Strony

czwartek, 30 kwietnia 2015

"Król złodziei" Cornelia Funke


Książka dla młodzieży o młodzieży. Jestem dorosła, ale przeczytałam ją po to, żeby sobie przypomnieć, jak to jest być dzieckiem/ młodszą młodzieżą.

Prosper i mały Bo to osieroceni bracia, którzy uciekli z Hamburga do Wenecji, bo ściga ich rodzina. Ciotka chce zaadoptować Bo, ale tylko Bo, Prosper ma zostać w sierocińcu, bo nie ma złotych loków i wyglądu aniołka. W Wenecji chłopcy trafiają do bandy bezdomnych dzieci utrzymujących się z drobnych kradzieży. Dowodzi nimi tytułowy Król Złodziei.
Bracia nadspodziewanie dobrze sobie radzą, tyle że szuka ich prywatny detektyw wynajęty przez ciotkę.

Do tej pory jest zwyczajnie, ale gdy pojawia się tajemniczy zleceniodawca i wynajmuje Króla Złodziei, gdy na horyzoncie zaczyna majaczyć czarodziejska karuzela - to już całość zaczyna skręcać w stronę realizmu magicznego. Kino familijne, nic innego. Wszystko pięknie, źli zostaną ukarani, kłopoty tych dobrych zostaną rozwiązane jak za pomocą magicznej różdżki, jest miło,jest słodko, jest mdło.

Tylko Wenecja broni się sama.
"Ludzie, którzy po raz pierwszy wychodzili z wąskich uliczek na Plac Świętego Marka, zwykle rozglądali się zdziwieni, jakby nawet w snach nie spodziewali się zobaczyć tak tajemniczego miejsca. Niektórzy stawali jak zaczarowani i w ogóle nie chcieli iść dalej; na twarzach innych na widok połyskujących okien i lwa pomiędzy gwiazdami pojawiał się wyraz dziecięcego zachwytu. Niewielu tylko udawało, że nie robi na nich wrażenia ten nadmiar piękna, i szli dalej z kamiennymi twarzami, jakby chcieli powiedzieć, że nie ma już na świecie nic, co mogłoby wprawić ich w zdumienie".*

---
* - "Król złodziei" Cornelia Funke, ilustracje autorki, tłumaczenie Anna i Miłosz Urban, Egmont, Warszawa 2003, s. 65.

środa, 29 kwietnia 2015

[Thorgal] "Arachnea" i "Błękitna zaraza" Rosiński, Van Hamme


"Arachnea". Ten tom to jakaś wyjątkowa zapchajdziura scenariuszowa. Zupełnie jakby autorzy nie mieli pomysłu na porządny, soczysty, krwisty odcinek, więc rozdzielili znów rodzinę, gdy ta była na morzu w dwóch łodziach. Jedna z łodzi popłynęła naprzód, a druga napotkała trudności. Zgadnijcie, kto był w tej drugiej? Kto kocha pokonywać trudności? No jasne, Thorgal.

Tym razem towarzyszy mu Louve, razem wpadają w pajęcze sieci na zapomnianej przez bogów i ludzi wyspie. Dziecię panikuje, Thorgal wytęża siły, wokół tupią malutkimi, włochatymi nóżkami tysiące pająków.
Obrzydliwość. Żeby nie było tylko obrzydliwie, ale jeszcze do tego trochę nudno, trzeba dorzucić do pająków starożytną klątwę.
Voila!
Nie polecam, no ale z drugiej strony trudno omijać zeszyt ze środka serii, prawda?

"Arachnea" tom 24. serii Thorgal scenariusz Jean Van Hamme, rysunki Grzegorz Rosiński, przekład z francuskiego Wojciech Birek, Egmont Polska, 2000.

"Błękitna zaraza"
"Nazywam się Jolan, mam dwanaście lat i wkrótce umrę" [s.1]
Tak zaczyna się tom, w którym na rodzinę Aegirssonów czyhają: mackowate potwory; karły kanibale; książę niby dobroduszny, ale napalony na Aaricię; zaraza nieuleczalna niczym trąd; uwięzienie.
Czyli tradycyjnie "siła złego na jednego". W związku z czym Thorgal tym razem musi dokonać rzeczy niemożliwych. Dokonuje ich, oczywiście. No przecież to THORGAL.
Pięknie jest czytać takie słowa:
"[Aaricio] Słońce moich dni będzie wschodzić i zachodzić jedynie dla ciebie". [s.21]
Komiks kończy się tak:
"Cóż, wszystko dobre, co się dobrze kończy. I wszyscy byli szczęśliwi". [s.46]

"Błękitna zaraza", tom 25. serii Thorgal, scenariusz Jean Van Hamme, rysunki Grzegorz Rosiński, przekład z francuskiego Wojciech Birek, Egmont Polska, 2001.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

"Sprawa mądrych małp" E.S. Gardner


Oj, oj, oj. Przeciętniaczek z tego kryminału.

Jest sobie pisarka, która wysyła sekretarkę z misją,  a ta natyka się na trupa. Obie trafiają do Masona, jedna mocno kręci, bo się czegoś boi, druga tylko się boi, bo może zostać oskarżona o morderstwo.
Sprawa zatacza coraz szersze kręgi, pojawiają się szemrani biznesmeni z gruboskórnymi ochroniarzami, pojawiają się zdradzane żony, pojawiają się w końcu  tajni agenci federalni. Dużo wątków, uciechy z czytania mało.

Ech, nawet nie iskrzy między Dellą a Masonem...

