bennett, ujmująco grzeczne i mocno zdeterminowane. No i łamie się linia melodyczna powieści, gdy tylko Cassanda także zaczyna popatrywać tęsknym okiem w stronę panów (zwłaszcza jednego). Robi się z niej takie egzaltowane, omdlewająco szlachetne i subtelnie nieszczęśliwe dziewczę, które w pamiętniku zamiast celnych obserwacji z życia wypisuje "kocham cię kocham cię kocham cię". Ych.
Ale i tak podobało mi się, właśnie przez ten pamiętnik. Motyw nieustannych zapisków jest cudny, jestem miłośniczką notesów, notatników, piór i pamiętników i uśmiecham się do myśli, że bohaterka powieści zapisuje wszystko co myśli i co jej się przytrafia. Potrafi pisać przez długie godziny. Pięknie.
Wiecie, że to książka z 1948 roku? Bardzo długo musiała czekać na pojawienie się w Polsce, szkoda. Mam wrażenie, że gdybym była nastolatką, odebrałabym ją o niebo lepiej.
Na koniec zaś zaprezentuję zdjęcie, które kiedyś zrobiłam na konkurs. Okładka "Zdobywam zamek" idealnie się nadała.
"Zdobywam zamek" Dodie Smith, przełożyła Magdalena Mierowska, Świat Książki, Warszawa 2013.
O. Jak też naczytałam się tyle pozytywów na jej temat, a teraz... sama już nie wiem :/
OdpowiedzUsuńMoże jak wpadnie mi w ręce to jednak przeczytam, ale specjalnie szukać jej nie będę :S
P.S.Zdjęcie fantastyczne! Idealne dopasowanie!
Jak wpadnie w ręce, to tak, można. :)
UsuńDzięki za opinię o zdjęciu, to całkiem niezła zabawa.
Fajne czytadełko. Bez tam żadnych ambicji, ale w sam raz na takie niezobowiązujące wieczory z książką;)
OdpowiedzUsuńA że każdy od czasu do czasu potrzebuje takiego "luzu" książkowego, to ta książka może się w taki moment wpasować.
UsuńZdjęcie genialne!
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu męża (on pstrykał).
UsuńJa oglądałąm film na podstawie książki, jeszcze zanim ona się w Polsce pojawiła. Film mi się podobał ;)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com/
Nie miałam pojęcia, że i film jest! Nie przeczę, to wdzięczny filmowy temat - tajemnicze ruiny, nietuzinkowe sylwetki i miłość :)
UsuńPamiętam Twoje zdjęcie - bardzo mi się spodobało. Pamiętam też tę olbrzymią ilość pozytywnych recenzji, ale też niewiele z nich pamiętam. Najbardziej zdziwiło mnie to, że książka pochodzi z 1948 roku...
OdpowiedzUsuńSama dowiedziałam się o tym roku wydania w momencie publikowania recenzji, zerknęłam na biblionetkę i już myślałam, że to jakaś pomyłka, ale jednak nie. Nowoczesna okładka trochę myli :)
UsuńMam dokładnie takie same odczucia-do momentu pojawienia się obiektów westchnień książkę czytało mi się świetnie, potem już było gorzej, ale całość wspominam, jako sympatyczną:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie, sympatyczne, ale nie przywiązałam się do niej. I w "Top 10" nie zagości.
UsuńZdjęcie fantastyczne! :) Wątki miłosne zazwyczaj nie przypadają mi do gustu, więc poniekąd rozumiem, o co chodzi z tym załamaniem linii melodycznej. Co nie znaczy, że nie lubiłam narratorki - moja sympatia do niej nigdy nie zmalała. ;) Nie nazwałabym tej książki romansem. Niewiele powieści da się jednoznacznie przypisać do jednego gatunku, a ta do nich nie należy. Należy przecież uwzględnić jeden z głównych wątków: wątek ojca-pisarza i pisania (tworzenia) jako takiego + relacje między literaturą a rzeczywistością (podkreślane tymi wszystkimi aluzjami literackimi, porównaniami do romantycznych historii i siostrzanym pragnieniem, by ich życie przypominało powieść). ;)
OdpowiedzUsuńTe wątki są świetne, ale właśnie - poruszane i rozbudowane w pierwszej części powieści. Potem już nieco traktowane po macoszemu, sentymentalizm wybija się na pierwszy plan i zagłusza nieco resztę.
Usuń