Strony

piątek, 29 marca 2019

"Harda Horda" antologia opowiadań


Powstanie Hardej Hordy widziałam niemalże na własne oczy: skrzyknęło się kilka autorek przed ważną imprezą targową. Dziewczyny przygotowały materiały o sobie i pojechały się promować. A teraz proszę - wydały swoją antologię!

W przedmowie autorstwa Anny Misztak jest mowa o "kobiecej literaturze" (twór mglisty i właściwie nieokreślony), o samej grupie, a także o motywie przewodnim antologii, jakim jest przekraczanie granic. Ta antologia to także przekroczenie pewnej granicy, zmiana stanu skupienia grupy, fizyczne zaistnienie ich wspólnego dzieła.

Przekraczanie granic wspaniale pojemny temat, bo granice można znaleźć wszędzie: między światami żywych i umarłych, między światami równoległymi, między miłością a nienawiścią, przeszłością a przyszłością... Czujecie? Wszystko, co się napisze, pasuje! Obrazoburczo przypuszczam, że ten temat to tylko ładna podkładka, a autorki pisały, co im w duszy gra, nie przejmując się tematem przewodnim. Bo jak się przyjrzeć opowiadaniom, to choć kilka motywów się powtarza (dzieci, nekromanci, apokalipsa), to i tak każde należy traktować oddzielnie, z całą uwagą, na jaką zasługuje.



Gdy zajrzymy do spisu treści... ups, spisu treści brak (kto zapomniał?), wrzucę więc taki spisany przeze mnie:
- "Jawor" Marta Kisiel
- "Dróżniczka" Aleksandra Janusz
- "Tylko nie w głowę" Ewa Białołęcka
- "Dokąd odeszły cienie" Magdalena Kubasiewicz
- "Po drugie" Aleksandra Zielińska
- "Z  góry nie patrzą" Anna Hrycyszyn
- "Zielona zemsta" Aneta Jadowska
- "Szanowny panie M." Anna Kańtoch
- "Bezduch" Martyna Raduchowska
- "Lot wieloryba" Milena Wójtowicz
- "Jest nad zatoką dąb zielony" Agnieszka Hałas
- "Ognisty warkocz" Anna Nieznaj

Antologię otwiera Marta Kisiel opowiadaniem "Jawor". To jest niedobra kobieta, ta Marta, sięga bowiem w takie rejony, o których chciałoby się zapomnieć - w świat dziecięcych lęków czy traum, wynikłych z opowieści, legend czy doświadczeń (najgorzej). Autorka przypomniała dziecięcą piosenkę:
"Jawor, jawor, jaworowi ludzie,
Co wy tu robicie?
Budujemy mosty
Dla pana starosty.
Tysiąc koni przepuszczamy,
A jednego zatrzymamy
Tysiąc koni przepuszczamy, 
a jednego nie!"
Następnie przedstawiła inną wersję, a wokół niej zbudowała historię o dzieciach, które spotkało coś... niesamowitego i mrocznego. Mroczno tam. Marto, lubisz straszyć? Lubisz! Napisałaś "Pierwsze słowo" (chodzi mi o opowiadanie, nie zbiór), które ciężko odchorowałam.

Teraz już będzie nie po kolei, bo jak mamy temat dziecięcych lęków, to muszę tu napisać o opowiadaniu Aleksandry Zielińskiej "Po drugie". Narratorką jest dziesięciolatka po okropnych przejściach, o których dowiadujemy się jakby mimochodem, między słowami. Dziewczynka w senny, nieco monotonny (pozornie!) sposób opowiada o sobie, o mamie, o siostrze... aż nagle zdałam sobie sprawę, że ten ciąg słów to tak naprawdę krzyk, tym głośniejszy, że cichy. Po koniec aż wwierca się w uszy, wtedy, gdy pojawia się bliźniaczy świat równoległy. Przejmujące opowiadanie.

O dzieciach, a właściwie bardziej o rodzinie, o więzach, które trwają przez wieki, a także o technologii, która te więzi może wzmocnić, oraz (co mnie najbardziej zaskoczyło) o tym, że życjąc w bardzo zaawansowanym technologicznie świecie, można doświadczyć czegoś, czego racjonalnie wytłumaczyć się nie da - spotkania z przodkami.  To wszystko w opowiadaniu Agnieszki Hałas "Jest nad zatoką dąb zielony".  Rewelacyjne. Autorka ze swobodą przenosi się między czasami, od oblężenia Leningradu (ciarki przechodzą, tak to jest napisane), do przyszłości, kilka pokoleń w przód. Piękne!