Mądre małpy to nadruk na apaszce znalezionej na miejscu zbrodni. Z tego zrobić tytuł, kręcę głową w niedowierzaniu.

"Sprawa mądrych małp" E.S. Gardner, 59. tom cyklu Perry Mason, tłumaczyła Magda Białoń - Chalecka, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2008.

niedziela, 26 kwietnia 2015

"W kieszonce" Iwona Chmielewska


Do tej pory miałam do czynienia z książkami pani Iwony pisanymi i rysowanymi dla dorosłych."W kieszonce" jest pozycją dla dzieci.

Opowiem, jak czytaliśmy to z Krzysiem. Pierwsze zapoznanie się z książką było... linearne. Oglądaliśmy obrazek dwóch "cosiów" wystających z kieszonki, po czym odwracałam stronę i pokazywałam, co też kryje się w kieszonce. Kolejne "cosie" i kolejne odkrycie.

Drugie czytanie to już była próba podjęta przez Krzysztofa przypomnienia sobie, co też  autorka umieściła w kieszonkach, czyli jak to było po kolei. Nie da się jednak zapamiętać kolejności po pierwszym razie, nie tędy droga.
Toteż kolejnym etapem była improwizacja. Właśnie! Improwizacja! Pozwoliliśmy sobie myśleć przed przewróceniem i podawać swoje rozwiązania. Dwa "cosie" kryją w sobie milion możliwości. To fantastyczne.
A na dokładkę kieszonki jak żywe.

Źródło zdjęcia - polskailustracjadladzieci.pl


Kolejna świetna książka pani Iwony.

Dziękuję wydawnictwu Media Rodzina za egzemplarz.

"W kieszonce" Iwona Chmielewska, Media Rodzina, 2015.

piątek, 24 kwietnia 2015

"Parenteza" Élodie Durand


Przeczytałam jednym tchem. Wyjątkowo poruszający komiks. Och, mocno osobisty.

Autorka jest Francuzką, absolwentką Wyższej Szkoły Plastycznej. Wcześniej studiowała w Szkole Sztuk Dekoracyjnych w Strasburgu. Pomiędzy jedną a drugą szkołą jest wielka dziura - i tę właśnie pustkę zapełnia komiks. Właściwszym byłoby powiedzenie: próbuje zapełnić.

Élodie była ciężko chora - zdiagnozowano u niej epilepsję. Padaczka to nie tylko ataki. To zaniki pamięci, to dziury w świadomości, to zmiany nastroju, to stałe faszerowanie lekami, wieczna senność i otępienie. Najgorszy jest jednak rozpad i zanik osobowości. Z Élodie jest coraz gorzej. Winien jest guz, maleńki guzek umiejscowiony w mózgu. Nowotwór. Prawie wyrok.

Dzięki determinacji swojej i rodziny dziewczyna dochodzi do siebie pod względem fizycznym, kosztuje ją to mnóstwo bólu, strachu, ale po badaniach, zabiegach, naświetlaniu, powikłaniach - udaje się, nowotwór został poskromiony, epilepsja została wyleczona. Jednak żeby odzyskać całkowitą sprawność psychiczną i intelektualną, potrzeba olbrzymiego wysiłku. Élodie uczyła się od nowa alfabetu! Liczenia! Zapamiętywania!

Jak autorce udało się to wszystko, całą tę drogę powrotu do samej siebie, narysować i opisać, skoro w czasie choroby nie miała kontaktu z samą sobą? Dzięki notatkom, rozmowom z rodzicami (jej matka całkowicie poświęciła się córce, pielęgnując ją w czasie choroby), rysunkom.

Właśnie, te rysunki... Bo wiecie, Élodie, wykształcona i utalentowana dziewczyna, w czasie choroby rysowała. Nieporadne, drżące kreski lub mocne, pojedyncze linie. Elodie używała grubego, miękkiego ołówka, rysowała same zarysy postaci - ale już w tych paru kreskach widać rozpacz, zagubienie, bezradność i ból. Autorka wykorzystała te rysunki w komiksie. Lepiej niż wszelkie słowa oddają jej stan ducha.

Wzruszające studium ludzkiej psychiki, pokaleczonej, poobijanej, ale walczącej.

"Parenteza" Élodie Durand, tłumaczył Wojciech Prażuch, Wydawnictwo POST, Kraków 2012.

środa, 22 kwietnia 2015

ŚBK - Książka, z jaką bym się nie rozstała za żadne skarby świata

Post tematyczny ŚBK, czyli książka nie nie oddania. Przed napisaniem tego posta porządnie rozejrzałam się po półkach i oto co mi wyszło. 

Nie potrafiłabym rozstać się:
- z całą półką książek Joanny Chmielewskiej 

- z książkami Waltera Moersa
- z komiksami Delisle'a
- z Calvinem i Mrożkiem Wattersona
- z "Remake" Connie Willis
- Z Wegnerem i jego Meekhanem
- z Flawią de Lucewe wszystkich odsłonach
- z Joe Alexem, ale tym w komiksowych okładkach

- z "Barłomiejem Farrar" i "Tam piaski śpiewają" Josephine Tey.

Jak widać, nazbierało się tego trochę :) Nie potrafiłabym wybrać jednej.


wtorek, 21 kwietnia 2015

ŚBK: Z internetu do telewizji!

Co to się działo! Trafiłam do telewizji!

Przez żarcik primaaprilisowy zamieszczony na fp Śląskich Blogerów Książkowych o treści "Hej, nawiązujemy współpracę z telewizją i będziemy mieć program". Żart żartem, ale telewizja rzeczywiście się do nas odezwała i zaprosiła przedstawicieli grupy do programu "Studio Telewizyjna 1". Poopadały nam szczęki, prawdę mówiąc ;)
Pojechaliśmy silną grupą: ja, Kasia, Marta z Jorxem oraz Szyszka. Janek Oko, choć też należy do ŚBK, występował bardziej jako antykwariusz. Dopingowała nas też Karolina.

Atmosfera na planie - świetna. Dokładnie wytłumaczono nam, gdzie będziemy siedzieć, kiedy będzie nasze wejście, starannie spisano nazwiska, okablowano. Wszystko miło i spokojnie, nie zauważyłam ani grama nerwówki czy pośpiechu.

Przyznam się, że miałam tremę, jak tylko kamera skierowała się na nasz stół. Momentalnie puls mi skoczył, a na twarz zaczął wypełzać rumieniec... i wtedy uświadomiłam sobie, że pani charakteryzatorka nałożyła mi na twarz taka warstwę pudru, że żaden rumieniec nie ma prawa się przebić.

O czym mówiliśmy? O książkach, o czytaniu, o imprezach. Zresztą, sami możecie obejrzeć. Pojawiamy się około 14. minuty. Zapraszam!

http://katowice.tvp.pl/19748713/21042015




poniedziałek, 20 kwietnia 2015

"Zaklęta uliczka" Dorota Gellner


Rzadkość wielka, taka książka. Bo wiecie, dla dzieci pisze się albo książeczki zabawne, albo edukacyjne, albo z morałem. Natomiast tutaj jest czysta poezja. Nie, nie wiersze, coś, co spotyka się o wiele rzadziej, czyli poetycka proza. Coś pięknego, jak to się czyta!

Wiecie, głośne czytanie rządzi się nieco innymi prawami niż czytanie w cichości ducha. Znakomicie czyta się wiersze mające rym i rytm, autorzy tacy jak Brzechwa, Tuwim  są w tym mistrzami. A proza pani Gellner dorównuje moim zdaniem mistrzom. Zresztą sami zobaczcie, to znaczy, przeczytajcie sobie na głos:
"Wędrowała wiedźma przez rowy, zaplątała się w powój bajkowy. Skrzeczy wiedźma:
- Odczep się, pnącze!
A ten powój się plącze i plącze. A ten powój się wije, rozwija, wokół wiedźmy się zgrabnie owija".
Bajka, prawda? Słowa same spływają z języka, to jest cudowne! Oczywiście pod warunkiem, że się lubi głośne czytanie. Ja lubię i mam wprawę.
Do tego uważam - może naiwnie - że taka proza uwrażliwi dzieci na piękno języka ojczystego. Piękno sączone przez uszy. Może moje dzieci będą kiedyś pisały wiersze?...

Jeszcze jeden fragment, który poruszył gdzieś we mnie czułe struny:
"I wszystko zniknęło! Rozwiało się w dali! Świt, łódka, księżniczka i wiosła z opali".

Bo przypomniał mi się przepiękny wiersz Staffa "Dziewczyna", którego nauczyłam się kiedyś na pamięć, tak mnie zachwycił bez granic:
"Lecz cieniom zbrakło nagle sił, a cień się mrokom nie opiera!
I powymarły jeszcze raz, bo nigdy dość się nie umiera...
I nigdy dość, i nigdy tak, jak  tego pragnie ów, co kona!...
I znikła treść- i zginął ślad - i powieść o nich już skończona!"

Piękne są też ilustracje pani Śmietanki-Combik. Czepiałam się przy "W Straszydłowie", ale tutaj rysunki są idealne. Romantyczne, delikatne, płynne. Piękne, po prostu piękne.

Jak dla mnie, ta książka to perełka na rynku wydawniczym dla dzieci. 

Bardzo dziękuję za egzemplarz wydawnictwu MUZA S.A.!

"Zaklęta uliczka" Dorota Gellner, ilustracje Ela Śmietanka-Combik, Muza, Warszawa 2015.

sobota, 18 kwietnia 2015

"Dwaj bracia" Ben Elton


Czasem uda mi się  trafić się na książkę, która nieco na mnie osiada. To znaczy - zostawia po sobie ślad, lekki osad na zwojach mózgowych, stawia pytania, stale jest gdzieś obecna. Długo się mnie trzymała ta historia, o której przeczytałam.

Historia o braciach, którzy kochali jedną osobę.

Ale zanim pokochali, urodzili się w Berlinie, w 1920 roku. Co prawda nie z jednej matki, ale (początkowo przynajmniej) nie miało to żadnego znaczenia. Otton i Paulus wychowywali się w żydowskiej rodzinie, tłukli się równo i razem zdzierali kolana.  Pojawiła się w ich życiu Dagmara, dziewczynka z bogatej żydowskiej rodziny. Uczyła się muzyki u ojca bliźniaków. Prawdziwa księżniczka, piękna i rozpieszczona do granic niemożliwości.

I było coraz gorzej.

Kiedy zaczęli dorastać, w Niemczech pojawił się... no właśnie, Hitler. I zaczęło się. Hitler miał wizję (popapraną i chorą), umiał przekonać do tej wizji innych, a dla Żydów w Niemczech nastały ciężkie, coraz cięższe czasy. Dokręcał śrubę, wymyślał coraz to nowe upokorzenia, jego cel już powoli świtał wszystkim Żydom. Ciężko było im przyjąć do wiadomości, że mają po prostu zniknąć. Ale tak było...
Dagmara, delikatna i niezaradna, dostała straszliwą lekcję pokory. Chłopcy stanęli w jej obronie i odtąd już zawsze jej życie było z nimi związane.

