Strony
▼
poniedziałek, 20 stycznia 2020
Kryptonim "Frankenstein" Przemysław Semczuk - audiobook
Mieszkam w Piekarach Śląskich już parę ładnych lat, ale o mordercy z Piekar dotąd nie słyszałam. Zapewne dlatego, że działał on w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, a ja byłam wtedy za mała, żeby się tym interesować.
Z ciekawością zapoznałam się z historią Joachima Knychały, człowieka młodego i przystojnego, żonatego i dzieciatego, pracującego jako cieśla na kopalni, zakochanego w książkach.
Jednocześnie ten sam człowiek siedział w więzieniu za usiłowanie gwałtu, a po wyjściu napadał na młode kobiety. Napadał i mordował, niektórym (cudem chyba) udało się przeżyć.
Milicja dokładała starań, by złapać seryjnego mordercę, parę razy była już o włos, Knychała jednak wciąż wymykał się z oczek sieci. W końcu został pochwycony, osądzony i skazany na karę śmierci.
Autor wykonał olbrzymią pracę docierając do dokumentów, akt sądowych, nagrań, gazet i map. Do tego rozmawiał ze świadkami tamtych zdarzeń, dziennikarzami czy milicjantami. Wszystko to zawarł w książce, próbując jednocześnie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego Knychała napadał i zabijał? Czy da się jednak, po tylu latach, jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie?
Podoba mi się w tej książce rzetelność, Przemysław Semczuk wskazuje, na czym opierał się pisząc książkę. Mam wrażenie, że to mnóstwo godzin samego szukania i czytania. Doceniam, że mimo zamieszczenia drastycznych scen nie ma szokowania i epatowania krwią i przemocą.
Z drugiej strony trochę mnie tam przytłoczyły szczegóły, dokładny opis ulic, budynków, knajp (wraz z oznaczeniem kategorii!), tras tramwajowych itd. Owszem, rozumiem zamierzenie, by ocalić od zapomnienia, co się da. Miałam jednak momenty, kiedy to szczegóły za bardzo mnie przytłaczały i nużyły.
Dygresja pierwsza: autor wspomina, że szukał map, planów miast z tamtego okresu i nie umiał trafić na plan Piekar Śląskich. Pamiętam, że u męża w domu był taki plan (i może nawet dalej jest, tylko nie wiem, gdzie), ale nie pamiętam, jak był datowany.
Dygresja druga: gdy słuchałam o rozmowie autora z byłym milicjantem, prowadzonej w Pałacu Wiśniewskich na Popiełuszki w Piekarach, miałam ochotę zakrzyknąć: hej, mieszkam 500 metrów dalej!
Na koniec słówko o lektorze: Leszka Filipowicza uwielbiam bezgranicznie. Przewspaniale poradził sobie ze śląską gwarą (jest tam trochę dialogów po śląsku), z akcentem bez gwary było mu trudniej, ale to jest w ogóle mega trudne.
Dobrze mi się tego słuchało, naprawdę.
"Kryptonim Frankenstein" Przemysław Semczuk, czyta Leszek Filipowicz, Biblioteka Akustyczna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz