czwartek, 13 listopada 2014
"Zdobywam zamek" Dodie Smith - o tym, jak można stracić głowę dla mężczyzny
Miałam wygórowane wymagania wobec tej książki. Naczytałam się tyle pochlebnych recenzji (z których zresztą już nic nie pamiętam), że wrzuciłam książkę na listę "zdobyć i przeczytać". Plan wykonałam, ale niewiele mi z tego przyszło.
Czym jest "Zdobywam zamek"? Romansem. Nadzwyczaj pięknie opakowanym, to prawda, i na początku dałam się zwieść, że to będzie coś więcej. Zaczyna się bowiem przeuroczo. Oto Cassandra opisuje swoje życie w pamiętniku - niby ćwicząc stenografię, ale tak naprawdę ulegając potrzebie wyrzucenia z siebie natłoku myśli. Z tegoż pamiętnika dowiedziałam się, że Cassandra i jej rodzina mieszkają w przedziwnym domu przy średniowiecznym zamku, na wpół zrujnowanym. Cierpią na znaczące braki finansowe i marzą o tym, by ich los się odmienił. Cassandra marzy o tym, by jej ojciec znów zaczął pisać (autor jednej jedynej olśniewającej książki), tak samo jak jej macocha, Topaz. Z kolei siostra Cassandry, Rosa, marzy o tym, by dobrze wyjść za mąż. O czym marzy Thomas, ich brat, nie bardzo wiadomo, bo w ogóle mało o nim wiadomo oprócz tego, że chodzi do szkoły. Jest jeszcze Stephen, chłopak z nieco niższej warstwy społecznej (syn służącej), który marzy o Cassandrze. Ojciec, głowa rodziny, marzy o tym, żeby wszyscy dali mu święty spokój.
Ta część powieści jest piękna. Bohaterowie żyją jak niebieskie ptaki z przypowieści biblijnej. Nie sieją, nie orzą, a żyją - Pan nie daje im zginąć. Na dodatek mieszkają w niezwykle urokliwym miejscu. Tylko że (w tym miejscu głęboko westchnęłam), w tę historię wmieszali się faceci. No i jak to zwykle bywa, baby w obecności facetów straciły rozum.
Facetów jest dwóch, jeden z nich jest spadkobiercą właściciela zamku, no i jest, tak, majętny. Rosa natychmiast roztacza swe wdzięki, chcąc wyjść za mąż. Siostra jej w tym pomaga, Topaz także - wszystkie są jak panny Bennett, ujmująco grzeczne i mocno zdeterminowane. No i łamie się linia melodyczna powieści, gdy tylko Cassanda także zaczyna popatrywać tęsknym okiem w stronę panów (zwłaszcza jednego). Robi się z niej takie egzaltowane, omdlewająco szlachetne i subtelnie nieszczęśliwe dziewczę, które w pamiętniku zamiast celnych obserwacji z życia wypisuje "kocham cię kocham cię kocham cię". Ych.
Ale i tak podobało mi się, właśnie przez ten pamiętnik. Motyw nieustannych zapisków jest cudny, jestem miłośniczką notesów, notatników, piór i pamiętników i uśmiecham się do myśli, że bohaterka powieści zapisuje wszystko co myśli i co jej się przytrafia. Potrafi pisać przez długie godziny. Pięknie.
Wiecie, że to książka z 1948 roku? Bardzo długo musiała czekać na pojawienie się w Polsce, szkoda. Mam wrażenie, że gdybym była nastolatką, odebrałabym ją o niebo lepiej.
Na koniec zaś zaprezentuję zdjęcie, które kiedyś zrobiłam na konkurs. Okładka "Zdobywam zamek" idealnie się nadała.
"Zdobywam zamek" Dodie Smith, przełożyła Magdalena Mierowska, Świat Książki, Warszawa 2013.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O. Jak też naczytałam się tyle pozytywów na jej temat, a teraz... sama już nie wiem :/
OdpowiedzUsuńMoże jak wpadnie mi w ręce to jednak przeczytam, ale specjalnie szukać jej nie będę :S
P.S.Zdjęcie fantastyczne! Idealne dopasowanie!
Jak wpadnie w ręce, to tak, można. :)
UsuńDzięki za opinię o zdjęciu, to całkiem niezła zabawa.
Fajne czytadełko. Bez tam żadnych ambicji, ale w sam raz na takie niezobowiązujące wieczory z książką;)
OdpowiedzUsuńA że każdy od czasu do czasu potrzebuje takiego "luzu" książkowego, to ta książka może się w taki moment wpasować.
UsuńZdjęcie genialne!
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu męża (on pstrykał).
UsuńJa oglądałąm film na podstawie książki, jeszcze zanim ona się w Polsce pojawiła. Film mi się podobał ;)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com/
Nie miałam pojęcia, że i film jest! Nie przeczę, to wdzięczny filmowy temat - tajemnicze ruiny, nietuzinkowe sylwetki i miłość :)
UsuńPamiętam Twoje zdjęcie - bardzo mi się spodobało. Pamiętam też tę olbrzymią ilość pozytywnych recenzji, ale też niewiele z nich pamiętam. Najbardziej zdziwiło mnie to, że książka pochodzi z 1948 roku...
OdpowiedzUsuńSama dowiedziałam się o tym roku wydania w momencie publikowania recenzji, zerknęłam na biblionetkę i już myślałam, że to jakaś pomyłka, ale jednak nie. Nowoczesna okładka trochę myli :)
UsuńMam dokładnie takie same odczucia-do momentu pojawienia się obiektów westchnień książkę czytało mi się świetnie, potem już było gorzej, ale całość wspominam, jako sympatyczną:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie, sympatyczne, ale nie przywiązałam się do niej. I w "Top 10" nie zagości.
UsuńZdjęcie fantastyczne! :) Wątki miłosne zazwyczaj nie przypadają mi do gustu, więc poniekąd rozumiem, o co chodzi z tym załamaniem linii melodycznej. Co nie znaczy, że nie lubiłam narratorki - moja sympatia do niej nigdy nie zmalała. ;) Nie nazwałabym tej książki romansem. Niewiele powieści da się jednoznacznie przypisać do jednego gatunku, a ta do nich nie należy. Należy przecież uwzględnić jeden z głównych wątków: wątek ojca-pisarza i pisania (tworzenia) jako takiego + relacje między literaturą a rzeczywistością (podkreślane tymi wszystkimi aluzjami literackimi, porównaniami do romantycznych historii i siostrzanym pragnieniem, by ich życie przypominało powieść). ;)
OdpowiedzUsuńTe wątki są świetne, ale właśnie - poruszane i rozbudowane w pierwszej części powieści. Potem już nieco traktowane po macoszemu, sentymentalizm wybija się na pierwszy plan i zagłusza nieco resztę.
Usuń