Długo nam przyszło czekać na kolejną książkę o Cormoranie Strike'u i Robin Ellacott, jego wspólniczce. Muszę jednak przyznać, że jak już się pojawiła, to z przytupem: dziewięćset stron drobnym drukiem.
Agencja detektywistyczna dostaje nietypowe zlecenie. Zgłasza się do nich kobieta z prośbą, by detektywi wyjaśnili, co stało się z jej matką, zaginioną bez wieści czterdzieści lat temu. Ta kobieta wyszła z przychodni lekarskiej, gdzie pracowała i rozpłynęła się w powietrzu. Detektywi przyjmują zlecenie i zagłębiają się w oparach przeszłości. To trudne, po tylu latach prowadzić dochodzenie, świadkowie tamtych zdarzeń albo nie żyją, albo nie można ich odszukać, a jeśli żyją, to rozproszyli się po świecie. Policyjne dochodzenie, do wyników którego detektywi jakoś mają dojście, było prowadzone przez policjanta borykającego się z problemami psychicznymi, który zwyczajnie nie podołał. Jego następca również.