Strony

wtorek, 3 kwietnia 2018

"Tańczące czarownice" Wioletta Piasecka

"Tańczące czarownice" to opowieść która właściwie jest baśnią. Bo czy to realne, że śmiertelnie chora dziewczynka nagle odzyskuje siły? Otóż najczęściej nie, ale podkreślam, najczęściej.

Poznajcie Weronikę, ciężko chorą dziewczynkę, która leży w szpitalu, z dnia na dzień robiąc się coraz słabsza. Staje się jasne, że to mogą być jej ostatnie dni życia (tak lekarz mówi rodzicom dziewczynki), ale w noc, która miała być kluczowa dla stanu Weroniki, dzieje się coś dziwnego. Odwiedza ją osoba jakby z bajki, a może z innego wymiaru? Zabiera Weronikę ze sobą, opowiada, kim jest (zielarką, czarownicą, długowieczną wiedzącą) i przedstawia swojej rodzinie.


Na Weronikę czeka próba, jak na bohaterkę bajki braci Grimm "Pani Zamieć".  Nie trzeba co prawda skakać do studni, tylko zejść do wioski, ale jej mieszkańcy nie zachowują się przyjaźnie i próba jest naprawdę trudna. Jednak gdy okaże się hart ducha, to czeka nagroda.

To bajka uwspółcześniona, zrozumiała dla dzisiejszych dzieci, które wiedzą, co to szpital i wiedzą, że czasami za leczenie trzeba zapłacić dużo pieniędzy. Ale uwaga, jeszcze nie wiedzą, że czasem duch potrafi być silniejszy niż ciało.
Mnie osobiście jakoś uwierało, to że lekarz przedstawiony jest jako chciwiec, któremu się oczy do kosztowności śmieją. To dlatego, że jeszcze nie spotkałam takiego lekarza (mam szczęście), ale rozumiem że to alegoria systemu, który jaki jest, każdy widzi.

Nie do końca podobają mi się rysunki, są takie... poprawne, szkolne, grzeczne, mimo wysiłków autorki ilustracji, by je jakoś odrealnić.

Sięgnięcie po tę książkę? Polecam dla dzieci od 5 do 10 lat (to oczywiście płynna granica). 
Wioletta Piasecka napisała jeszcze kilka innych książek, na przykład świeżutki "Ignaś. Opowieści patriotyczne" . To chyba też warto podsunąć dzieciom, by wiedziały. Kto wie, co im w szkole powiedzą...

Za egzemplarz książki bardzo dziękuję autorce!

"Tańczące czarownice" Wioletta Piasecka, ilustracje Alicja Groszek, Wydawnictwo NIKO, 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz