Mam za sobą kilka ciężkich i wyczerpujących dni. Pojechałyśmy bowiem z córką Marianną do Światowego Centrum Słuchu w Kajetanach na planową operację wszczepienia drugiego implantu ślimakowego.
Czwartek upłynął nam na rejestracji, badaniach, konsultacjach i zakwaterowaniu. Kilka godzin. W międzyczasie spacer po okolicznym parku, pełnym (a jakże) ślimaków.
Piątek operacja.
wtorek, 31 stycznia 2017
poniedziałek, 23 stycznia 2017
"Piękna litera" Barbara Bodziony, Ewa Landowska - podręcznik do kaligrafii
Najbardziej wyczekiwana przeze mnie książka roku 2016: podręcznik do kaligrafii autorstwa Ewy Landowskiej i Barbary Bodziony - obie są doświadczonymi kaligrafami, pracują z literą od lat, w tym prowadząc warsztaty dla chętnych.
Podręcznik powstał w odpowiedzi na coraz większe zainteresowanie takimi warsztatami i skierowany jest do osób, które nie mogą w nich uczestniczyć. Zapewne dlatego jest taki kompletny, zawiera bowiem informacje, które pozwolą zupełnemu laikowi zacząć z sukcesem przygodę z kaligrafią.
Co znajdziemy w podręczniku?
sobota, 21 stycznia 2017
"Death Bringer" Adrianna Biełowiec
"Death Bringer" to książka, którą niezwykle trudno mi określić gatunkowo*. Zawiera elementy fantastyczne (przy czym chodzi mi o s-f), fantasy czy wręcz baśni (złota rybka spełniająca życzenia), a do tego wszystkiego jeszcze jest dołożony romans.
Czy to pomieszanie gatunków wyszło książce na dobre?
Powieść zaczyna się bardzo obiecująco - grupka dzieci porywa prototyp pojazdu latającego i udaje się zwiedzać okolice bardziej dalsze niż bliższe. Wyprawa kończy się mocno nieoczekiwanie i nie do końca dobrze. "Porywacze" są bowiem dziećmi rebeliantów (oho, lampka mi się zapala, czy to SW?), a podczas wycieczki udaje im się wpaść na oddział wrogich im Kiritian. Kiritianie nazywani są najeźdźcami, podbijają bowiem układ planetarny za układem, z powodów bardzo ideologicznych i mało ekonomicznych. Dzieci z tego spotkania wychodzą cało fizycznie, ale bardzo pokiereszowane psychicznie.
Czy to pomieszanie gatunków wyszło książce na dobre?
Powieść zaczyna się bardzo obiecująco - grupka dzieci porywa prototyp pojazdu latającego i udaje się zwiedzać okolice bardziej dalsze niż bliższe. Wyprawa kończy się mocno nieoczekiwanie i nie do końca dobrze. "Porywacze" są bowiem dziećmi rebeliantów (oho, lampka mi się zapala, czy to SW?), a podczas wycieczki udaje im się wpaść na oddział wrogich im Kiritian. Kiritianie nazywani są najeźdźcami, podbijają bowiem układ planetarny za układem, z powodów bardzo ideologicznych i mało ekonomicznych. Dzieci z tego spotkania wychodzą cało fizycznie, ale bardzo pokiereszowane psychicznie.
czwartek, 19 stycznia 2017
"Oryks i Derkacz" Margaret Atwood
Trafiła mi się jak ślepej kurze ziarno ta powieść. Bo wiecie, lubię książki o apokalipsie. Jak już kiedyś pisałam w recenzji "Gwiazdozbioru Psa", bawi mnie obserwowanie wysiłków autorów, którzy chcą wytłuc całą ludzkość w możliwie spektakularny, efektywny i oryginalny sposób.
Margaret Atwoot ludzkość wytłukła mało oryginalnie, ale z pewnością efektywnie i efektownie, zarażając całą populację wirusem śmiertelnej choroby. Tylko że w przypadku tej powieści wcale nie jest ważne jak, tylko dlaczego. Dlaczego ludzkość wyginęła, a przy życiu został tylko Yeti oraz jego podopieczni, nowi ludzie?
Wirus zmutował? Obawiamy się tego od wieków. A może wydostał się jakoś z pilnie strzeżonego laboratorium?
Nie. Gorzej.
środa, 18 stycznia 2017
"Być jak Ignacy" Romek Pawlak
Fabuła:
Majka i Tomek, rodzeństwo, udają się na wakacje do babci, nieco naburmuszeni, bo przepadł im obiecany wspólny rodzinny wyjazd, a wieś wydaje im się nudna. Starania babci, żeby jakoś urozmaicić im pobyt, nie na wiele się zdają, przynajmniej w przypadku Tomka. Chłopak siedzi z nosem w telefonie i tłucze w jakieś gierki, och, jakie to typowe.Nagle coś się wydarza (musi się wydarzyć, nikt nie czytałby książki, gdzie młodzież w wakacje siedzi z nosem w telefonie czy tablecie), dzieci trafiają na strych, gdzie znajdują tajemniczą walizkę, a w niej... ach, prawdziwe skarby, jak dla mnie: stare szpargały i lampa naftowa. Ale to tylko początek niezwykłych wydarzeń, bo oto Tomek i Majka spotykają Ignacego Łukasiewicza! Jak to możliwe? Wielki wynalazca podróżuje w czasie?
poniedziałek, 16 stycznia 2017
"A niech cię, Tesla!" Jacek Świdziński
To jest komiks, którego nie zrozumiałam do końca, ale to wcale mi nie przeszkadzało dobrze się przy nim bawić.
Komiks jest podzielony na trzy wątki. Pierwszy to historia dwóch naukowców pilnujących skomplikowanej aparatury.
piątek, 13 stycznia 2017
Przy piątku - przypomniałam sobie, jak to było, gdy płakałam
Panuje powszechna opinia, że swój pierwszy raz pamięta się do końca życia. Sporo w tym prawdy.
Pamiętam bowiem doskonale, przy jakiej książce płatałam po raz pierwszy w życiu. To była "Chata wuja Toma" i naprawdę spłakałam się jak bóbr, gdy czytałam o tych okropnościach, jakie spotkały ich bohaterów. Teraz, jak czytam fragmenty tej książki, zdaje mi się bardzo ckliwa i sentymentalna, ale wtedy trafiła prosto w sam środek młodego serduszka.
Pamiętam też, jak płakałam na filmie. Oglądałam którąś wersję Frankensteina, którą, nie wiem, bo przecież było ich mnóstwo. Miałam kilkanaście lat czy może mniej, dziesięć, jedenaście? Koniec filmu rozbił mnie na kawałki, siedziałam bez ruchu na krześle, wpatrzona w ekran, niema, a łzy wielkie jak groch spływały mi po twarzy, gdy patrzyłam na pożegnanie doktora z potworem. Pełne to było jakiś absolutnie nieznanych mi wcześniej emocji, smutku, rozpaczy, ale jednocześnie i oczyszczenia.
Kilka lat temu próbowałam ustalić, która to była wersja Frankensteina, ale mi się nie udało. Teraz już nie chcę wiedzieć, niech ten huragan emocji w pamięci mi zostanie, bo powtórzyć się nie da.
Dlaczego to piszę? A, bo natknęłam się w zapowiedziach Vespera na Frankensteina i mi się te łzy przypomniały.
Dobra rzecz to i całe wieki będzie się bronić, prawda?
Pamiętam bowiem doskonale, przy jakiej książce płatałam po raz pierwszy w życiu. To była "Chata wuja Toma" i naprawdę spłakałam się jak bóbr, gdy czytałam o tych okropnościach, jakie spotkały ich bohaterów. Teraz, jak czytam fragmenty tej książki, zdaje mi się bardzo ckliwa i sentymentalna, ale wtedy trafiła prosto w sam środek młodego serduszka.
Pamiętam też, jak płakałam na filmie. Oglądałam którąś wersję Frankensteina, którą, nie wiem, bo przecież było ich mnóstwo. Miałam kilkanaście lat czy może mniej, dziesięć, jedenaście? Koniec filmu rozbił mnie na kawałki, siedziałam bez ruchu na krześle, wpatrzona w ekran, niema, a łzy wielkie jak groch spływały mi po twarzy, gdy patrzyłam na pożegnanie doktora z potworem. Pełne to było jakiś absolutnie nieznanych mi wcześniej emocji, smutku, rozpaczy, ale jednocześnie i oczyszczenia.
Kilka lat temu próbowałam ustalić, która to była wersja Frankensteina, ale mi się nie udało. Teraz już nie chcę wiedzieć, niech ten huragan emocji w pamięci mi zostanie, bo powtórzyć się nie da.
Dlaczego to piszę? A, bo natknęłam się w zapowiedziach Vespera na Frankensteina i mi się te łzy przypomniały.
Dobra rzecz to i całe wieki będzie się bronić, prawda?
środa, 11 stycznia 2017
Wymiana książkowa w Katowicach 14 stycznia!
Kto się stęsknił za wymianami książkowymi? Mam świetną wiadomość! Już w sobotę, w księgarni Bookszpan w Katowicach w godzinach 10:00-14:00 można wymienić sobie książki.
Więcej na FB.
Zapraszam!
Więcej na FB.
Zapraszam!
wtorek, 10 stycznia 2017
"Osiedle marzeń" Wojciech Chmielarz - audiobook (tłukę perukowcem)
Kryminał (po lewej) Wojciecha Chmielarza, po wysłuchaniu którego mam ochotę stłuc autora porządnie. Gałęzią świeżo rozkwitłego perukowca (po prawej).
Ab ovo. "Osiedle marzeń" to kolejna już książka o komisarzu Jakubie Mortce, a właściwie nie o nim, tylko o sprawach, jakimi się zajmuje w pracy zawodowej. Tym razem Mortka został wezwany na zamknięte osiedle, gdzie znaleziono zwłoki młodej dziewczyny.
Osiedle jest nowoczesne, z podziemnym parkingiem, monitorowane, chronione, sprzątane i sprawnie zarządzane. Ideał!
Ideał?
Właśnie nie.
poniedziałek, 9 stycznia 2017
"abc.de" Iwona Chmielewska
Zaczyna się intrygująco już od samego tytułu. Abcde - czy to będzie alfabet? A ta kropka w środku? Strona internetowa w domenie "de", czyli niemieckiej?
To słownik. Iwona Chmielewska narysowała i napisała słownik, gdzie każdej literze poświęconych jest kilka stron. Dla litery "A" mamy: der Apfel, der Adventskalender, die Autobahn i der Augenarzt. Niemieckie słowa są pięknie wypisane stalówką w obsadce, na papierze milimetrowym, pod nimi są zamieszczone ich odpowiedniki w języku angielskim, francuskim i polskim.
Dlaczego główny tekst jest po niemiecku?
To słownik. Iwona Chmielewska narysowała i napisała słownik, gdzie każdej literze poświęconych jest kilka stron. Dla litery "A" mamy: der Apfel, der Adventskalender, die Autobahn i der Augenarzt. Niemieckie słowa są pięknie wypisane stalówką w obsadce, na papierze milimetrowym, pod nimi są zamieszczone ich odpowiedniki w języku angielskim, francuskim i polskim.
Dlaczego główny tekst jest po niemiecku?
piątek, 6 stycznia 2017
"Przygody kropli wody" Maria Terlikowska, Bohdan Butenko
"Przygody kropli wody" pamiętam z dzieciństwa. Co prawda bardziej pamiętam "Krople na start" Górskiego, ale nikt tego nie chce wznawiać, więc zakupiłam "Przygody...".
