O, to proste i wcale nie musiałam się zastanawiać. "Kobieta z wydm" Abe Kobo. Malutka, cieniutka książeczka, a czytałam ją z trudem, małymi porcjami, a w połowie w ogóle musiałam zrobić sobie dłuższą przerwę, bo bym się normalnie udusiła. Piaskiem wydmowym. Więcej w notce
tutaj.
Jest jeszcze druga książka, którą to z powodów bardzo osobistych odłożyłam na półkę w połowie czytania i chyba już do niej nie wrócę. To "Jeździec polski" Moliny.
I pewnie dlatego dalej się za nią nie zabrałam. Dostałam tę książkę rok temu na urodziny i dalej czeka na swoją kolej. Obchodzę ją, obwąchuję, ale na razie tylko tyle.
OdpowiedzUsuńNo to ciekawa jestem wrażeń, jak już się za nią zabierzesz.
UsuńKobietę z wydm przeczytałam na jedno posiedzenie, cały czas liczyłam na to, ze wreszcie się zacznie, ze coś czeka na następnej kartce ale był już tylko koniec ...
OdpowiedzUsuńWiesz co? Chyba Ci zazdroszczę :)
UsuńAż tak źle? To mój ostatni zakup. Nic to, gdy ciepło, to chętniej sięgam po trudne lektury.
OdpowiedzUsuńNie źle, to nie jest zła książka, to książka silnie oddziałująca na większość czytelników.
UsuńJa ją przeczytałam na raz, już dawno temu, będzie z 10 lat, ale pamiętam dobrze do dziś. Pod względem emocjonalnego przyduszania czytelnika nie ma sobie równych ;)
OdpowiedzUsuńHa, więc nie jest to tylko moje odczucie.
Usuń