Żadne tam oklepane "Narysuj mi baranka" tylko "Napisz książkę". Mama siada, pisze książkę i wszyscy możemy poczytać o Niebożątku. A książka znów jest taka, jakie książki być powinny.
Ludzie obeznani z Kiślowersum czekali na tę książkę bardzo. Trudno się dziwić, kto raz poznał anioła o imieniu Licho, ten chciałby czytać o nim wciąż. Bo jest anielski, uroczy, czyściutki i prawy. Ale nie o nim jest ta opowieść, tylko o Niebożątku. Fani Marty Kisiel pewnie pamiętają, że pod koniec "Siły niższej" pojawiło się w rodzinie dziecko Kamili i Szczęsnego, czyli Bożydar.
Tu powinien pojawić się akapit o fabule książki, ale się nie pojawi. Czego bym bowiem o fabule nie napisała, to i tak zabrzmi to stanowczo zbyt blado. Niech wystarczy to, że Bożek po sielankowych latach spędzonych w domu w towarzystwie całej czeredy niedorzecznych stworów, idzie do szkoły. Tam okazuje się, że chłopiec jest inny, a także, że zbiorowiska nie lubią inności. Niebożątko musi zmierzyć się z trudnym światem rówieśniczych poglądów i charakterów, a ten świat bywa okrutny.
"Małe Licho i tajemnica Niebożątka" świetnie pokazuje, jak można sensownie pomóc młodemu obywatelowi przejść przez takie kęsim. Wskazuje, co ważne, a co ważne nieco mniej. Obłędnym fragmentem, który czyta się z ciarkami na plecach, jest ten z Królem Olch - gejzer emocji! Nie będę więcej pisać, bo znów bym musiała się odsłonić za bardzo...
Czytajcie "Małe licho..." sobie, czytajcie dzieciom, a potem wszyscy razem namawiajmy Ałtorkę, żeby napisała coś jeszcze dla dzieci. Najlepiej trylogię, bo niby czemu nie, skoro tak dobrze wychodzi jej pisanie?
Dziękuję wydawnictwu Wilga za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki, alleluja!
"Małe Licho i tajemnica Niebożątka" Marta Kisiel, ilustracje Paulina Wyrt, Wilga, 2018.
Dopisuję się do listy namawiających. :D
OdpowiedzUsuńNa szczęście mam wrażenie, że namawiać jej nie trzeba, bo złapała wiatr w żagle i pisze jak zaczarowana :)
UsuńMałym lichem jestem oczarowana. Trzeba przyznać, że książka genialnie inna.
OdpowiedzUsuń