Założenie "Trzęsienia czasu I" było takie, że niespodziewany feler w kontinuum czasoprzestrzeni spowodował, iż wszystko i wszyscy robili dokładnie to samo, co w poprzednim dziesięcioleciu - na dobre i na złe, raz jeszcze. To deja vu trwało dziesięć długich lat. Nie mogłeś jednak narzekać, że życie to ta sama stara nuda, ani pytać: czy tylko mnie odbiło, czy wszystkim?
Podczas powtórki nie możesz powiedzieć nic, czego nie powiedziałeś w poprzedniej dekadzie. Nie możesz nawet ocalić życia swojego czy ukochanej osoby, jeśli ci się to nie udało za pierwszym razem.
---
Powiedzmy, że ta książka to gulasz przyrządzony z najlepszych części tamtej, doprawiony przemyśleniami i doświadczeniami ostatnich siedmiu miesięcy.
---
Często powtarzam w swoich wystąpieniach, że rozsądną misją artysty jest skłonienie ludzi, by cieszyli się życiem choć przez chwilę. Zawsze wtedy pada pytanie, czy znam twórców, którym się to udało. Odpowiadam: Beatlesi.
---
W powieści "Kocia kołyska" mówię, że ktoś, kto stale zaplątuje się w twoje losy bez wyraźnego logicznego powodu, musi być członkiem twojego "karras", drużyny założonej przez Boga po to, by coś mu załatwiła.
---
Tych, którzy opowiadają historie atramentem na papierze - nie żeby mieli jakieś znaczenie - można podzielić na jastrzębi i na słoni. Jastrzębie piszą szybko, jak kura pazurem, skrzyp-skrzyp, zyg-zak, jak popadnie. Potem poprawiają to wszystko z mozołem, usuwają to, co brzmi beznadziejnie albo nie trzyma się kupy. Słonie pracują zdanie po zdaniu. Nie zaczną nowego, dopóki nie skończą poprzedniego. A jak już kończą pisać, to kończą.
Większość mężczyzn to słonie, kobiety są na ogół jastrzębiami.
---
Za wcześnie o tym mówić, ale gdy Bernie, Boże uchowaj, umrze, nie należy go grzebać na cmentarzu Crown Hill, obok Jamesa Whitcomba Rileya i Johna Dillingera, którzy należeli tylko do Indiany. Bernie jest obywatelem świata.
Jego prochy trzeba będzie rozsypać po cumulusach piętrzących się przed burzą.
---
Gdy wynaleziono książki, były one tak nieporęcznymi urządzeniami do magazynowania i przekazywania tekstu - choć wykonanymi z minimalnie przetworzonych substancji występujących w lasach, na polach i w ciałach zwierząt - jak ostatnie cuda z Silicon Valley. A jednak, przypadkiem, nie na skutek chytrej kalkulacji, dzięki swej wadze i namacalności, także dzięki podniecająco słabemu oporowi, jaki stawiają, gdy po nie sięgamy, książki angażują nasze ręce i oczy, potem również umysły i dusze, wiodąc nas w świat przygody ducha.
---
[...] Raymond zbierał materiały do pracy badawczej będącej kontynuacją doktoratu na temat wymierających bielików bermudzkich. Ostatnim miejscem, w którym żyły te wielkie niebieskie, największe spośród wszystkich drapieżniki morskie, była Skała Umarłego, bezludna skalna wieża w samym środku otoczonego złą sławą Trójkąta Bermudzkiego.
Na uwagę zasługuje fakt, że nie ludzie, lecz samice ptaków ponoszą odpowiedzialność za to, że gatunek wymiera, jest to zjawisko raczej wyjątkowe. W przeszłości, sięgającej - jak się przypuszcza - tysięcy lat, orlice wysiadywały jaja, opiekowały się młodymi, potem uczyły je latania, skopując młode ze skały.Kiedy Raymond przybył na wysepkę, ustalił, że samice uprościły ten proces, skopując ze skały jaja.