Tożsamość.

Tu zaczyna się najciekawsza część powieści. Kwestia narodowości, problem tożsamości, rozważania, czy niemiecka krew decyduje o usposobieniu. Obaj bracia mają niezły zgryz, tak jak ich rodzina. Trzeba oddać jednego z chłopców żarłocznej nazistowskiej machinie. Och, jaka to była trudna decyzja. Ale konieczna. I - hm - jedyna słuszna decyzja.

Co dalej?

Dalej jest wojna, ale autor nie skupia się na wojnie, tylko na tym, co było po niej. Rok 1956, jeden z braci żyje i mieszka w Wielkiej Brytanii. List z Niemiec jest dla niego ogromnym zaskoczeniem, czy to możliwe, że Dagmara, miłość jego (i jego brata) życia wciąż żyje, że nie zmieliły jej ogromne tryby historii?  Przecież to nieprawdopodobne. Ha, równie nieprawdopodobne jest to, czego dowie się od tej kobiety, kimkolwiek ona jest.

Oszołomienie.

Oto co czułam, jak czytałam książkę. Po pierwsze, ta braterska więź między chłopcami, coś tak nieprawdopodobnie silnego, wręcz namacalnego. Miłość do jednej dziewczyny wcale tej więzi nie nadwyrężyła. To, co wyczyniają silny i impulsywny Otto oraz rozważny i poukładany Paulus, dopełnia się, jest dywanem, po którym stąpa księżniczka Dagmara. O, Dagmara to osoba wzbudzająca najsilniejsze emocje. Do licha, ta właśnie postać została przedstawiona tak, że klękajcie narody. Biedna, prześladowana Żydówka? Ograbiona z wszystkiego, bez rodziny, bez domu? Nic, tylko współczuć, prawda?
No to przeczytajcie książkę, zobaczymy, czy będziecie współczuć.

Kiedy jednak oderwałam oczy od bliźniaków i ich ukochanej, rozejrzałam się porządniej po powieści, poczułam ten zapach. Zapach faszyzmu, ten sam, co w "Łuku triumfalnym" Remarque'a. Obraz tego, co działo się w Niemczech, tej wielkiej fali terroru i przemocy jest przerażający, a jednocześnie tak prawdziwy, kompletny  i czysty, że nie można się od niego oderwać. Niemcy wcale nie mają jednego oblicza, to samo chciał przekazać Fallada w "Każdy umiera w samotności", Eltonowi również udała się ta sztuka.

Znakomita powieść. Oszałamiająca. Mocno polecam.

Dziękuję za książkę Wydawnictwu Zona Zero.

"Dwaj bracia" Ben Elton, tłumaczyła Elżbieta Maciejewska, Wydawnictwo Zona Zero, 2015.

piątek, 17 kwietnia 2015

Same zaproszenia! Same imprezy!

Już  jutro, 18 kwietnia,  zapraszam na Śląską Wymianę Książkową w Katowicach. Będzie też biżuteria książkowa z Białego Maku!


We wtorek, 21 kwietnia,  zapraszam do oglądania programu "Telewizyjna 1" w TVP Katowice (godz. 17:30). Śląscy Blogerzy Książkowi będą mieli tam swoje pięć minut.

W czwartek, 23.04 zapraszam rodziców z dziećmi do Zabrza, na czytanie z Franklinem, scena obok księgarni "Victoria", godzina 14. Będę czytać!


W sobotę natomiast, w ramach BookFestu, znów organizujemy wymianę książkową.


A na koniec może nie zapraszam, tylko zachęcam do przekazania 1% swojego podatku na moją niesłyszącą córeczkę Mariankę. Wszelkie informacje, jak tego dokonać, są tu: 1% dla Marianki.
Z góry dziękujemy!


środa, 15 kwietnia 2015

"Udręka i ekstaza" Irving Stone - audiobook


 Rzadko odświeżam sobie książki, wychodząc z założenia, że jest jeszcze mnóstwo takich, które przeczytać trzeba/ należy/ powinno się/ musi się - nie ma co marnować czasu na powtórki.


B Z D U R A!


Dobre książki warto czytać zawsze, powtarzać warto, polecać warto, co niniejszym czynię. Wszystkim tym, którzy nie znają biografii Michała Anioła - polecam. Nie trzeba być wielbicielem twórczości Buonarrotiego, nie trzeba być znawcą sztuki, nic z  tych rzeczy. Wystarczy chcieć poznać życie niezwykłego człowieka. Ale poznać to nie przeczytać życiorys na wiki. Stone umożliwił mi (kolejny już raz) zanurzenie się z głową i nogami w głowie i sercu Michała Anioła. Ależ to było fantastyczne doznanie...

Michał Anioł chciał być rzeźbiarzem i pracować w marmurze. Udało mu się to. Oprócz tego był malarzem fresków i obrazów, odlewał posągi w brązie, był inżynierem, architektem, poetą, kamieniarzem i budowniczym dróg. Miał szczęście, bo w młodości trafił pod skrzydła Lorenza de' Medici i nasiąknął kulturą i sztuką. To chyba było najlepsze, co mogło mu się przytrafić, oczywiście oprócz tego, że obdarzony został niezwykłym talentem.

Wiecznie ścierał się z kolejnymi papieżami (a spotkał ich na swej drodze naprawdę sporo), kłócił się z ojcem wciąż żądającym pieniędzy, bronił swoich nowatorskich dzieł przed widzami skostniałymi w swym osądzie.