A teraz zmieniamy scenerię! Lubicie opowieści o nekromantach? Przyznam się, że dawno temu przeczytałam "Nekromantę z następnej wioski" i to trwale wpłynęło na moje postrzeganie nekromancji, dodatkowo wdrukowało we mnie zdanie "celofyzy nie istnieją" - no tak, zaszkodziło mi po prostu. Pewnie dlatego tekst Magdaleny Kubasiewicz "Dokąd odeszły cienie" jakoś do mnie nie dotarł. To odrobinę zagmatwana historia o rodowej klątwie, duchach, nekromancie i jego staraniach. Może wy inaczej to odbierzecie, ja jakoś nie umiem doszukać się czegoś więcej, możliwe, że to wina moich uprzedzeń, nie autorki!

Jeszcze jedno opowiadanie wykorzystuje motyw nekromanty. To "Bezduch" Martyny Raduchowskiej. Tutaj, jak się odsunie nekromancję na bok, zostaną ciekawe kwestie. Zobaczyłam wyraźnie te granice, o których mowa we wstępie. Przekraczanie granic między życiem a śmiercią, przekraczanie granic moralnych, właściwie przekraczanie samego siebie, i to w tę i z powrotem. Ciekawe i daje do myślenia.

Jak już jestem w magicznym klimacie, to napiszę o "Zielonej zemście" Anety Jadowskiej. Świetne opowiadanie, które pod płaszczykiem zabawnej historii o sprawiedliwej zemście przemyca inne, ważne sprawy. Niby banialuki o tym, jak mag od zieleni daje wycisk znienawidzonemu przez wszystkich bufonowi, ale jest tu i przyjaźń, i uczciwość, i trzymanie się zasad... dużo jest! Wszystko napisane w arcylekki, wszystkomający sposób. To się, proszę państwa, czyta tak dobrze, jak słucha Anety Jadowskiej na żywo. Szczerze polecam!

Teraz będzie równie zabawnie, choć tło opowieści zgoła inne. Ewa Białołęcka w "Tylko nie w głowę" mocno mnie zaskoczyła. Przede wszystkim tym, że temat poważny (no błagam, zombiaki próbujące dopaść i ugryźć to nie przelewki) przedstawiła z humorem i autoironią. Potem przypomniałam sobie "Różę Selerbergu" i trochę mi zaskoczenie przeszło. Po pierwsze - czy można przespać apokalipsę?  Można! Można potem walczyć z zombiakami za pomocą młotka bądź tłuczka do mięsa. Wszystko dla kota (trzeba się nim przecież zająć, to jasne). Ogromne plusy za realistyczne smaczki w stylu: na świeczkach nie da się zagotować herbaty, a kobieta na początku okresu z tylko trzema podpaskami w zapasie jest w stanie zrobić WSZYSTKO!

Postapokalipsa, choć w diametralnie innym wydaniu, obecna jest też w opowiadaniu Aleksandry Janusz "Dróżniczka". Michiko, tytułowa dróżniczka, jest starą kobietą, która nie przyjęła do wiadomości faktu, że świat, który pamięta, już nie istnieje. Japonia się zmieniła (z wielu powodów, kataklizmy następowały jeden po drugim), a Michiko wciąż obsługuje wycieczkową linię kolejową pod górą Fuji, nie wiedząc (albo nie chcąc wiedzieć), że w pociągu od lat nie ma turystów. To niezwykle spokojny tekst (ale serio Ola go napisała?), który daje pewne pojęcie o mentalności Japończyków. Sama zaś zadałam sobie pytanie, czy nie poszłabym śladem Michiko, bo jej nieakceptacja istniejącego stanu rzeczy wydaje mi się czasem kusząca.

Jak może zauważyliście, staram się przechodzić od tekstu do tekstu szukając podobieństw. W poprzednim były kataklizmy, to i teraz będą kataklizmy. Mowa o "Ognistym warkoczu" Anny Nieznaj. To opowiadanie jest o ludziach, którzy, uciekając na statku kosmicznym, przetrwali zagładę Ziemi muśniętej warkoczem ognistych kawałków asteroidy, a po latach wracających na planetę. Tutaj to przekraczanie granic nie jest dla mnie do końca jasne. Granica między starą a nową Ziemią? Odwieczny pęd, by badać nieznane? Przekraczanie granic ustalonych przez hierarchów? Jakoś tak.