Kropla wody wędruje po świecie, wpada do kałuży, paruje, przyłącza się do chmury, skrapla, pada, zamarza, rozsadza skałę, wpada do rzeki, filtruje się i na koniec odnajduje się w kranie.
Dzieciom się bardzo podobało, zwłaszcza Krzysiowi. Obieg wody poznał już w szkole, znał więc temat, a że w tej książce jest to przedstawione z humorem, miał frajdę. Śmialiśmy się do rozpuku, gdy zamarzająca kropla rozsadziła skałę i zdziwiona rzekła:
"Nie wiedziałam, daję słowo
Że mam siłę wybuchową".
Mnie się trochę trudniej czytało, bo pisana, a nie drukowana (chodzi o krój czcionki), a ja się przyzwyczaiłam do drukowanego.
Rysunki Butenki są ponadczasowe. Bardzo się cieszę, że książka ukazała się w nowym, pięknym wydaniu. Może i Górskiego tak wznowią (trzymam kciuki za to).
"Przygody kropli wody" Maria Terlikowska, ilustracje Bohdan Butenko, Muza S.A., Warszawa 2015.
środa, 4 stycznia 2017
[Notes] Midori Studyline
Dane techniczne
1. Wymiary: 18x25 (B5)
2. Ilość stron: 48
3. Oprawa: tekturowa z wzmacnianym grzbietem
4. Liniatura: linie co 6 mm, szeroki górny i dolny margines
5. Papier: Midori Diary (MD) Paper
6. Szycie pojedynczą mocną nicią
Wrażenia estetyczne
Prostota, wręcz surowość. Kartki mocno i solidnie zszyte, do tego tekturowa okładka. Koniec.
Ale jak tak się bliżej przyjrzeć, to uwagę zwracają jeszcze dwie rzeczy: na grzbiecie jest wzmocnienie, czyli taśma zasłaniająca szycie; oraz bardzo ciekawa liniatura.
wtorek, 3 stycznia 2017
"Burza" - czyli dlaczego czytanie Szekspira to ZŁO!
Ach, Szekspirze, ach, Williamie,
z "Burzy" nic we mnie nie zostanie!
Przykro mi to pisać, ale taka jest prawda. To moja wina, nie Szekspira, przeczytałam "Burzę" w pośpiechu i niedbale, chcąc odfajkować sztukę, zanim na dobre zabiorę się do powieści "Czarci pomiot".
Co mi to dało?
Szczątkową wiedzę na temat bohaterów. Prospero, ni to książę, ni to czarodziej zamieszkujący wyspę, na którą go wygnano wraz z córką Mirandą. Służy mu Kaliban, pogardzany i lżony karzeł oraz Ariel, który jest duchem, ale duchem już nie chce być za nic w świecie.
poniedziałek, 2 stycznia 2017
"Podróż do wnętrza ucha" Izabela Michta
No proszę, na coś takiego czekałam! Na książkę o tym, jak to w środku ucha jest, w przystępnej formie dla dzieci. Do zilustrowania budowy ucha wykorzystano samotne życie ślimaka leśnego. I jak na początku zdało mi się to nieco zbyt oczywiste i bez polotu, tak po zastanowieniu uznałam, że to całkiem niezły pomysł, by pokazać, że są na świecie różne ślimaki. Przy okazji można wyjaśnić pojęcie synonimu.
Otóż, ten właśnie leśny ślimak Joachim cierpi z powodu dotkliwej samotności, na szczęście ma dobrych przyjaciół, pchełki, które chcą mu znaleźć towarzysza (właściwie towarzyszkę). A że pchełki usłyszały coś niedokładnie o ślimaku w uchu gajowego, postanowiły go odszukać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)