Książka dla młodzieży o młodzieży. Jestem dorosła, ale przeczytałam ją po to, żeby sobie przypomnieć, jak to jest być dzieckiem/ młodszą młodzieżą.
Prosper i mały Bo to osieroceni bracia, którzy uciekli z Hamburga do Wenecji, bo ściga ich rodzina. Ciotka chce zaadoptować Bo, ale tylko Bo, Prosper ma zostać w sierocińcu, bo nie ma złotych loków i wyglądu aniołka. W Wenecji chłopcy trafiają do bandy bezdomnych dzieci utrzymujących się z drobnych kradzieży. Dowodzi nimi tytułowy Król Złodziei.
Bracia nadspodziewanie dobrze sobie radzą, tyle że szuka ich prywatny detektyw wynajęty przez ciotkę.
Do tej pory jest zwyczajnie, ale gdy pojawia się tajemniczy zleceniodawca i wynajmuje Króla Złodziei, gdy na horyzoncie zaczyna majaczyć czarodziejska karuzela - to już całość zaczyna skręcać w stronę realizmu magicznego. Kino familijne, nic innego. Wszystko pięknie, źli zostaną ukarani, kłopoty tych dobrych zostaną rozwiązane jak za pomocą magicznej różdżki, jest miło,jest słodko, jest mdło.
Tylko Wenecja broni się sama.
"Ludzie, którzy po raz pierwszy wychodzili z wąskich uliczek na Plac Świętego Marka, zwykle rozglądali się zdziwieni, jakby nawet w snach nie spodziewali się zobaczyć tak tajemniczego miejsca. Niektórzy stawali jak zaczarowani i w ogóle nie chcieli iść dalej; na twarzach innych na widok połyskujących okien i lwa pomiędzy gwiazdami pojawiał się wyraz dziecięcego zachwytu. Niewielu tylko udawało, że nie robi na nich wrażenia ten nadmiar piękna, i szli dalej z kamiennymi twarzami, jakby chcieli powiedzieć, że nie ma już na świecie nic, co mogłoby wprawić ich w zdumienie".*
---
* - "Król złodziei" Cornelia Funke, ilustracje autorki, tłumaczenie Anna i Miłosz Urban, Egmont, Warszawa 2003, s. 65.