Dwudziesty pierwszy dzień miesiąca to czas na post tematyczny ŚBK. W tym miesiącu piszemy o czymś zupełnie innym ("Moja podróż marzeń"), ale mam zaległą notkę z czerwca, o podróży będzie innym razem.
Z pamięcią jest u mnie coraz gorzej i nie umiem sobie rach ciach przypomnieć takich książek, które co to wszystkim się podobały, a ja kręciłam nosem. Przypomniałam sobie jednak "Jeźdźca miedzianego" Paulliny Simons, który nie był taki zły w didaskaliach, za to losy bohaterów były nieco... udziwnione.
Potem przypomniałam sobie "Jedz, módl się, kochaj" Elizabeth Gilbert, nudną i przegadaną książkę, która na fali popularności doczekała się ekranizacji (ale jak to?).
Następnie pomyślałam o "Zagładzie domu Usherów" Edgara Allana Poego, pod notką o niej ktoś mnie zrugał, że to Dzieło, a ja nie rozumiem i nie doceniam (nie rozumiem do dziś).
Na koniec zaś, jak wisienkę na torcie, dam tytuł "Glatz" Tomasza Duszyńskiego, który to dopiero co zdobył nagrodę publiczności "Złoty Pocisk", a ja podczas czytania wkleiłam ponad dwadzieścia karteczek z utyskiwaniami na wszystko.
Macie też takie książki, z którymi idziecie pod prąd?
Cześć :) Świetny blog. Zapraszam do mnie, jestem tu nowa :) Miłego dnia życzę! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCześć, Bookwizjo! Zajrzę do Ciebie (jeszcze nie wiem, kiedy, ale na pewno).
UsuńTaaak! Czyżbym nie była jedyną, która uważa, że "Jedz, módl się, kochaj", to jedno wielkie nieporozumienie? :D Cóż za ulga. :) Całkiem niedawno wyżyłam się na tej książce u siebie na blogu. :D
OdpowiedzUsuńA Poe... Cóż... Poe to Poe. Ma specyficzny styl. Trzeba lubić. A generalnie albo się kocha albo nienawidzi. Ja akurat do tych nienawidzących należę. :D Choć też mi się kiedyś oberwało, że co ze mnie za literaturoznawca, jak się Poem nie zachwycam...
UsuńTak! Widziałam u Ciebie na blogu - m.in. dlatego ta książka znalazła się u mnie notce, po prostu mi o niej przypomniałaś :)
UsuńPoego doceniam (teraz! po fajnej dyskusji w nieistniejącym już antykwariacie), ale wciąż nie lubię go czytać i tak już chyba zostanie.
Niedawno pisząc na moim blogu o lekturach młodości rozpisałam się dość szeroko o "Ani z Zielonego Wzgórza". Zupełnie nie rozumiem zachwytów nad tą serią, zwłaszcza w kontekście biografii autorki. Smutna, przygnębiająca historia niekochanej dziewczynki, której nieco odbija, no i cała plejada okropnych ludzi... brrr! Ale tak, wiem, inni tam widzą zupełnie co innego i są oczarowani!
OdpowiedzUsuńZachwycałam się też Anią, to taki Kopciuszek, któremu się udaje.
UsuńMnie się co prawda "Zagłada domu Usherów" podobała, ale nie rozumiem i nie zrozumiem nigdy potrzeby atakowania innych za to, że nie podoba im się to, co mi się nie podoba.
OdpowiedzUsuńTo chyba chęć wywyższenia siebie, dobitnego udowodnienia, że moje i tylko moje wybory i oceny są słuszne. Kreacja na sędziego cudzych gustów...
Usuń