Kolejny świat, który dotknęła katastrofa, to znów Ziemia. Biedna planeta przyjęła na siebie potop, a potem przez jej powierzchnię przeleciała fala elektromagnetyczna, która załatwiła na amen elektronikę. Tak pisze Anna Hrycyszyn w "Z góry nie patrzą". Muszę przyznać, że tu bardziej zaintrygowała mnie forma niż treść. Listy urywające się w połowie (mój mąż początkowo wziął wyblakły i zanikający tekst za błąd drukarski), z rysunkami i szkicami, listy będące bardziej spowiedzią lub pamiętnikiem - interesujące. Jednak zakończenie mnie rozczarowało. Kontrast między listami rozciągniętymi jak babie lato listami a zakończeniem, które jest jak walnięcie toporem, buch i finito - zbyt mocny. Anno, lubię twoje teksty, ale ten mniej.

Na koniec mam dwa opowiadania, które wymykają się skojarzeniom, nie można ich "dopasować" do innych. Zaskakujące. Ciekawe.
Pierwszy to "Lot wieloryba" Mileny Wójtowicz. Ten "Lot..." zaskakiwał mnie z każdej strony. Światem w nim przedstawionym, a właściwie miksem światów, naszego i równoległego. Tym, że wieloryby latają i że wieloryb na (pięknej) ilustracji jest jak z książki "Autostopem przez Galaktykę", chociaż tamten nie latał, tylko spadał, ale z pewnością równie majestatycznie. Zaskoczyła mnie bohaterka-przemytniczka, jej zdolność dostosowywania się i stosunek do rzeczywistości (jakby była wiecznie trochę na haju). Zaskoczył mnie język, nonszalancki i wyluzowany, spójrzcie:
"Świetliste-dupiste elfy, pół ludzkości się rzucało im zajrzeć w te blade dupki, czy nie ma tam przypadkiem żarówki" [s.313]
Dla tych nieustających zaskoczeń bardzo warto to było przeczytać.

Ostatni tekst to "Szanowny panie M." Anny Kańtoch. To opowiadanie, w którym od razu widać jej "rękę". Proza delikatna, w której nic nie jest wprost. Czytaliście "Czarne" albo "Niepełnię"? Takie jest "Szanowny panie M.". Bohaterka opisuje swoje życie podporządkowane zachciankom chorej siostry, życie ujęte mocno w gorset dziewiętnastowiecznych konwenansów i osłonięte od trosk koronkową parasolką, coraz bardziej postrzępioną i przetartą na zgięciach. W takim anturażu ledwie widać to, co budzi grozę. Ale to tam jest. Aż dreszcze przechodzą.

Moim zdaniem to doskonała antologia i gratuluję autorkom z całego serca.

Gdy będziecie czytać "Hardą Hordę", zwróćcie uwagę na rysunki (Magdaleny Babińskiej i Karoliny Byrskiej), starannie dobrane do treści opowiadań, a także na okładkę, w którą wpleciono elementy charakterystyczne dla poszczególnych tekstów.

Jeśli mam być szczera, to nie rozumiem zamysłu, by co jakiś czas wstawiać szarą stronę z kawałkiem tekstu i emblematem graficznym. Chodzi o zwiększenie objętości? Wskazanie palcem na emblemat? Może niech czytelnik przeczyta sobie jeszcze raz kawałek danego opowiadania, bo za pierwszym razem niedokładnie przeczytał? Nie wiem.  Dziwnym też wydaje mi się pominięcie spisu treści, no heloł, jak tak można.
Za fotki i bionotki autorek - strzał w dziesiątkę!

Za możliwość zapoznania się z książką (i dodatkowe gadżety) dziękuję mojemu mężowi:)



A wydawnictwu SQN za dodatkowe egzemplarze książek na konkursy (jeden jeszcze trwa, na insta)


"Harda Horda" Marta Kisiel, Aleksandra Janusz, Ewa Białołęcka, Magdalena Kubasiewicz, Aleksandra Zielińska, Anna Hrycyszyn, Aneta Jadowska, Anna Kańtoch, Martyna Raduchowska, Milena Wójtowicz, Agnieszka Hałas, Anna Nieznaj, SQN, Kraków 2019.

7 komentarzy:

  1. Haha, mój mąż też początkowo wziął wyblakły i zanikający tekst w opowiadaniu "Z góry nie patrzą" za błąd drukarski! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, ci mężowie! Ja od razu wiedziałam, że to celowy zabieg i w duchu pogratulowałam dbałości o ten detal w druku.

      Usuń
  2. :) A i owszem, zdarza mi się różne rzeczy pisać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odstawiłaś kawę. :)

      Usuń
    2. W ogóle rzadko ją piję ze względu na skutki uboczne :)

      Usuń
  3. Brzmi całkiem ciekawie, harde panie jak zwykle dały radę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, i można się spodziewać, że to nie ostanie ich słowo :)

      Usuń