Znacie bajkę o Jasiu i Małgosi? Każdy zna! To jest to rodzeństwo, co w lesie sypało okruszki na ziemię, ale ptaki żarłocznie wyjadły okruszki i dzieci zgubiły drogę. Głodne trafiły na domek z piernika... i tak dalej.
U Moersa jest wariacja na ten temat. Niby to samo, ale wszystko inne. Jest śmiesznie, jest strasznie.
Dzieci to Jasioł i Mgłosia von Hachen, rodzeństwo z Fernhachii. Gubią się one w Wielkim Lesie Kolorowych Misów, gdzie nie można schodzić z ustalonych ścieżek, bo może być źle. I proszę - jest źle.
Dzieci spotykają złośliwego trolla, który z uciechą wprowadza je w błąd, są obiektem ataku drapieżnego liściołaka, z opresji ratuje je drużyna tajniackich leśnych misiów, a na deser mamy obcych. Tak, takich z kosmosu. Że o czarownicy nie wspomnę, ale oczywiście Moers i czarownicę musiał udziwnić i przedstawił ją w absolutnie zaskakujący sposób.
Autor nie ograniczył się do opowiedzenia po swojemu bajki. Ha. W najbardziej emocjonującym momencie nagle przerywa opowieść o dzieciach, żeby sobie pogawędzić z czytelnikami.
"Jak bardzo [autor] tęskni za tym, aby odwlec budowanie napięcia, gwizdać na kohernencję narracji czy artystyczne formy i zwyczajnie przez chwilę sobie p o g a w ę d z i ć ?Pogadać, a przy okazji nawrzucać swojemu odwiecznemu wrogowi, krytykowi literackiemu.
O czym? No, o tym, o czym akurat ma ochotę - co to Was obchodzi? Czy narzucam Wam, o czym macie rozmawiać w swoim czasie wolnym?". [39]
"Przecież wiem, Latuda, że się tu pałętasz; że doczytałeś aż do tego miejsca, aby wytropić jakieś słabości stylistyczne i postawić mnie pod pręgierzem camońskiej krytyki literackiej".[91]Wiecie, że mnie tym wkurzał? Bo tu się emocjonuję, trzymam kciuki za rodzeństwo podczas ich rozlicznych przygód, a temu na pogaduszki się zebrało. Walterze Moersie! Drażniłeś mnie! I nie wątpię, że taki był twój cel. Ha ha. Ukłony za grę z czytelnikiem. I za nieposkromioną, jak zwykle wyobraźnię. Ale już wiem, co bierzesz, żeby mieć takie odjechane pomysły.
"W tym celu zainstalowałem pod moim biurkiem starą apteczną szafkę, w której licznych szufladkach znajdują się najróżniejsze źródła zapachów: jedną z szuflad wypełniają pałeczki cynamonowe (zapach cynamonu wywołuje u mnie nastrój na dreszczowce i literaturę przygodową), inną suszony laur (budzi we mnie dowcip), kolejną kolendra (dobra na nurtujące kwestie), inną gałka muszkatołowa (Orient, baśnie), dalej morszczyn (naturalnie skojarzenia nautyczne)[...]".[47]Mam podobną szafkę w kuchni, jednak nie miałam pojęcia, że można ją tak wykorzystać.
Nie podobała mi się jedna rzecz: doczepiona na końcu książki, nie wiadomo po co, biografia Hildegunsta Rzeźbiarza Mitów. Gęsta, ciężka od upakowanych faktów, w dodatku urwana w połowie. Czyżby autor chciał sztucznie powiększyć objętość książki? Nie sądzę. Może chciał zająć się czymś, czymkolwiek, byle tylko nie kończyć "Labiryntu Śniących Książek" (znacie syndrom studenta, który sprząta wspólną kuchnię zamiast uczyć się do sesji)? Hm, nie wiem. A może po prostu potraktował swoją własną baśń o Jasiole i Mgłosi jako baśń na dobranoc? Zobaczcie, co pisze o takich bajkach:
"To najważniejsza z cech skutecznej historyjki na dobranoc: musu być n u d n a jak flaki z olejem. Musi być niczym tortura wodna, słowo za słowem ma skapywać zmęczeniem na umysł i serce milusińskich, bo przecież nie można wymuszać na nich ekscytacji, tylko systematycznie nużyć". [120]
Na szczęście sama baśń o rodzeństwie von Hachen taka nie jest. Mimo tego małego minusa i tak przepadam za Moersem.
Proszę, oto mój zbiór jego książek.
Bardzo dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu za egzemplarz książki.
---
[1] "Jasioł i Mgłosia. Baśń z Camonii" Walter Moers, przełożyła Katarzyna Bena, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2015, s. 39.
[2] Tamże, s. 91
[3] Tamże, s. 47
[4] Tamże, s. 120
Brzmi super, chyba będę musiała zapoznać się z prozą tego pisarza ^^
OdpowiedzUsuńAle nie zaczynaj od "Jasioła..."! Jeśli już, to zacznij od "Miasta Śniących Książek".
UsuńA ja jakoś się do Moersa nie mogę przekonać. Dziwnie to brzmi, bo jeszcze nic nie czytałem, ale może to atawistyczny lęk przed tomiszczami? Nie wiem. Trzeba się będzie przemóc :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze to nic na siłę. Zerknij w biblio na pierwszą stronę "Miasta..." i sam zobacz. A wielkość tomu przy "Terrorze" ci nie przeszkadzała?
UsuńTeż. Ale pożyczony był, więc przeczytałem. A dookoła takiego dukajowego Lodu chodzę od nie pamiętam kiedy :)
UsuńHehe, ja "Lód" wtryniłam mężowi, poczekałam aż skończy, po czym zapytałam, czy warto. Orzekł, że niekoniecznie. I bez wyrzutów mam nieprzeczytane. :)
UsuńNiestety, nie posiadam takiego beta testera :(
UsuńCzy Ty nie masz nic innego do roboty? Tylko czytanie i pisanie?
OdpowiedzUsuńZnowu mnie atakujesz jakimś autorem co to go nie czytałem? No i niby co, Moersa mam czytać też? Co wpis to następna/następny do kompletu :-P
Idę sobie zrobić kawę, świeżo mielona (ręcznie) z cynamonem (też świeżo mielony ręcznie) - kolendra do kawy raczej nie bardzo…
Moersa lubię i chwalę, bo facet ma niesamowitą (nie lubię tego słowa, ale go użyję) wyobraźnię. Ale nie musisz go czytać TERAZ. :D Możesz później. :)
UsuńSiemasz Agnes! Ja tu tak tylko stalkuję z doskoku raz na pół roku, ale dzięki za ten wpis, zupełnie przegapiłem nowego Moersa.
OdpowiedzUsuńPozdr.
Jak go lubisz, to warto kupić teraz, póki jest. Potem nakłady się wyczerpują i jest kłopot ze skompletowaniem serii.
Usuń