Buonarroti nigdy nie założył rodziny. Czy tego żałował? Nie sądzę.

Jakie miał życie? Długie, pełne przyjaciół i wrogów. Pełne sztuki i artystów. Pełne marmuru. Pełne udręki tworzenia i ekstazy tworzenia.

Trzydzieści osiem godzin czytał mi do ucha Janusz Zadura. Doskonały lektor. Niski tembr głosu, subtelne
różnicowanie postaci - bardzo dobrze czyta ten pan.

Dziękuję wydawnictwu Aleksandria za audiobooka!

"Udręka i ekstaza" Irving Stone, tłumaczyła Aldona Szpakowska, czyta Janusz Zadura, Wydawnictwo Aleksandria, 2014. 
Udręka i ekstaza [Irving Stone]  - KLIKAJ I SłUCHAJ ONLINE

wtorek, 14 kwietnia 2015

Pen Show Poland - warsztaty kaligrafii z Ewą Landowską

Drugi dzień Pen Show Poland upłynął mi pod znakiem stalówki i obsadki, zapisałam się bowiem wcześniej na warsztaty z Ewą Landowską.
Czyli - łapiemy za obsadkę - najlepsze są drewniane, stalówkę - tu można było wybrać ostrą lub ściętą, wybrałam ściętą, bo nieco łatwiejsza dla początkujących.
Teraz uwaga, poniżej są moje próby, nie śmiać się z koślawych kresek i chmurek! Wszystko to, co pisała Ewa, podkreśliłam na czerwono.



Obsadzamy stalówkę w obsadce i do dzieła. Ewa podchodzi i pokazuje. Od początku: sposób trzymania, kąt nachylenia stalówki, jak zanurzać stalówkę w atramencie i jak pozbywać się jego nadmiaru.


Potem opowiada o elementach składowych litery, ćwiczymy te elementy długo i wytrwale. Następnie dowiadujemy się, jak elementy składać w literę i znów ćwiczenia. Uczymy się minuskuły karolińskiej.


Nie pomagamy sobie poliniowanymi kartkami, piszemy na czystym papierze. Chodzi o rozpisanie, polubienie tego ruchu ręki, wejście w pewien rytm.


Dowiadujemy się też, co to jest światło litery. Ewa na zmianę opowiada i podchodzi do każdego uczestnika warsztatów, pokazując kolejne litery.


Nie przerobiliśmy wszystkich, ale mam już podstawy do tego, żeby samemu ćwiczyć.


I już koniec. Dwie godziny minęły jak z bicza strzelił. Ta ostatnia literka "e" taka samotna na końcu, bez towarzyszek w linii, ale cóż, czas jest nieubłagany.  Hura, można rozprostować rękę! I napić się kawy!


Tegoroczne Pen Show Poland było naprawdę udane. Mnóstwo piór do oglądania (dialog: - Czy widziałeś już kolekcję Adamona? -  Tak, ale na razie tylko pierwsze pół metra...) - oglądałam. Mnóstwo piór do kupienia - kupiłam jedno. Można było naprawić popsute pióro u speca albo zasięgnąć fachowej porady - zasięgnęłam. Można było posiedzieć przed rządkiem buteleczek z atramentami Nicponia i próbować do upojenia, który atrament najbardziej pasuje - próbowałam i wybrałam sobie buteleczkę. U Kasi z Twojego Pióra też zaopatrzyłam się w atramenty, u Pigola w magazyn, a na stoisku Escribo w japońsko-francuski notes (no przecież musiałam).
Atmosfera była wspaniała, tłok nikomu nie przeszkadzał, wszędzie tworzyły się grupki żywo dyskutujących osób. Brawa dla organizatorów, dla wystawców i odwiedzających!
 
A poniżej zamieszczam film - relację z Pen Show. Na samym końcu są też sfilmowane warsztaty, ta w czerwonej bluzce to ja :)




sobota, 11 kwietnia 2015

Pen Show Poland - Katowice 2015

Jeszcze się nie skończyła ta impreza, bo będzie jeszcze jutro, ale piszę, bo może ktoś się jeszcze skusi i przybędzie do Katowic, choć wcześniej tego nie planował.

To wielkie spotkanie pióromaniaków. Pióra można obejrzeć, pomacać, zakupić, popisać nimi, naprawić i cieszyć się. Można też zaopatrzyć się w atramenty wszelkiego rodzaju. Można kupić notesy (NOTESY!), kalendarze, spinacze do papieru, stalówki z obsadką, etui do piór i milion innych rzeczy. Można też po prostu połazić, popytać, pogawędzić ze znajomymi i napić się dobrej kawy. Więcej informacji na stronie: http://penshowkatowice.jimdo.com/.

Sama wróciłam z Pen Show Poland z kilkoma nabytkami.


Magazyn Pen Show Poland (świetne artykuły!). Atramenty: Stone Grey od Faber Castell, złotozielony od Nicponia (sam robi) oraz turkusowy Sheaffera.  kilka konwerterów do piór, jedno pióro Pilot Plumix i jeden notes, Dainel od Midori. A dzieci dostały po notesie.
Od razu zaczęły używać.

Z lewej notes Marianki, z prawej Krzysia. :)

Jutro też tam jadę, bo zapisałam się na warsztaty kaligrafii z Ewą Landowską. Już zacieram ręce.

