W literaturze mam takie swoje malutkie hobby - lubię czytać książki o książkach (mam nawet taką etykietę na blogu). Ten zaś komiks doskonale pasuje do tej kategorii, bo jest o rysowniku komiksów, który jest zafascynowany pracami i ogólnie postacią innego rysownika komiksów. W skrócie "komiks o komiksie".
Zaczyna się od tego, że Seth w jakimś magazynie widzi rysunek, który nadzwyczajnie mu się podoba.
"Jego kreska jest hipnotyzująca i naprawdę do mnie przemawia".[1]Rysunek jest podpisany "Kalo", jednak to nazwisko/pseudonim nic Sethowi nie mówi, a co ciekawsze, poszukiwania czy to w innych magazynach, czy to w bibliotekach nic nie dają. Jednak bohaterowi udało się odnaleźć kilka innych rysunków Kalo, niektóre z pomocą przyjaciela, inne wygrzebuje gdzieś w archiwach czy sklepach ze starzyzną.
Czy Sethowi udało się zidentyfikować Kalo, czy udało mu się znaleźć więcej jego prac, o tym można dowiedzieć się z komiksu. Jednak oprócz tych poszukiwań równie ważne są wątki autobiograficzne. Mówiąc wprost, Seth bez przerwy gada. Gada o sobie. Gada o tym, jak nie lubi ludzi, jak nie podoba mu się ten świat, jak nie potrafi porozumieć się z dziewczynami, a jak już się z jakąś porozumie, to na krótko. Seth spaceruje, mając u boku przyjaciela, i non stop nawija mu o swoich rozterkach i wątpliwościach, a ten, święty człowiek, słucha i tylko ze zrozumieniem kiwa głową.
Szczerze powiem, że czasami miałam tego dość, tej megalomanii, wewnętrznego ostracyzmu (Seth odsuwa się od wszystkich). Czy ten człowiek ma depresję? - pytałam sama siebie. A może właśnie z pomocą tego komiksu z depresją sobie radzi? Nie wiem, ale wcale bym się nie zdziwiła, gdyby tak było.
Właściwie to taka autoterapia książkowa wcale nie jest taka rzadka. A jeśli skutkuje - to pop prostu super. Nie mówię przez to, że polubię Setha - a raczej postać, którą mi pokazał na kartach komiksu, ale też go nie znielubię.
Rysunki są ciekawe. Kolorystyka utrzymana w błękitnej tonacji, postacie oddane pojedynczą kreską, ale wiernie (brat Setha na przykład, jakże naturalny). Tłum na ulicach, sklepach - wszyscy oni żywcem są wyjęci z populacji miejskiej i wsadzeni do komiksu. Miałam na początku niejakie obiekcje, że mało koloru (to po tych nieszczęsnych mutantach, gdzie kolorki są nalane prosto z wiaderka z farbą), ale potem pojęłam, że za dużo koloru odciągałoby uwagę od głównego bohatera, a to na nim trzeba się mocno skupić, na Sethu właśnie.
On wypełnia sobą cały ten komiks, jego szczupła osoba rozpycha kadry, na Kalo jest tam jeszcze miejsce, ale niewiele. Kalo jest tylko pretekstem do rozważań. Ale też i dzięki niemu Seth przestaje skupiać się tak bardzo na sobie. Widać to mocno na spotkaniu bohatera z matką Kalo - piękny moment pod koniec komiksu. Ale i wcześniej też, podróż Setha w poszukiwaniu Kalo daje mu okazję do wyciszenia się, do zadumy.
Wisienką na torcie są rysunki Kalo, zamieszczone na końcu książki. Prawdę mówiąc, do tej pory nie byłam na 100% przekonana, czy on istniał naprawdę, bo przecież kto zabroni artyście wymyślania postaci i wątków. A tu proszę! No chyba że Seth narysował te rysunki, ale to przecież niemożliwe, sam w tekście skarży się, że nie umie ich nawet przerysować.
