wtorek, 4 listopada 2014
"Ania z Wyspy Księcia Edwarda" Lucy Maud Montgomery
Tego tomu Ani nie czytałam wcześniej, toteż pożyczyłam, mówiąc sobie "fajnie będzie, zapoznam się i przypomnę sobie klimacik, jaki zawsze towarzyszył Ani Shirley".
Pfff. Ani w tym tomie jest tyle, co kot napłakał. Występuje głownie w zdaniach typu "A doktorowa Blythe twierdzi, że to i tamto", "Słyszałam, że doktorowa Blythe owamto" oraz "doktor Blythe i jego żona". Są to najczęściej wypowiedzi osób, które przepadają za doktorostwem, ale też i takich, które czują, że gdy usłyszą jeszcze jedną pochwalną wzmiankę, zaczną krzyczeć, drapać i gryźć. Wcale im się nie dziwię.
Opowieści koncentrują się wokół nieśmiertelnych "aninych" tematów: miłości, zazdrości, nienawiści. Ach, jeszcze nieszczęśliwe dzieci, najczęściej sieroty. Ale uwaga, o ile sierotki zazwyczaj zostają uszczęśliwione (bo kto zniesie, gdy dziecku dzieje się krzywda?), to w pozostałych przypadkach nie ma co oczekiwać, że będzie to stuprocentowe zwycięstwo dobra i uczciwości. I chwała Bogu, bo byłoby nudno i nie do wytrzymania.
Ale, ale! Przecież jest Ani więcej, nie wspomniałam! Opowieści są przeplatane wierszami i ich interpretacjami czynionymi przez całą rodzinę Blythe'ów razem z Zuzanną Baker. Niestety to nie moje klimaty, ta poezja, a Ani, tej poważnej, tej z "Rilli..." jest akurat tyle, żeby za nią zatęsknić.
"Ania z Wyspy Księcia Edwarda" Lucy Maud Montgomery, przełożył Paweł Ciemniewski, Wydawnictwo Literackie 2011.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jakoś smutno czytało mi się te tomy, w których Blythe'ów tylko wspominano - to było tak, jakby już ich nie było... To zdecydowanie przygnębiająca książka, a przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie.
OdpowiedzUsuńPrzygnębiająca? Dla mnie bardziej irytująca :) Ale były też opowiadania, które mnie ubawiły - np o pani, która poszła pogodzić się z inną panią (po kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu latach), a zamiast przebaczenia wyrżnęła jej w twarz i poszła.
UsuńMam pierwszy tom tylko przeczytany, za to kilka razy :D Później nawet dostałam resztę, ale temu pożyczyłam, tamtemu i część nie wróciła... Ona w końcu była z Gilbertem?
OdpowiedzUsuńByła, do samego końca. Stanowili bardzo zgodne i kochające się małżeństwo, opływające w dzieci.
UsuńI dobrze :D
UsuńJa czytałam jeden tom z dwóch nowych, ale zdaje się, że ten drugi. On był chyba napisany przez kogoś innego, nie przez Montgomery - dobrze mówię? I bardzo mi się podobał, stwierdziłam, ze klimat ma zupełnie taki jak trzeba. A wielbicielką Ani jestem fanatyczną :) Ten tom leży mi na półce od dawna i jakoś się boję po niego sięgać - po Twojej opinii widzę, że intuicja mnie nie zawodzi, jak zwykle :)
OdpowiedzUsuńNo przecież nie odradzam, czytaj - ale nie nastawiaj się na wiele :)
UsuńCo do drugiego tomu, nie napisanego przez Lucy - hm, nic nie wiem. Pogrzebię :)
Bardzo lubię całą serię o Ani i planuję kiedyś rozpocząć ją od nowa, od początku do końca... ale to kiedyś ;)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com/
Masz podobnie jak ja, tyle że ja już rozpoczynam od nowa. Niestety, nie od początku do końca, tylko na wyrywki, co mi pod rękę podejdzie.
UsuńCzytałam i też byłam rozczarowana. Myślę, że najbardziej wprowadził mnie w błąd opis i reklama wydawnictwa. Gdybym czytała to jako kolejną książkę z Wyspy Księcia Edwarda, bardzo możliwe, że inaczej by, odebrała te opowiadania. A tak też liczyłam na Anię i jej nie dostałam..
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Trudno, taki los. Jak się chce mieć Anię, trzeba sięgać po wcześniejsze tomy i tyle.
Usuń