Polecam!

piątek, 10 kwietnia 2015

[Tintin] "Krab o złotych szczypcach" Hergé


Jak się w dzieciństwie, młodości i sporej części dorosłego życia w ogóle nie czytało komiksów, to ma się teraz olbrzymie zaległości do nadrobienia. Tintina nie znałam. No, gdzieś tak w oko wpadł jakiś mały kawałek ekranizacji, ale wpadł i wypadł.

W końcu trafiła się okazja, by bliżej przyjrzeć się temu komiksowi, bo dostałam "Kraba o złotych szczypcach". Uwaga, będę pisać z pozycji zupełnego tintinowskiego laika, co to nie zna zupełnie kontekstu. Nie wiem, skąd się wziął Tintin, dlaczego nosi pumpy i jak to się dzieje, że wszystko mu się udaje. Ach, przecież to właściwie nie tak bardzo istotne...

Fabuła "Kraba o złotych szczypcach" przeskakuje z wątku na wątek. Najpierw fałszywe dwudziestofrankówki, potem topielec, a dalej tajemniczy strzęp papieru. Trop prowadzi do statku z opiumową kontrabandą. Tintin śledzi przemytników, to samo próbują robić tajniacy-jawniacy, akcja z wyjątkową łatwością przenosi się z miasta na morze, z morza na pustynię i znów do cywilizacji. Tintin jest śmiały, profesjonalny, odważny i do tego ma farta.  Tajniacy-jawniacy są rozczulająco oderwani od rzeczywistości. Czasem miałam wrażenie, że zdolności i inteligencja jednego człowieka dostały im się po połowie.


Jednak cały ten tom ukradła postać kapitana-alkoholika. O mamuniu, jaka to zabawna postać! Hm, właściwie to zabawna i straszna, ale tym razem odpuszczam te ponure myśli związane z alkoholizmem. Kapitan Baryłka jest zwyczajnie śmieszny - i w tym pociągu do alkoholu, i w neofickiej trzeźwości rodem z AA, i w brawurowej odwadze człowieka niezupełnie trzeźwego. Świetnie wymyślona i świetnie poprowadzona postać. Przy niej nawet czarne charaktery są zaledwie szarawe.



Jak już mowa o kolorach, komiks ma przecudne kolory, troszkę przypominające mi "Amarillo". Nasycone żółcienie pustymi, piękny szafir oceanu, lazurowe połacie nieba. Nie ma niuansów, jest barwa, która raduje oko i serce.

Bardzo fajny komiks, naprawdę. Czytałam z przyjemnością, a moja trzyletnia córka miała frajdę z oglądania obrazków.


  Jeszcze słowo od mojego męża, który czyta tyle samo komiksów co ja. Określił ten tom jako naiwny w swej prostocie, ale, jak to sam potem zaraz przyznał, to przez to, że miał okazję oglądać pełnometrażowy film z Tintinem. Film ocenia wysoko, komiksowy pierwowzór wypadł po prostu blado na jego tle. Hm, w takim razie cieszę się, że nie zapamiętałam ani kawałka tego filmu.

Dziękuję za komiks wydawnictwu Egmont Polska.


"Krab o złotych szczypcach" scenariusz i ilustracje Hergé, przekład Marek Puszczewicz, tom 9. serii "Przygody Tintina", Egmont Polska, 2015.

czwartek, 9 kwietnia 2015

Liebster Blog Award od Agaty Adelajdy - ale uwaga, z grudnia! Czyli co się odwlecze, to nie uciecze

 Agata z Setnej Strony zaprosiła mnie do zabawy łańcuszkowej. Zaprosiła całkiem niedawno, dwa dni temu, już, już zabierałam się do odpowiadania, gdy nagle ze zgrozą spostrzegłam, że w postach roboczych wisi mi jeszcze poprzednia edycja Liebster Blog Award! Z grudnia! Tak nie może być, zaległości trzeba nadrabiać.




1. Czy masz czytelnicza wishlistę i co się na niej znajduje?
Cały schowek w biblionetce, ale to raczej taka szuflada, do której wpycham to, co mnie aktualnie zainteresowało. Gdybym co jakiś czas nie przeglądała schowka i nie robiła w nim porządków, rozrósłby się niemiłosiernie.

2. Pierwsza samodzielnie przeczytana książka?
Nie pamiętam, ale literę samodzielnie przeczytaną pamiętam, to było "n" - przyglądałam się jakiemuś słowu drukowanemu i brakowało mi czegoś. Dopytałam mamę, co to jest to coś, czego jeszcze nie  umiem przeczytać i okazało się, że to "n". I mogłam przeczytać słowo.  :)

3. Najlepsza ekranizacja?
Odpowiedziałabym, że "Blade runner", ale to przecież nie ekranizacja, tylko wariacja na temat książki. Więc "Władca pierścieni". Cudowny film, cudowny.

4. Co robisz w wolnym czasie (oprócz czytania)?
Piszę. Wycinam. Laminuję.Przeglądam facebooka, blogi książkowe. Namiętnie zbieram notesy. Piję dużo kawy.


5. Jakie czasopisma czytasz?
Nie czytam czasopism, już nie. Kiedyś lubiłam "Przekrój", teraz jakoś się zmienił i już mnie nie interesuje. Ale jak jestem u mojej mamy, to lubię sobie wyciągnąć stare egzemplarze i przeglądam od deski do deski. 

6. Czy masz taki swój ulubiony film, który oglądasz po sto razy?
To właśnie będzie "Władca pierścieni". Swego czasu kochałam się w Legolasie (no co, no co). Cudowny film!

