Nie przesłuchałam do końca. Wytrwałam przez 27 ścieżek ze 110 i przerwałam, bo ledwo żywa wysiadałam z samochodu. Straszliwie męcząca książka. Przyczyn było kilka:
Po pierwsze: wrzuciłam tę płytkę do odtwarzacza zaraz po książce "Sekret, którego nie zdradzę", gdzie ofiary były okaleczane po śmierci (wydłubane oczy, przestrzelona klatka piersiowa), a "Ofiara bez twarzy" ma na wstępie scenę z osobą, której żywcem odrąbano obie dłonie. To mocno nadszarpnęło moją wytrzymałość psychiczną.
Po drugie: cała ta policja za wolno myśli, wpadłam na rozwiązanie pewnej kwestii dobrych kilka rozdziałów przed całym wydziałem kryminalnym. Zgniewało mnie to.
Po trzecie: lektor, Mariusz Bonaszewski, czyta odrobinę monotonnie. Ponadto ma niski tembr głosu i czytane zdania czasami gubiły mi się w szumie za oknami samochodu. Podkręcanie głośności skutkuje rezonansem i masz babo placek.
Po czwarte: okrucieństwo. Bicie prawie na śmierć, odcinanie dłoni, miażdżenie nóg, wyżeranie twarzy przez szczury, no litości.
Po piąte: nuda. Nudziła mnie ta rozgrywka pomiędzy policją a mordercą, niemrawa, bez polotu i zapału. Nudziły mnie problemy rodzinne głównego bohatera, nudził czarny charakter.
Nie polecam.
"Ofiara bez twarzy" Stefan Ahnhem, tłumaczenie Ewa Wojciechowska, czyta Mariusz Bonaszewski, Marginesy.