"Przepaść czasu", czyli opowiedziana na nowo "Zimowa opowieść", to pierwsza z powieści tworzących "Projekt Szekspir". Niestety, nie udało mi się przed lekturą przeczytać "Zimowej opowieści" (na wakacje trudno ciągać olbrzymi i ciężki tom dzieł zebranych Szekspira), opierałam się więc tylko na streszczeniu zamieszczonym na początku książki.
"Przepaść czasu" jest opowieścią o rodzinie londyńskiego bankiera, Leo. Finansista wkracza na scenę z hukiem. Patrzę na bogatego faceta, który ma przepiękną, utalentowaną muzycznie żonę (aktualnie spodziewającą się ich drugiego dziecka); faceta, który mocno kocha swojego pierworodnego syna Milo; faceta, który wciąż korzystnie prowadzi swoje interesy - i co widzę? Scenę, gdy Leo wzywa szefa ochrony, by ten zainstalował kamerę w sypialni żony. Podejrzewa ją bowiem o romans ze swoim najlepszym przyjacielem, Ksenem.
Zazdrość, ogromna, niszczycielska zazdrość wylewa się z niego ogromną falą. Jest jak burza, narasta i narasta, aż nie do uwierzenia, że jeden człowiek może być jak wulkan, gdy wybuchnie, obszar zniszczeń jest niewyobrażalnie wielki. Przez zazdrość Leo sypie się wszystko: Kseno ucieka jak najdalej, bojąc się o swoje życie; córka Leo, maleńka Perdita, trafia w obce ręce, nie zostawiając śladu po sobie; Milo ginie w tragicznych okolicznościach; żona Leo, przybita i przygnębiona ponad ludzką wytrzymałość, opuszcza męża.
Na ile jestem w stanie ocenić, fabuła książki mocno przylega do szekspirowskiego dramatu. Winterson nasyca jednak opowieść tak nieprawdopodobną dawką miłości, nienawiści, szaleństwa, uporu i zagubienia, że podejrzewam, iż bije w emocjach Szekspira na głowę. Ona jest genialna w malowaniu nastroju, genialnie kreśli postacie bohaterów, świetnie pokazuje też złożoność i niejednoznaczność relacji pomiędzy nimi.
Jestem bardzo zadowolona, że trafiła mi się taka perełka czytelnicza. Do tego język powieści - ach, jakże odmienny od monotonnego mamrotania w "Shylocku..." (teraz to sobie uświadomiłam, że tam mamroczą) - żywy, giętki, a czasami strzelisty, jasny i ciepły jak promień świecy.
"- Ja chyba czekałem na przebaczenie ze strony żony - powiedział Shep. - Nie było to łatwe, bo już nie żyła. A ponieważ nie żyła, ja też byłem martwy, miałem martwe serce. Po śmierci żony nie mogłem sobie przypomnieć, jak to jest kochać - jakby zabrała ze sobą instrukcję. Później przydarzyła mi się Perdita - to był cud - jak nowy początek, ta noc, deszcz, Księżyc jak planeta zbliżająca się do Ziemi, i pośród tego wszystkiego ona: cała owinięta bielą, jakby ten księżyc ją ubrał. Próbowałem ją oddać, ale nie potrafiłem, bo była moją instrukcją miłości." [*]
Na koniec dodam tylko, że postacie służących, czyli poboczne, są cudowne u Winterson.
Bardzo ciekawy ten projekt, mocno mi przypomina serię "Mity" (wydawaną onegdaj przez Znak i zarzuconą w połowie), nie tylko przez wspólną ideę - opowiadania na nowo znanych już historii - ale i przez nazwiska autorów, powtarzające się w obu seriach: Atwood, Winterson. Teraz z niecierpliwością czekam na "Burzę".
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Dolnośląskiego, za co bardzo dziękuję.
---
[*] - "Przepaść czasu" Jeanette Wintersonm, tłumaczyła Anna Gralak, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2015, s. 289
W stosunku do Szekspira jest to właściwie jeden do jednego, niemalże co do sceny i postaci, wyliczałem to chyba u siebie swego czasu. I Winterson chyba jednak nie bije Szekspira w emocjach, ona jest po prostu bardziej naturalistyczna, brutalna, może stąd to wrażenie.
OdpowiedzUsuńMoże i stąd. Czyli Wychodzi na to, że Witerson mną trochę manipulowała?
UsuńTak, ona to umie :P Żeby nie to, że trochę przegięła z tymi aniołami, to mnie by też zmanipulowała :)
UsuńJesteś odporny na anioły!
UsuńA ja je uwielbiam :)
Tu już było przegięcie z tymi aniołami :)
UsuńZostałaś nominowana przeze mnie do "Liebster Blog Award". Szukaj informacji na http://cosmo-books.blogspot.com/2016/08/liebster-blog-award.html.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.