 7. Jak określisz siebie jednym słowem? (i czy w ogóle się da;)
Pewnie, że się da! Ja.

środa, 8 kwietnia 2015

"Nowa w przedszkolu" Katarzyna Pruchnicka, "Dokuczalska" Joanna Fabicka

O, cóż to za ciekawa seria, te "Poczytajki pomagajki"! Autorzy biorą sobie tematy powszechne, ale jednocześnie trudne - i starają się, by trudne stało się łatwe. Właściwie - żeby dzieciom było łatwiej.

"Nowa w przedszkolu" Katarzyna Pruchnicka

Bycie nowym w przedszkolu jest trudne, zwłaszcza gdy ma się czarne, kręcone włosy i ciemną skórę. Zuri jest w połowie Afrykanką, ale mieszka w Polsce i właśnie zaczyna chodzić do polskiego przedszkola. Niestety, jakoś ta przygoda z przedszkolem nie zaczyna się dobrze dla dziewczynki. Problemem są... no właśnie. Dzieci? A może jednak dorośli?

W grupie Zuri jest chłopczyk, któremu nowa się nie podoba. Kuba wyśmiewa, drwi, układa szydercze wierszyki. Reakcja wychowawczyni nie jest dość szybka i niestety, inne dzieci zaczynają naśladować Kubę. Skąd ta antypatia się bierze? Czy niechęć do inności jest czymś naturalnym czy też rodzice zaszczepiają ją dzieciom? Kuba kilka razy powtarza "A mój tata mówi..." - i dobrze, że słucha ojca, tylko czemu ten ojciec takie głupoty wygaduje?

Drodzy dorośli! Nie przenośmy swych uprzedzeń na dzieci (dobra, wiem, że to strasznie trudne). Nie wytykajmy palcami Murzynów, Arabów czy Chińczyków. Nie odwracajmy się z niechęcią od osoby z zespołem Downa czy takiej na wózku inwalidzkim. Jeśli nauczymy dzieci, że "nowy" czy "inny" to nie gorszy, to one to zapamiętają.

"Nowa w przedszkolu" Katarzyna Pruchnicka, ilustracje Dorota Szoblik, Muza, 2015.

 "Dokuczalska" Joanna Fabicka

Druga (z posiadanych) książka pomagajka bierze na warsztat problem dokuczania. Śmiem twierdzić, że w każdej przedszkolnej grupie znajdzie się dziecko, które częściej od innych robi kolegom brzydkie psikusy i jest częściej niż inne upominane przez wychowawczynię. W grupie mojego Krzysia jest takie.

"Dokuczalska" jest właśnie o takiej niegrzecznej dziewczynce, Amelce (a takie słodkie imię, prawda?), która wszystkim: dzieciom, wychowawczyniom, personelowi w przedszkolu nieźle daje popalić. A skarcona wykręca się mówiąc, że to przecież nie ona, tylko jej ręce takie niegrzeczne. 

Wtedy te niegrzeczne ręce robią jej psikusa, opuszczają ją i żyją własnym życiem, a Amelka bez rąk jest w tak niekomfortowej sytuacji, że aż ciarki przechodzą. Napisane to jest w taki sposób, że makabry tu nie ma, luzik, dzieci nie uciekną z krzykiem, tylko będą się śmiać z tego, co te ręce wyrabiają. Bajka to bajka, a morał jest jasny.

Ciekawa jestem tylko, czy takie "dokuczliwe" dziecko po wysłuchaniu książeczki  zmieni swoje postępowanie..

Zmieni, nie zmieni, czytajmy dzieciom!

"Dokuczalska" Joanna Fabicka, ilustracje Daniel de Latour, Muza, 2015.

Książki mam dzięki uprzejmości MUZA SA. Dziękuję!


poniedziałek, 6 kwietnia 2015

[Thorgal] "Klatka" Rosiński, Van Hamme. Zdrada, kara, wybaczenie

O, trafiłam na ciekawy fabularnie tom.

Thorgal trafia w końcu na wyspę, gdzie czeka na niego Aaricia z rodziną, Darkiem i Lehlą. Jednak zamiast wpaść w stęsknione ramiona żony, wpada prosto do klatki. Tak, tak, Aaricia zamyka go w klatce twierdząc, że on tylko podszywa się pod jej męża. Dopiero napaść złych ludzi (którym Aaricia zdążyła się w międzyczasie narazić) diametralnie zmienia sytuację.

Zatrzymam się tutaj, bo tu są prezentowane ciekawe rozważania psychologiczne. Cóż to za cudowna odmiana po tych wszystkich  walkach i przemocy. Problem winy i kary. Thorgal zawinił, wiążąc się z inną kobietą. Tak, wiemy - nie zrobił tego świadomie, ale duma Aaricii została tak potwornie sponiewierana, że dziewczyna zupełnie nie potrafi sobie z tym poradzić. Nie umie powiedzieć mężowi "ach, cudownie, że już jesteś, pójdź w me ramiona", nie po tym, jak ona sama, niewolnica z ogoloną głową, musiała usługiwać Thorgalowi i Kriss beztrosko baraszkującym w łóżku.

Tu pytanie do kobiet: jak zareagowałybyście na zdradę męża, gdybyście były w skórze Aaricii? Czy ta zdrada nie jest niepokojąco podobna do wielu współczesnych zdrad, tłumaczonych przez mężczyzn "zaćmieniem umysłu", "małpim rozumem" i tym podobnymi określeniami? Wybielają się ci faceci, mówiąc "nie byłem sobą, to był tylko seks, nie miłość".