Dzięki temu komiksowi miałam też możliwość jakby sięgnięcia głębiej w ten świat. Oto Seth, autor. Oto jego przyjaciel, Chet. Aż tu nagle dzięki Michałowi Misztalowi dowiedziałam się, że Chet to Chester Brown! No dobrze, pod sam koniec komiksu jest wymienione nazwisko Brown, jest szansa, że bym się domyśliła, ale na samym początku opowieści na pewno nie. Dowiaduję się, że to przyjaciele, widzę zdjęcie, porównuję z komiksem, wszystko się zgadza.
Chester Brown to autor komiksu "Na własny koszt. Komiksowy pamiętnik bywalca burdeli" - zważywszy na to, jak ten facet potrafi słuchać, założę się, że potrafi też to, co usłyszy (i zobaczy oczywiście) przenieść na papier. I gdy byłam niedawno w Krakowie na Targach Książki, wypatrzyłam "Na własny koszt" na półce Centrali i już miałam szczery zamiar go kupić, ale przejrzałam i zrezygnowałam. Ma identyczna wadę jak "Życie..." - drobniuteńka czcionka na niewielkich planszach. Och, co ja się naklęłam w duchu na tę czcionkę! Mam swoje lata, oczy już nieco wysłużone i te robaczki sprawiały mi kłopot, zwłaszcza że zastosowano krój pisma imitujący pismo ręczne, nieco trudniejsze do odcyfrowania niż drukowane. A jeszcze jak było białe pismo na czarnym tle, odpadałam zupełnie. Mam okulary, ale od niedawna, wyciągam je rzadko, bo przy dobrym oświetleniu jeszcze całkiem nieźle sobie radzę. Tu były ciągle w użyciu. A pisałam już, że Seth ciągle gada, prawda?
Toteż z zakupem komiksu Browna..." poczekam, aż będę nosiła okulary na stałe i nie będzie mnie irytowałą konieczność ich zakładania, żeby coś przeczytać.
Tak jeszcze na koniec dodam (chaotycznie mi to dziś wyszło), żę jednak polubiłam Setha. Trochę za to:
"Czy nie jest tak, że wszystko nam się udaje, tylko jeśli nie grzebiemy wszystkiego pod grubą warstwą oczekiwań? Pewnie, ze są od tego wyjątki... Ale przeważnie tak właśnie bywa, czyż nie?" [2]A trochę pomimo tego:
"Ten ktoś, kogo poznaję, musi mieć w sobie coś wyjątkowego, inaczej włącza mi się krytykowanie. Wystarczy, że przyzna się do czytania powieści kryminalnych, komiksów Marvela albo czegoś takiego, i już jest spalony". [3]Czytam powieści kryminalne. Byłabym spalona.
Dziękuję Wydawnictwu Komiksowemu za książkę!
P.S. Macie świetne logo.
---
[1]"Życie nie jest takie złe, póki starczy sił. Nowela rysunkowa autorstwa Setha" Seth, tłumaczenie Grzegorz Ciecieląg, Wydawnictwo Komiksowe, 2014, s. 29
[2] Tamże, s. 39
[3] Tamże, s. 25
Jako miłośniczka książek, też tak mam, że sięgam po powieści, w których bohaterami są książki, albo ich miłośnicy... Ale "komiksu o komiksie" jeszcze nie czytałam...
OdpowiedzUsuńTen może być pierwszy! Ale masz dobry wzrok, prawda? :)
UsuńKalo, nie istniał, ale Seth tak zbudował akcję, aby wszyscy czytelnicy uwierzyli, że był kiedyś taki pan...
OdpowiedzUsuńpisałem też o tym komiksie, gdyż to mój ulubiony
https://dybuk.wordpress.com/2014/08/13/zycie-nie-jest-takie-zle-jesli-starcza-ci-sil/
No ładnie, dałam się nabrać. A skąd ta informacja, autor się przyznał? A, dobra, zerknęłam do Ciebie i widzę, że śledziłeś tropy.
Usuń