Dokładnie te same słowa Thorgal mógłby kierować do swojej żony, prawda? A jakoś tak Thorgala mimowolnie bierze się w obronę. Ja brałam. Biedny, miał amnezję, nic nie pamięta, nieszczęśnik, nie jest winien.

Zdradzane żony dzielą się na rozjuszone Walkirie lub głęboko zranione i złamane kobiety. Cieszę się że Aaricia zalicza się do tych pierwszych.

"Klatka" tom dwudziesty trzeci serii Thorgal, scenariusz Jean Van Hamme, rysunki Grzegorz Rosiński, przekład z francuskiego Wojciech Birek, Egmont Polska, 2000.

piątek, 3 kwietnia 2015

[Thorgal] "Giganci" Rosiński, Van Hamme


Nie lubię, gdy z założenia pozytywny bohater staje się szują i łotrem. Dlatego, szczęśliwie dla mnie, autorzy postanowili uwolnić Thorgala od ciążącej na nim klątwy i pozwalają mu znów stać się sobą. Ale nie ma za łatwo, no przecież wiadomo. Trzeba się trochę nagimnastykować.

Thorgalowi najpierw pomaga Galathorn, uwięziony przez zbirów Kriss książę Brek Zarth . Następnie bogini Frigg, małżonka Odyna. Kriss w międzyczasie przeszkadza, kusząc łucznika krągłościami, złotem i władzą. Wiadomo jednak, że Thorgal nie da się złapać na taki lep, mimo niepamięci charakter ma wciąż ten sam.

Wypełnia zadania postawione przed nim przez boginię, przelatuje jak burza, hm, może bardziej jak komar, po świecie Gigantów, czyniąc przy tym tyle zamieszania, ile się da. Przy okazji podrywa Walkirię. Nie, zaraz, to Walkiria podrywa jego.

Na koniec on i Galathor w pośpiechu oddalają się od wściekłej Kriss (czyt. zwiewają w popłochu).

"Giganci" tom dwudziesty drugi serii Thorgal, scenariusz Jean Van Hamme, rysunki Grzegorz Rosiński, przekład z francuskiego Wojciech Birek, Egmont Polska, 2000.

czwartek, 2 kwietnia 2015

"Rycerz bezkonny" Romuald Pawlak


Na dzień dobry przyznam się, dlaczego po to sięgnęłam i przeczytałam. Dziwne nieco pobudki, ale pocieszam się, że zapewne bywają jeszcze dziwniejsze. Otóż pana Romualda poznałam na Targach Książki w Katowicach, hm, poznałam to za dużo powiedziane, przyszedł na nasze blogerskie panele dyskusyjne, zapytałam koleżanki, kto zacz, bo na blogera średnio wyglądał - i dowiedziałam się, że to pan Pawlak, pisarz. Wielką miałam ochotę na pogawędkę, ale nie miałam śmiałości zagadać, bo nie znałam ani jednej jego książki! Teraz już znam i nie będzie mi głupio podejść, gdy los znów nas rzuci na jakąś książkową imprezę.

Romuald Pawlak pisze powieści fantastyczne, obyczajowe oraz książki dla dzieci. Z tego wszystkiego wybrałam fantastykę. "Rycerz bezkonny" to historia Fillegana z Wake, rycerza bardzo bardzo podupadłego. Rodową siedzibę przejął kupiec za długi (za to rycerz zionie nienawiścią do całego stanu kupieckiego), toteż Fillegan tuła się po świecie, zarabiając na życie czym popadnie.
Ale to właśnie kupcy mają pieniądze w tym świecie (typowo średniowiecznym) i żeby przeżyć, nie można gardzić ich pieniędzmi. Trafia się rycerzowi taki jeden kupiec, który za uratowanie narzeczonej gotów jest zapłacić każde pieniądze, a do tego gratisowo dorzuca parę magicznych ksiąg.

I wtedy się zaczyna. Fillegan bierze się za magię i jak każdemu samoukowi, wychodzi mu różnie. Bardzo różnie. Czasem bardzo śmiesznie, a czasem tylko zabawnie.

"Rycerz bezkonny" to powieść z gatunku humorystycznego fantasy. Bardzo dobrze się bawiłam przy czytaniu, choć na początku nie mogłam się opędzić od skojarzenia z "Ariwaldem z Wybrzeża" Piekary. Potem skojarzenie mi znikło, bo powieściowy świat wciąga bez reszty. Naprawdę dobra rozrywka, Fillegan da się lubić, a przygody jego oraz jego kompanii są różnorakie i wyborne.

Panie Romualdzie, nawet mam już gotowe pytanie do pana na kolejne TK: czy tytuł powieści ma coś wspólnego z "Rycerzem nieistniejącym" Italo Calvino?

Dziękuję za ebooka wydawnictwu RW2010.
Autor na naszym panelu, foto moje


"Rycerz bezkonny" Romuald Pawlak, Oficyna Wydawnicza RW2010, 2012.
Rycerz bezkonny [Romuald Pawlak]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

środa, 1 kwietnia 2015

Martin na emeryturę, Wegner pociągnie dalej "Pieśni Lodu i Ognia"! Hura!

Czyż to nie wspaniała wiadomość?

Ze strony Powergraphu:

Powergraph podpisał umowę z George’em R.R. Martinem, w myśl której nasz drogi George przekazał odpowiedzialne zadanie kontynuacji Pieśni Lodu i Ognia naszemu wspaniałemu Robertowi M. Wegnerowi (który od dziś przyjął dwa nazwiska: Robert M.M. Wegner lub J.R.R. Wegner - w zależności od weny).
 Z niecierpliwością zacieram ręce.